
Rząd Prawa i Sprawiedliwości ponownie zmienia prawo pod unijne dyktanto – tym razem w kwestii ochrony konkurencji i konsumentów. Janusz Korwin-Mikke wyszedł z kontrpropozycją.
W Sejmie odbyło się drugie czytanie projektu nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, napisanego pod unijne dyktando, dzięki któremu rzekomo będzie możliwa walka ze zmowami cenowymi. W ramach ustawy swoje uprawnienia zwiększą też kontrolne organy krajowe.
Korwin-Mikke zauważa, że gdy „prywaciarz zdobędzie 70% rynku, to nazywa się go monopolistą, natomiast jak państwo tak robi, to już nie jest monopolistą”.
– Wspomnijmy tu, że niektóre aspekty energetyki elektrycznej, a także np. działania Orlenu w dziedzinie dysponowania czterotlenkiem ołowiu też naruszałyby ustawę antymonopolową. Natomiast my zgłosiliśmy projekt… Nie było czasu go omówić, bo nie powołano komisji. A wtedy sprawę załatwiono by w minuty. Chodzi o projekt, który oparty jest o pomysł dotyczący tego, że również urząd antymonopolowy jest monopolistą. W związku z tym, żeby tego uniknąć, złożyliśmy projekt – zaraz go złożę do laski marszałkowskiej – dotyczący powołania co najmniej trzech urzędów. Chodzi o to, żeby ze sobą konkurowały. Kto dostanie więcej zgłoszeń, ten dostanie więcej pieniędzy – mówił Korwin-Mikke.
– I teraz proszę zwrócić uwagę, że przeciwko temu był głos prezesa, który jest tym zainteresowany. Komisja wzięła pod uwagę głos osoby zainteresowanej, bo przecież prezes traci wtedy 2/3 swojej władzy. Po drugie, argument, jaki padł, był następujący: nie można tego zrobić, bo tego nie ma w żadnym innym kraju Unii Europejskiej. W ten sposób nigdy nie będzie można nic zrobić, bo w którymkolwiek kraju ktoś będzie chciał to wprowadzić, to nie będzie mógł, ponieważ tego nie ma w żadnym innym kraju Unii Europejskiej. Tego typu argumentacje są niedopuszczalne. Polska nie może być liderem w żadnej dziedzinie, bo tego nie ma w Unii Europejskiej. Tak nie wolno rozumować – podsumował Korwin-Mikke.