
– To Polacy wspólnie z Węgrami, Czechami i Słowakami powinni zaskarżyć Komisję Europejską i niemiecki rząd za łamanie prawa w sprawie ratowania euro i kryzysu migracyjnego – mówi w rozmowie z Tomaszem Cukiernikiem prof. Jörgen Meuthen, przewodniczący eurosceptycznej i antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec, która jest trzecią siłą polityczną w Bundestagu.
– Wydaje się, że na członkostwie w Unii Europejskiej i na istnieniu euro Niemcy zyskują najbardziej. Dlaczego w takim razie Alternatywa dla Niemiec jest za opuszczeniem strefy euro przez Niemcy?
– Strefa euro to jest projekt, na którym przegrywa cała Unia Europejska. Nie jest to projekt, przy którym Niemcy w izolowany sposób są w stanie coś ugrać. Do tego dochodzi taka sytuacja, że euro jest dla Niemiec walutą o wiele za miękką i tłumaczenie, że dzięki temu może się rozwijać eksport, niedokładnie odzwierciedla rzeczywistość, dlatego że w czasach marki niemieckiej, która była walutą twardą, również eksport dobrze działał. Proszę zwrócić uwagę, jak to funkcjonuje, kto jest naszym klientem. Są to często państwa południowej Europy: Włochy, Grecja, Hiszpania, Portugalia. I kto za to płaci? Płaci w gruncie rzeczy poprzez saldo rozliczeniowe TARGET 2 niemiecki bank centralny i dochodzi do tego, że jeśli się na to trzeźwo spojrzy, to do tych pieniędzy – w tej chwili jest to około 850 mld euro – nie mamy dostępu. Proszę również zwrócić uwagę na fakt funkcjonowania w strefie euro polityki zerowych stóp procentowych, która przy stopie inflacji wynoszącej 2 proc. prowadzi praktycznie do pełzającego wywłaszczania ludzi. Nie może tu być mowy o jakimkolwiek korzystnym działaniu tego systemu.
– Jaką widzi Pan przyszłość euro i Unii Europejskiej?
– To są dwa zupełnie różne pytania. Pierwsze pytanie odnośnie samego euro. Ponieważ mamy do czynienia z nieustającym napięciem wywoływanym przez tę walutę – zwłaszcza z uwagi na kraje południowe Unii Europejskiej, które są w ciągły sposób subwencjonowane przez pozostałe państwa, co prowadzi do agresywnych napięć – to jesteśmy zdania, że należałoby ją w sposób kontrolowany zlikwidować. Drugie pytanie – nie jesteśmy – wbrew temu, co mówią niektóre media – za opuszczeniem Unii Europejskiej, ale jesteśmy jak najbardziej za tym, aby ten projekt zreformować. On spełniał swoją bardzo pożyteczną rolę jako wspólny rynek i jako twórca pokoju w Europie, ale sposób, w jaki on teraz funkcjonuje, prowadzi do napięć i jesteśmy za tym, by ten projekt zreformować, aby mógł dalej działać.
– Na czym miałyby polegać te reformy Unii Europejskiej?
– Obywatele Unii Europejskiej są regulowani pod każdym względem w każdym zakątku swojego życia. Unia Europejska reguluje, jaka ma być wielkość pizzy, jaki ma być podatek VAT, ile energii ma zużywać ekspres do kawy. To nie są zadania organizacji ponadnarodowej.
– Przejdźmy do spraw imigracji. Czy Pana zdaniem ktoś zmusił kanclerz Angelę Merkel do wprowadzenia polityki Willkommen? Dlaczego w ogóle do tego doszło?
– Trudno jest to ocenić. Nie mogę się na ten temat jednoznacznie wypowiedzieć, ale jedno, co mogę stwierdzić, to jest to, że jest to związane ze złamaniem prawa w sposób masowy przez kanclerz Merkel.
– Na czym polega to złamanie prawa?
– W niemieckiej konstytucji mamy artykuł 16A, który mówi, że nie można udzielać azylu komuś, kto wjeżdża z kraju tzw. bezpiecznego. Nie ma najmniejszego znaczenia, jaką drogę imigranci wybrali – czy przez Morze Śródziemne, czy inną. Faktem jest, że przybyli z krajów tzw. bezpiecznych i mamy tutaj do czynienia z ewidentnym złamaniem prawa. Dlatego my jako Alternatywa dla Niemiec opowiadamy się za restrykcyjnym prawem azylowym – takim, jakie stosuje się w Polsce czy ostatnio modyfikuje się w Austrii.
– Jaka w takim razie – Pana zdaniem – powinna być polityka Unii Europejskiej wobec imigrantów?
– Przede wszystkim dla nas jest ważne, żeby koncentrować się na realizowaniu interesów obywateli Unii Europejskiej. Nie jesteśmy za absolutnym zakazem imigracyjnym, ale to wszystko musi się odbywać w sposób kontrolowany. Dlatego jesteśmy również za tym, żeby w związku z tym wprowadzić centra imigracyjne przed bramami Europy, które by sprawdzały tych ludzi.
– Jaką widzi Pan rolę Polski w UE i we współpracy z Niemcami?
– Z tych powodów właśnie tutaj [w Polsce – przyp. T.C.] jestem. Ogromne są możliwości w związku z funkcjonowaniem Grupy Wyszehradzkiej, która przeciwstawia się nieustannemu narzucaniu wszelkiego rodzaju regulacji przez Unię Europejską – i w tym widzę pewną szansę.
– Na ile jest realne, by udało się to wykorzystać?
– Te wszystkie zmiany wymagają oczywiście czasu i cierpliwości. Jak pokazuje przykład „Brexitu”, istnieje pewnego rodzaju opór społeczny i w tym widzę tę szansę przeciwstawienia się.
– Co Pan sądzi w sprawie rzekomego naruszania przez Polskę traktatów unijnych?
– Elity w Brukseli mają ewidentny problem z konserwatywnym rządem polskim z powodu tego, że PiS nie należy do żadnego z dwóch dużych unijnych bloków partyjnych (chadecy i socjaldemokraci) i przez to nie daje się oswoić. W rzeczywistości to nie Polacy łamią „demokrację i praworządność”, tylko Komisja Europejska i rząd Angeli Merkel. Socjalistyczny komisarz Frans Timmermans doprowadza swój prywatny konflikt z konserwatywnym rządem w Warszawie do eskalacji – inaczej nie da się wytłumaczyć planowanego zawieszenia praw Polski w Unii, m.in. prawa głosu. Co więcej, uważam, że to Polacy wspólnie z Węgrami, Czechami i Słowakami powinni zaskarżyć Komisję Europejską i niemiecki rząd za łamanie prawa w sprawie ratowania euro i kryzysu migracyjnego.
Polacy zawsze działali w interesie europejskim. Przez stulecia bronili się przed szkodliwymi wpływami obcymi – czy to były wpływy muzułmańskie, czy sowieckie, czy to są wpływy nomenklatury brukselskiej. To było i jest dobre dla Europy. Uważam, że planowane zawieszenie praw Polski w Unii jest atakiem na suwerenność Polski.
– Wielu ekspertów w Polsce mówi, że politycy Alternatywy dla Niemiec zachwyceni są poglądami niemieckiego geopolityka Karla Haushoffera na temat Lebensraumu. Co Pan o tym myśli?
– Niestety nie znam tego nazwiska. Podejrzewam, że jest to czyniona w polskiej scenerii politycznej próba przyklejenia nam pewnej etykietki, ale proszę mi wierzyć, że z tym nazwiskiem spotykam się po raz pierwszy.
– Dlaczego niemiecki i unijny establishment tak bardzo boi się AfD?
– Politykę można porównać do rynku, gdzie każdy walczy o swoje udziały w tym rynku i po prostu jest obawa, że oni swoje udziały w tym rynku stracą na naszą korzyść.
– Jakie będzie Pan podejmował działania jako europoseł frakcji Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej?
– Na dzień dzisiejszy jestem jedynym przedstawicielem naszej partii w Parlamencie Europejskim i tam nie mogę wiele osiągnąć. Do Parlamentu Europejskiego poszedłem przede wszystkim z myślą o przyszłych wyborach, aby rozszerzyć potencjał naszych przedstawicieli w PE, żeby te pomysły, jakie przedstawiamy, mogły znaleźć swój oddźwięk.
– Na koniec: można powiedzieć, że AfD jest dyskryminowana w niemieckich mediach. Czy w Niemczech mamy jeszcze do czynienia z wolnością słowa?
– Sądzę, że jeszcze mamy jakąś tam wolność wypowiedzi, ale jesteśmy na dobrej drodze, by ją stracić. Przykładem tego jest przepis o przeszukiwaniu sieci, który jest pewną formą cenzury i musimy być bardzo ostrożni i czujni, żebyśmy na tym polu nie ponieśli porażki.
– Dziękuję bardzo za rozmowę.