
Rok szkolny się zbliża, a nauczyciele znów planują strajk. Rozbieżności pomiędzy oczekiwanymi podwyżkami a proponowanymi przez rząd są zbyt duże.
Związek Nauczycielstwa Polskiego przekazał, że wraz z początkiem nowego roku szkolnego rozpocznie się akcja protestacyjna nauczycieli. Nie wiadomo jeszcze, jaką formę przybierze.
– Wysyłamy wezwanie do premiera, aby podjął z nami rozmowy w terminie do 8 września. Jeśli nie będzie pozytywnego odzewu, 12 września stawiamy „kropkę nad i” – mówi w rozmowie z Onetem wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński.
ZNP na swojej stronie opublikował uchwałę ws. ogłoszenia pogotowia protestacyjnego. Podpisał się pod nią prezes ZNP, Sławomir Broniarz.
Związek wymienia trzy główne postulaty: podwyżkę wynagrodzenia o 20 proc. (obecnie minimalna pensja stażysty to 2949 zł, a nauczyciela dyplomowanego – 4046 zł brutto), powiązania nauczycielskich wynagrodzeń ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce oraz zwiększenie nakładów finansowych na oświatę i wychowanie.
Tymczasem Ministerstwo Edukacji i Nauki proponuje podniesienie od 1 stycznia 2023 r. o 9 proc. określonej w ustawie budżetowej kwoty bazowej dla nauczycieli.
– Oczywiście nie jest to zakończenie negocjacji, ale będzie to jeden z ważnych punktów rozmów z panem premierem i także w trakcie prac nad budżetem na rok 2023 r. – zaznaczył wiceminister Dariusz Piontkowski.
Związkowcy są jednak rozczarowani propozycjami rządu. – Minister nie rozumie problemów, o których rozmawiamy od stycznia tego roku – skomentował dla Onetu Baszczyński.
Związek na razie nie poinformował, w jaki sposób odbywać się będzie akcja protestacyjna.
– Planujemy radykalne działania. Nasze protesty będą dla władzy uciążliwe. Dialog nie ma już sensu, bo i tak nasze postulaty są od dawna ignorowane przez rząd – mówiła niedawno dla „Rzeczpospolitej” Monika Ćwiklińska, rzeczniczka prasowa oświatowej Solidarności.