O co chodzi w sporze o krzyż?

REKLAMA

Zastanawiałem się nad tym dosyć długo. Nie mogłem sprawy zracjonalizować. I w końcu mnie olśniło. W sporze o krzyż po prostu każdemu chodzi o coś innego!

Donaldowi Tuskowi chodzi o przykrycie paranoicznej polityki ekonomicznej, jaką prowadzi jego coraz bardziej kompromitująca się ekipa polityczna. Jarosławowi Kaczyńskiemu chodzi o to, by katastrofa smoleńska ciągle była na pierwszych stronach gazet. Obu panom chodzi o to, by był jakiś niegroźny, ale bardzo widoczny przedmiot sporu, wokół którego mogą mobilizować swój elektorat.

REKLAMA

I elektorat mobilizuje się dwubiegunowo: zwolennicy Platformy są przeciw, a sympatycy PiS – za. Antyklerykalnej lewicy chodzi o wyrażenie swojej nienawiści do Kościoła.

Samym obrońcom krzyża chodzi z kolei najprawdopodobniej o nowy cel w życiu. Odwiedzającym ich przeciwnikom krzyża chodzi o obejrzenie żywych moherów i kołtunów – i przez to o poprawę samopoczucia. Straży miejskiej chodzi wreszcie o nadgodziny, które przy krzyżu odstać jest łatwo.

Socjaliści wierzący i niewierzący, tryskający nienawiścią do Kościoła antyklerykałowie, żarliwi obrońcy krzyża i ich niezbyt kulturalni przeciwnicy, służby państwowe, a nawet harcerze – wszyscy mają interes, żeby krzyż stał, więc pewnie będzie stał dalej. Pewnie tak długo, aż obrońcom w końcu znudzi się obrona. Kiedyś i to przecież nastąpi.

Mamy w każdym razie do czynienia z fenomenem chyba bez precedensu i w swej istocie dość surrealistycznym. Tylko rządząca partia, choć jest z sytuacji zadowolona, chce ją wykorzystać także do innych celów. Oto przygotowano projekt poprawek prawa regulującego wolność zgromadzeń. Idzie on w stronę istotnego ograniczenia tej wolności poprzez zobligowanie gmin do wyznaczenia miejsc, w których w przyszłości będą mogły odbywać się demonstracje i pikiety. Cóż – najlepiej piec dwie albo nawet więcej pieczeni na jednym ogniu.

Najbardziej zmieszany całą sytuacją wydaje się Kościół. Choć nie jest stroną tego konfliktu, znajduje się przecież w jego środku. I też nie wie, jak się zachować. Co więc mają robić ludzie, którzy widzą całą dziwność tej sytuacji, a jednocześnie rozumieją jej rozmaite aspekty. Cóż, najlepsze chyba jest stoickie wyjście: trzeba tę sprawę po prostu przeczekać.

REKLAMA