
Nie tylko premierzy Polski, Czech i Słowenii mieli jechać do Kijowa na spotkanie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. W delegacji mieli znaleźć się szefowie rządów jeszcze dwóch innych państw, ale w ostatniej chwili się wycofali.
Informację tę podał tygodnik „Wprost”, powołując się na rozmówcę z rządu (niewymienionego z nazwiska).
W składzie delegacji do Kijowa mieli znaleźć się też szefowie rządów Słowacji i Litwy.
Dlaczego wycofali się w ostatniej chwili i ostatecznie nie pojechali? – Zwyczajnie się przestraszyli – komentuje anonimowo dla „Wprost” polityk.
Przekazał on także, dlaczego zadecydowano o relacjonowaniu podróży pociągu do Kijowa. W oficjalnych komunikatach podawano, że pociąg przekroczył granicę, że minął Lwów – itd.
Wielu zarzucało, że to nieroztropne działanie, narażające delegację na niebezpieczeństwo. Rozmówca gazety podaje, że rozważano też inne opcje, ale ostatecznie zdecydowano się na taką.
– Uznaliśmy, że Rosjanie powinni wiedzieć o tym, że pociąg dyplomatyczny jedzie, żeby później w razie, gdyby zamierzali go zbombardować, nie mówili, że to stało się przypadkiem – cytuje informatora „Wprost”.