Warszawa. Ruszył proces aktywistki z Aborcyjnego Dream Teamu

fot. "Wysokie obcasy"
fot. "Wysokie obcasy"
REKLAMA
W piątek 8 kwietnia przed warszawskim sądem przy ul. Poligonowej rozpoczął się proces przeciwko aborcyjnej aktywistce z grupy Aborcyjny Dream Team. Chodzi o pomocnictwo w tym morderczym procederze. Jest to pierwsza tego typu sprawa.

O godz. 9.30 ruszył proces Justyny Wydrzyńskiej, nazywanej „matką” polskich aborcjonistek. Aktywistka działa w Polsce od 16 lat.

Wydrzyńska jest oskarżona o pomocnictwo w aborcji, co w Polsce jest zagrożone karą do 3 lat więzienia. Aborcjonistka miała przekazać tabletki poronne innej kobiecie. Z relacji Aborcyjnego Dream Teamu wynika, że tkwiła ona w „przemocowym związku”, co miałoby uzasadniać „konieczność” zabicia nienarodzonego dziecka. Pozew przeciwko aktywistce złożył ojciec dziecka.

REKLAMA

– W lutym 2020 roku do Aborcji Bez Granic odezwała się osoba, która zbliżała się do 12 tygodnia ciąży. Powiedziała nam, że chce pojechać na zabieg do Niemiec, bo wciąż nie otrzymała tabletek od organizacji Women Help Women. Koleżanki z Niemiec zaczęły go organizować, ale w międzyczasie mąż zaszantażował ją, że jeśli wyjedzie z małym dzieckiem za granicę, to on zgłosi na policję porwanie – mówiła Wydrzyńska w rozmowie opublikowanej na łamach kmag.pl.

– Wtedy o całej historii dowiedziałam się ja. Otrzymałam informację, że jest to bardzo przemocowa relacja i że ta kobieta jest bardzo zdeterminowana, aby przerwać ciążę. Bardzo mnie to poruszyło, ponieważ sama czegoś takiego doświadczyłam. Doskonale wiem, co to oznacza mieć kontrolującego męża, który sprawdza twój telefon, historią przeglądarki i wydatki. Był to także sam początek pandemii i wiedziałyśmy już, że dostawy tabletek i organizacja wyjazdów mogą być utrudnione – dodała.

– Po zsumowaniu tego wszystkiego zdecydowałam, że wyślę jej zestaw, który posiadam na swój własny użytek. Potem po jakimś czasie dostałyśmy informację, że jej mąż zawiadomił policję, która zabrała jej tabletki. My tymczasem zastanawiałyśmy się, co dalej… Po miesiącu odezwała się do nas po raz kolejny. Przeprosiła i powiedziała, że poroniła ze stresu związanego z całą tą sytuacją. To był nasz ostatni kontakt – relacjonowała aborcjonistka.


CZYTAJ WIĘCEJ: „Matka” polskich aborcjonistek stanie przed sądem. Grozi jej więzienie


Na profilu Prawniczki Pro Abo pojawił się wpis dotyczący samej rozprawy. „Sala rozpraw została w ostatniej chwili zmieniona na tak małą, że poza dwiema osobami nie została wpuszczona publiczność. Media tłoczą się częściowo w środku, częściowo na korytarzu. Nie został wpuszczony ani cały zespół prawny, ani wszystkie osoby z ADT (Aborcyjny Dream Team – przyp. red.). Za to wszedł smutny pan z Ordo Iuris” – czytamy.

„Nasz udział tym w ważnym postępowaniu, które jest wyrazem szacunku dla prawa chroniącego konstytucyjne wartości – jest oczywisty. Dlatego nasz wniosek został uwzględniony przez sąd. A tak na marginesie, mec. Jakub Słoniowski z pewnością nie jest smutny” – skwitowali przedstawiciele Ordo Iuris.

„Dodajmy, że naszemu udziałowi w procesie obrona aktywistów aborcyjnych rzeczywiście się sprzeciwiła. Ale nieskutecznie” – czytamy w innym wpisie.

Przypomnijmy, że zgodnie z art. 152 § 2 k. k. ten, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. I o taki właśnie przypadek chodzi w tej sprawie.

Źródła: Twitter/kmag.pl/Facebook/NCzas

REKLAMA