„Pucz” w Niemczech coraz bardziej groteskowy

Żołnierze niemieckiej Bundeswehry podczas uroczystego capstrzyku. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/DPA
Żołnierze niemieckiej Bundeswehry podczas uroczystego capstrzyku. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/DPA
REKLAMA

Kilka dni temu świat obiegła informacja o rozbiciu „skrajnie prawicowego” spisku w Niemczech, który miał obalić rząd. Od początku sprawa wydawała się mocno „nadęta”, a czym dalej w las, tym mniej grzybów. Z jednej strony Niemcy to dziwny kraj, któremu co pewien czas „odbija”. Kiedy pewien krzykacz wygłaszał swoje mowy w monachijskiej piwiarni, nikt nie przypuszczał, że stanie się sprawcą największej rzezi w Europie.

Z drugiej strony, w Niemczech nie widać żadnych sił zdolnych do państwowego spisku. Jeśli już dochodzi już do jakiejść konspiracji ,to na 10 uczestników, 9 bywa agentami BND, BfV lub innych służb. Pokazówki z łapaniem „zamachowców” służą zaś najczęściej do osłabiania partii prawicowych.

REKLAMA

Tymczasem o 6 rano na zlecenie prokuratora federalnego, niemiecka policja przeszukała ponad 100 mieszkań i budynków w kilku landach oraz dokonała 25 aresztowań. W operacji uczestniczyło 3000 funkcjonariuszy koordynowanych przez Prokuraturę Federalną i Federalny Urząd Policji Kryminalnej. Dodatkowe wsparcie dali funkcjonariusze jednostki specjalnej policji federalnej GSG 9 oraz specjalne grupy zadaniowe policji poszczególnych landów.

Akcja została zorganizowana przeciw organizacji „Reichsbürger”, co na język polski można przetłumaczyć jako „Obywatele Rzeszy”. W grupie miały działać bardzo wysoko postawione osoby publicznie, w tym była polityk AFD i obecna sędzia Sądu Okręgowego, a także byli żołnierze Bundeswehry, a nawet książę Heinrich XIII, podobno typowany na nowego cesarza. Rodzina Reuss, z której pochodzi, przez wieki rządziła w dzisiejszej Turyngii, a jej panowanie zakończyła dopiero rewolucja z 1918 roku.

Upływające od wielkiej akcji policji dni, odsłaniają jednak nie kulisy spisku, ale… groteskową satyrę. Jak zauważa Alexandra Rybińska, tzw. „obywatele Rzeszy” (Reichsbürger), czyli książę emeryt oraz „ok. dwa tuziny ekscentrycznych dziwaków, chciało dokonać puczu i obalić prawowity rząd Republiki Federalnej Niemiec. Trudno sobie wyobrazić, by grupka ludzi, w większości w podeszłym wieku, która marzy o cesarstwie, wystawia sobie nawzajem paszporty i drukuje bezużyteczne banknoty, mogłaby tego dokonać”.

Tymczasem zgodnie z ujawnionym planem przez śledczych prokuratury, zamachowcy zamierzali opanować Reichstag, siedzibę Bundestagu oraz dokonać sabotażu sieci energetycznych. Wśród zatrzymanych jest też obywatelka Rosji, co dodatkowo sugeruje „kurs pro-putiowski”. Szef Federalnej Policji Kryminalnej Holger Münch informował jednak, że w telewizji „ARD”, że państwo niemieckie „nie było w żadnym momencie zagrożone”.

Po co więc cały ten cyrk? – pyta Rybińska. Rzekomo znaleziono broń i amunicję, ale jaką policja do dziś nie ujawniła. Przypomina, że „na terenie Niemiec urzęduje obecnie 30 rywalizujących ze sobą kanclerzy, kilku książąt oraz co najmniej jeden król”. Minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser z SPD ma duże pole do popisu w zwalczaniu „skrajnej prawicy”.

Kilka miesięcy temu w Bundestagu deklarowała, że „prawicowy ekstremizm to największe zagrożenie dla demokracji”. To pojemny worek, od przeciwników obostrzeń pandemicznych i szczepień, po grupy neonazistów. Jednak Rybińska zauważa, że tezy medialne o tym, że „Obywatele Rzeszy” „za pomocą wojska, mordów i przemocy oraz szturmu na Bundestag mieli ustanowić nowy porządek w Niemczech, brzmią równie groteskowo jak domniemany pucz”.

Stawia tezę, że to „czysty PR oraz próba kryminalizacji wszystkiego, co kojarzy się z prawicą”. Ostatnia akcja dała np. argumenty politykom lewicy do żądań delegalizacji partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która zasiada w Bundestagu. Jednym z „puczystów” miała być poseł tej formacji, 71-letnia Birgit Malsach-Winkemann.

Szef kontrwywiadu Thomas Haldenwang twierdzi, że „AfD ma ogromny wpływ na nastroje w tym środowisku”., a szefowa MSW „poszła o krok dalej i zaproponowała by usuwać urzędników z administracji, którzy wyrażają skrajnie prawicowe poglądy”.

W gruncie rzeczy niemieckiej demokracji bardziej zagrażają arabskie klany, przemytnicy migrantów i imigrancka przestępczość, nawet islamscy terroryści, czy klimatyczni eko-terroryści, nie wspominając już o bojówkach skrajnej lewicy i Antifie.

Aleksandra Rybińska zastanawia się, czy wielka operacja przeciw „puczystom” nie miała czasami przykryć np. zbrodni w Illerkirchberg, która wstrząsnęła opinią publiczną? 5 grudnia w liczącym mniej niż 5 tys. mieszkańców Illerkirchberg w Badenii-Wirtembergii dwie uczennice idące do szkoły zostały zaatakowane nożem. Jedna z nich, 14-latka, zmarła. Sprawca był tzw. uchodźca z Erytrei. Kilka lat wcześniej w tej samej miejscowości grupa imigrantów dokonała zbiorowego gwałtu na 14-latce.

Niemieckie służby znacznie lepiej rozpracowują „ekstremę prawicową”, a czasami nawet takie grupy sami tworzą. Mogą być zawsze ujawnione na zlecenie polityków i odpowiednio wspomóc propagandę medialną.

Źródło: wPolityce/ Patrzymy.pl

REKLAMA