
Trwa erozja tradycyjnych partii francuskich, które wpadły w kłopoty po wyborach w 2017 roku. Oskarżenie kandydata Republikanów Francois Fillona o korupcję i jego porażka w I rundzie, wyniosła na tron Macrona, do którego zaczęli uciekać politycy centrum i PS.
Teraz te tendencje się nasiliły. Kandydatka Partii Republikanie (LR) Valerie Pécresse uzyskała zaledwie 4,79%, a socjalistka i mer Paryża Anne Hidalgo – 1,74%. Ta druga uzyskała fatalny wynik nawet w samej stolicy, gdzie przecież rządzi.
Oznacza to spore kłopoty dla ich partii, ale i osobiście dla kandydatów. Wyniki poniżej 5% oznaczają brak refundacji kampanii z kasy państwa. Peceresse mówi dziś, że ma dług osobisty w wysokości… 5 milionów euro i wezwała zwolenników do przekazywania darowizn.
„Sytuacja finansowa mojej kampanii jest teraz krytyczna” – powiedziała kandydatka LR. Oznacza to problemy także dla partii. Republikanie sądzili, że uzyskają ośmiomilionowy zwrot kosztów kampanii przyznawany kandydatom, którzy przekraczają 5% próg. Bez pieniędzy, a ze zbliżającymi się w tym roku wyborami parlamentarnymi, będzie ciężko.
„Stawką jest przetrwanie Republikanów, a poza tym przetrwanie republikańskiej prawicy” – alarmuje Pecresse. Polityk tej partii Michel Barnier jednak uspokaja, że „razem ze wszystkimi deputowanymi i działaczami jesteśmy w stanie poradzić sobie z tą trudną sytuacją materialną”.
To kolejne problemy tej partii. W 2012 ze względu na nieprawidłowości po kampanii Sarkozyego, też musiano ogłaszać zbiórkę. W akcji na apel Sarkozyego zebrano wówczas około 11 milionów euro. Dzisiaj może być trudniej.
Podobne problemy mają socjaliści, ale ta partia właściwie już przestaje istnieć. Jej aktywiści znajdują sobie przystań w LREM Emmanuela Macrona.
Podobnie wygląda sytuacja Zielonych (EELV). Ich kandydat Yannick Jadot uzyskał 4,6% i też nie uzyska zwrotu wydatków. Z tym, że jego macierzysta partia dość słabo wspomagała jego kampanię, a w wyborach parlamentarnych może mieć wynik lepszy, niż jej pozbawiony charyzmy polityk.
Źródło: Twitter