
Rosyjski opozycjonista Giedannij Gudkow komentuje sytuację po śmierci Uładzimira Makieja, ministra spraw zagranicznych i najbliższego współpracownika Alaksandra Łukaszenki, zwanego „białoruskim Machiavellim”.
Według medialnych doniesień Alaksandr Łukaszenka wpadł w panikę po śmierci Makieja. Pojawiły się spekulacje, że polityk został otruty, a stali za tym Rosjanie. Dyktator miał natychmiast zająć się wymianą całego personelu – służby, strażników, a nawet kucharzy.
Gudkow uważa, że za śmiercią Makieja rzeczywiście stał Kreml. Jego zdaniem było to ostrzeżenia dla Łukaszenki, że ma się stosować do poleceń z Moskwy.
Rosyjski opozycjonista twierdzi, że obecnie Łukaszenka ma nikłe szanse na przeżycie. Uratować się może jedynie przez przystąpienie do wojny.
– Szanse nie spadną do zera, ale do wartości ujemnej. W żadnym wypadku nie przeżyje. Rozumie to, więc dalej będzie kłamał, wodził za nos itp. – powiedział Rosjanin.
Zdaniem Gudkowa jedyną szansą dla Łukaszenki jest udawanie, że Białoruś szykuje się na wojnę, gdy w rzeczywistości nic nie będzie robił.
Polityk uważa, że Łukaszenka jest w okropnym położeniu, bo nie jest poważany ani w Moskwie ani na Zachodzie.
– Gdzie ma się udać „biedny” dyktator? Byleby tylko wytrwać do końca, a koniec jest bliski. Rozumie, że Putin już przegrał wojnę – powiedział Gudkow.
Polskie Radio: NATO zdecyduje, które państwa będą odbudowywały Ukrainę