
„Strategiczny zwrot Berlina, który oddala się od Paryża” – tak francuskie media opisują coraz bardziej napięte relacje francusko-niemieckie wywołane m.in. skutkami wojny na Ukrainie.
Dotychczasowy „tandem” UE rozjechał się. Stąd wspólny „obiad” Macrona i Scholza 26 października, który ma oczyścić relacje. Francuski prezydent i niemiecki kanclerz „omówili stosunki francusko-niemieckie w duchu bardzo bliskiej współpracy w perspektywie średnio- i długoterminowej”. Podobno było” konstruktywnie”.
Francuskie media twierdzą, że Berlin odwrócił się w kierunku Europy środkowowschodniej. W tym kierunku idzie m.in. współpraca zbrojeniowa, podczas gdy wspólne projekty francusko-niemieckie są odłożone na półkę. Przełożono m.in. wspólne obrady rządowe zaplanowane na 26 października w Fontainebleau. Odwołano także spotkanie parlamentarne Francji, Niemiec i Polski.
Francuzi twierdzą, że rozbrat przychodzi łatwiej Berlinowi. Jednak warto zauważyć, że i Macron schował dąsy do kieszeni i potrafił się spotkać z Meloni we Włoszech, czym ściągnął na siebie gniew lewicy za „spiskowanie z faszystami”. Być może to początki budowania nowej koalicji wewnątrz UE.
Paryżowi nie spodobało się np. ogłoszenie przez Berlin „europejskiego programu obrony powietrznej”, z którego wyłączono Francję. Warto przypomnieć, że propozycję Berlina odrzuciła tu Polska, która w tym temacie jest bardziej zaawansowana. Obrona przeciwrakietowa budowana wokół Niemiec jest też konkurencją dla francuskiego systemu Mamba.
Kolejny punkt sporny, to projekt europejskiego samolotu wielozadaniowego. Konkurencyjny brytyjski projekt Tempest tu wygrywa, a Niemcy nie palą się do kooperacji z Francuzami. Zresztą francuski Dassault też nie ma ochoty dzielić się technologią.
W dodatku marcu Niemcy ogłosiły zamówienie na amerykańskie F-35 w celu częściowej wymiany starzejącej się floty Tornado. Paryż uważa, że w ten sposób Berlin niszczy marzenia Macrona o „europejskiej autonomii w kwestiach bezpieczeństwa i polityki obronnej”.
Lista wstrzymanych projektów jest dłuższa. Dotyczy to np. wspólnego następcy czołgów Leclerc i Leopard, zastąpienia francuskich dział Ceasar nowym systemem artyleryjskim (finalizacja przełożona na rok… 2045), czy modernizacji śmigłowców Tigers.
„Le Figaro” stwierdza, że sytuacja jest tym bardziej krytyczna, że w pozostałej części Europy pogłębia się przepaść między nieprzejednaną postawą krajów wschodnich a bardziej ugodowym podejściem na Zachodzie w kwestii wojny na Ukrainie.
Jeśli chodzi o politykę energetyczną też widać różnice. Zwłaszcza w kwestii cen gazu. Francja jest za unijnym mechanizmem ograniczenia cen, Niemcy są gotowe przepłacać, byle tylko zapewnić sobie załatanie dziury po dostawach rosyjskich i zapewnić bezpieczeństwo swojego przemysłu.
Kością niezgody jest też gazociąg, który miał łączyć Hiszpanię z Niemcami. Nazywany „MidCat” jest projektem rozpoczętym w 2013 r. Został wstrzymany w 2019 r. „ze względu na negatywny wpływ na środowisko i interes gospodarczy Paryża”.
Wskazuje się też polityczne rozbieżności i „wymiar osobisty”. Pomiędzy Emmanuelem Macronem i Olafem Scholzem nie ma takiej „chemii” jaką prezydent miał podobno z Angelą Merkel. Jacques-Pierre Gougeon z Instytutu Badań Międzynarodowych i Strategicznych mówił, że obydwaj politycy „mają bardzo różne temperamenty” i różną rodzinę polityczną. Czy obiad w Elisée przełamie lody? Wątpliwe.