
„To nie dzięki Węgrom Rosja ma pieniądze na prowadzenie wojny w Ukrainie, gdyż na Budapeszt przypada tylko niewielka część europejskich zakupów rosyjskich surowców energetycznych” – stwierdził jasno szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto w wywiadzie dla CNN.
„Nie przyczyniamy się do tego, że władze Rosji stać na prowadzenie tej wojny. Po pierwsze, przypada na nas bardzo niewielka część europejskich zakupów rosyjskich paliw kopalnych” – powiedział Szijjarto w odpowiedzi na uwagę dziennikarki Christiane Amanpour, że dzienne zyski Rosji ze sprzedaży ropy wynoszą 800 mln dol.
Minister wyjaśnił, że Węgry poprosiły o wyłączenie ich spod embarga na zakup rosyjskiej ropy, bo inaczej „byłoby fizycznie niemożliwe” zaopatrzenie kraju w wystarczającą ilość tego surowca. Dodał, że to „geografia przesądziła o infrastrukturze. Aby zmienić w Europie Środkowej wielki szlak dostaw z kierunku wschód-zachód na północ-południe, potrzeba kilku lat”.
Szijjarto bronił też decyzji władz Węgier, że nie będą one dostarczać broni do Ukrainy. W jego opinii dzięki temu granica węgiersko-ukraińska jest najbezpieczniejszym szlakiem dostaw transportów humanitarnych z zachodu.
„Właśnie dlatego Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża prowadzi swoje centrum logistyczne organizujące działalność na Ukrainie z Węgier. Dlaczego? Bo to bezpieczna granica i kiedy transporty pomocy humanitarnej ją przekraczają, wszyscy mogą być pewni, że to nie broń, transporty nie są więc zagrożone” – oznajmił.
Przywołał też stały argument Budapesztu, że w zachodniej części Ukrainy mieszka 150 tys. Węgrów i gdyby Budapeszt dostarczał broń Ukrainie, staliby się oni celem dla Rosjan. Zaznaczył, że Węgry realizują obecnie największą akcję humanitarną w swojej historii i przyjęły już 830 tys. ukraińskich uchodźców.
Pytany o to, kto powinien jego zdaniem wygrać tę wojnę, oparł: „Oczywiście ofiara, to nie ulega kwestii”.