Czarnek twierdzi, że nie zamknął szkół. Tak odpowiedział Dziamborowi

Czarnek
Przemysław Czarnek Foto: PAP
REKLAMA
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek twierdzi, że wcale nie zamknął szkół pod pretekstem walki z koronawirusem, bo najmłodsze roczniki uczą się stacjonarnie.

O fatalnych skutkach nauki zdalnej mówi się od dłuższego czasu. Wzrost liczby samobójstw i depresji wśród dzieci, zwiększenie kolejek do psychiatrów dziecięcych, pogorszenie się wzroku, zwiększenie uzależnienia od komputera, gorsza jakość edukacji – to tylko niektóre problemy wynikające z zamknięcia dzieci i młodzieży w domach.

Jeszcze do niedawna zdawał się rozumieć to Czarnek. Polska była w czołówce krajów, które najdłużej stosowały naukę zdalną pod pretekstem walki z wirusem SARS-CoV-2, ale gdy rozpoczynał się rok szkolny 2021/22 obóz rządzący zapowiadał, że priorytetem będzie utrzymanie nauki stacjonarnej, a szkoły zamknie w ostateczności.

REKLAMA

Minęło parę miesięcy i coś się rządowi oraz samemu Czarnkowi odwidziało. Naukę zdalną wprowadzono już w okresie przed Świętami Bożego Narodzenia i na początku 2022 roku. Potem na chwilę wrócono do nauki stacjonarnej, a teraz znów większość uczniów uczy się przez komputer.

Decyzja o powrocie do nauki zdalnej zbiegła się z apelami Lewicy, która domagała się takiego kroku. Potem niektórzy przedstawiciele tej samej Lewicy tę decyzję krytykowali, co zauważył poseł Artur Dziambor.

Czarnek twierdzi natomiast, że… szkół wcale nie zamknął. A to dlatego, że klasy 1-4 szkoły podstawowej uczą się stacjonarnie. O ile oczywiście pozwoli na to sanepid.

„Panie Pośle Dziambor, choć w wielu sprawach się różnimy, to dziękuję za zwrócenie uwagi na brak logiki i konsekwencji w działaniu Lewicy, co notabene nie jest znów takie trudne. Przypomnę jednak, że nie zamknąłem szkół – 1,6 mln dzieci uczy się w nich stacjonarnie” – stwierdził Czarnek.

Czarnek oczywiście przegrał bój o szkoły i teraz próbuje jakkolwiek ratować twarz twierdzeniami, że wcale szkół nie zamknął, chociaż są zamknięte. Co gorsze, z wypowiedzi jego podwładnych wynika, że dzieci i młodzież z klas od piątej wzwyż zostały zamknięte w domach nie ze względów zdrowotnych, ale by ulżyć w pracy sanepidom…

Nie chodzi o zdrowie dzieci, ale o ratowanie chorego systemu? Rzymkowski: „Musieliśmy się zdecydować na taki ruch, aby ułatwić funkcjonowanie sanepidu”

REKLAMA