
Chińska marynarka poinformowała w czwartek 23 marca, że ścigała amerykański okręt wojenny, który „nielegalnie wpłynął” na kontrolowany przez Pekin archipelag na Morzu Południowochińskim.
Incydent miał miejsce w kontekście walki o wpływy między Pekinem i Waszyngtonem na tym obszarze morskim, rywalizacji dotyczącej kontroli wód i przestrzeni wokół Tajwanu, a nawet wizyty chińskiego „prezydenta” w Moskwie.
Tian Junli, rzecznik południowego teatru działań armii chińskiej, oświadczył, że niszczyciel USS Milius „nielegalnie wpłynął” w czwartek „bez zgody władz chińskich” na wody archipelagu Paracelskiego.
Dodał, że „siły morskie i powietrzne zostały zmobilizowane do śledzenia i monitorowania tego okrętu oraz do wydania ostrzeżenia celem usunięcia go z tego obszaru”. Rzecznik „potępił” amerykański manewr, który „podważa pokój i stabilność na Morzu Południowochińskim”. Postraszył także, że komunistyczna armia „pozostaje na baczności i podejmie wszelkie niezbędne kroki, by zdecydowanie bronić suwerenności narodowej”.
Paracele to archipelag położony w równej odległości od wybrzeży Chin i Wietnamu. Wyspy są otoczone przez morze, pod którego dnem znajdują się potencjalne złoża ropy naftowej i gazu. Są także przedmiotem sporu między Pekinem a Hanoi.
Chińska marynarka wojenna przejęła kontrolę nad wyspami w 1974 roku, po konflikcie morskim z Wietnamem. Roszczenia do wód terytorialnych wysp mają jednak także Filipiny, czy Malezja.
Rzecznik amerykańskiego dowództwa wojskowego Indo-Pacyfiku stwierdził, że „oświadczenie ChRL jest kłamstwem”, a „USS Milius prowadzi jedynie rutynowe operacje na Morzu Południowochińskim i nie został zawrócony. Stany Zjednoczone będą nadal latać, żeglować i działać tam, gdzie pozwala na to prawo międzynarodowe” – dodał rzecznik. Stany Zjednoczone regularnie prowadzą operacje na Morzu Południowochińskim nazywając to prawem do „swobody żeglugi”, by zakwestionować chińskie roszczenia.