
Wynajmowanie sobie kobiet do rodzenia dzieci budzi sprzeciw nawet w środowiskach feministek, jako sposób „utowarowienia” kobiet. W Europie tylko kilka krajów zezwala na taki proceder, ale mimo wszystko biznes kwitnie. Do niedawna „zagłębiem” surogacji była np. Ukraina.
„Macierzyństwo zastępcze” to praktyka dozwolona w takich krajach jak Stany Zjednoczone, czy Kanada, ale to spore koszty. W krajach europejskich surogację dopuszcza się w takich państwach jak Dania i Holandia. Często służy ona do fundowania sobie dzieci przez pary homoseksualne.
Dziennikarka Céline Revel-Dumas, autorka książki „GPA, le grand bluff”, zwraca uwagę, że sytuacja kryzysu sprzyja praktykom surogacji, a agencje oferujące „macierzyństwo zastępcze” za granicą mają ułatwione zadanie.
Kuszą przedstawianiem zalet bycia „matką zastępczą” i przedstawiają to jako rodzaj kariery zawodowej. Stąd ogłoszenia w rodzaju: „Szukam kobiety zdrowej, młodej, która już jest mamą i która chce pracować z domu”. Okazuje się, że surogacja awansowała niemal do kategorii „pracy zdalnej”.
Równie wątpliwe moralnie jest kuszenie kobiet zarobieniem dużych pieniędzy w czasach, kiedy ich rodziny mogą przeżywać trudności. Akwizytorzy surogacji przedstawiają się niemal jako oferenci „pracy socjalnej dla najbiedniejszych kobiet”. W sumie to jednak nowy rodzaj sutenerstwa…
Źródło: Valeurs