
– To jest walka z opóźnieniami zaczynana zupełnie od złego końca. To tak, jakbyśmy walczyli z opóźnieniami pociągów, popędzając batem pasażerów, żeby szybciej wchodzili z walizkami – mówił w Sejmie Dobromir Sośnierz z Konfederacji, odnosząc się do kolejnych procedowanych zmian w prawie.
Jako przykład fatalnych praktyk ustawodawczych Sośnierz podał Kodeks cywilny, przy którym aktualnie majstruje partia władzy.
– W samym tylko zeszłym roku nowelizowany był 19 razy, czyli więcej niż przez 16 lat, w latach 1974-1990. Tak więc to pokazuje skalę tej rozpędzającej się spirali, biegunki ustawodawczej, z którą mamy do czynienia. To, że jest nowelizowany tak często, jest problemem samo w sobie. To jest kodeks, właśnie dlatego jest to skodyfikowane, że powinno być trwałym oparciem, punktem odniesienia, czymś w prawie bardziej stabilnym, stąd przecież różne podwyższone progi dla kodeksów. A my to zmieniamy po prostu jak rękawiczki – wskazywał.
W proponowanych przez PiS zmianach ma być m.in. podniesiona wartość przedmiotu sporu z 75 tys. do 100 tys. zł. Sośnierz uważa, że wyznacznik powinien być inny, bo zmieniająca się sytuacja ekonomiczna sprawi, że za krótki czas ponownie kodeks będzie trzeba zmieniać.
– Pomijam, czy to słusznie czy niesłusznie (nowa proponowana kwota – red.), ale czy przy tej okazji nie naszła państwa w końcu refleksja, że warto by tego rodzaju kwoty zapisywać w odniesieniu do jakiegoś stałego współczynnika referencyjnego i nie zmieniać tego uznaniowo, kwotowo, raz za razem? Tylko żeby uzależnić to od np. od minimalnego wynagrodzenia albo wynagrodzenia posłów? Wtedy posłowie mieliby może tendencję do pamiętania o nowelizowaniu tych innych współczynników. Po co my to zmieniamy, po co my to ustawiamy na sztywno? Jaki jest cel tego, żeby przywiązywać się do jakiejś konkretnej kwoty? – pytał Sośnierz.
Następnie odniósł się do „traktowania” kosztów procesu jako kary – ma to być dwukrotność w przypadku, kiedy dopatrujemy się złej woli u przedsiębiorcy.
– Nosi to ewidentnie znamiona sankcji, ale koszty procesu powinny, jak sama nazwa wskazuje, służyć pokryciu kosztów procesu. Przecież one nie rosną w skutek tego, czy ktoś ma złą wolę czy dobrą wolę. To nawet nie jest powiedziane, że to ostatecznie przedsiębiorca nie może mieć w tym sporze racji, tylko że jeśli na początku wykazał złą wolę, to my mu zasądzamy dwukrotność kosztów procesu – w procesie, w którym on raczej wygrał. To jest bez sensu – ubolewał poseł Konfederacji.
– Jeśli chodzi o skracanie terminów, to dajemy tydzień przedsiębiorcy na odpowiedź na pozew, w sytuacji kiedy sąd rezerwuje sobie czas właściwie nieograniczony. To jest walka z opóźnieniami zaczynana zupełnie od złego końca. To tak, jakbyśmy walczyli z opóźnieniami pociągów, popędzając batem pasażerów, żeby szybciej wchodzili z walizkami. Jakby to opóźnienia pociągów brały się stąd, że pasażerowie nie dość szybko wchodzą do pociągów, a nie stąd, że mamy idiotyczny pomysł, że opóźnienia pociągów skomunikowanych rozlewają się po całym kraju – porównał Sośnierz.
Całe wystąpienie do obejrzenia poniżej, a inne sejmowe wypowiedzi dostępne także na kanale Sommer 12.