
Stanisław Michalkiewicz w cyklu pytań i odpowiedzi na swym kanale odniósł się do tego, czy przyjąłby propozycję zostania ambasadorem Polski w Izraelu, a także zdradził jakie widziałby wówczas przed sobą zadania.
Publicysta „Najwyższego Czasu!” odpowiedział na pytanie jednego z widzów, który zapytał „czy gdyby dostał Pan propozycję bycia ambasadorem w Izraelu, to czy by Pan ją przyjął i jakby sobie Pan wyobrażał pełnienie takiej misji?”.
– Próbowałbym podjąć się takiego zadania – stwierdził Michalkiewicz. – To by było ryzykowne w moim przypadku, dlatego że nie wiem czy Izrael od razu nie uznałby mnie za persona non grata.
– Przede wszystkim za swoje główne zadanie, może nawet jedyne, to bym uznał informowanie rządu polskiego, bo taka jest funkcja ambasadora, o wszystkich możliwych zagrożenia, jakie by rysowały się przed Polską w związku z ustawą nr 447 – zdradził publicysta i zaznaczył, że „tutaj by trzymał rękę na pulsie”.
– Druga rzecz, bo jest też rolą ambasadora w obcym kraju, żeby w Izraelu próbować stworzyć jakieś środowisko skupiające obywateli izraelskich, ale przeciwnych tym roszczeniom żydowskim – powiedział i podkreślił. że „tacy są, np. Norman Finkelstein, on akurat nie jest chyba obywatelem Izraela, ale jest Żydem”.
– Bardzo możliwe, że w Izraelu też są tacy jak on i z takich bym próbował zaprzyjaźnione z polską ambasadą środowisko stworzyć, żeby jakoś za pośrednictwem tego środowiska oddziaływać na izraelską opinię publiczną, a za pośrednictwem izraelskiej opinii publicznej na władze tego państwa – wskazał Michalkiewicz.
– Czy by mi się to udało to nie wiem, ale w każdym razie bym próbował – podsumował publicysta.