
Francja jest rzeczywiście krajem chorym i z tej choroby się nie wyleczy. Po prostu nie potrafią i nie chcą spętani „polit-poprawnością” postawić właściwej diagnozy. Po 8 dniach „palenia przedmieść” przez potomków imigrantów, po doświadczeniach w wytrenowanymi bojówkami ultralewicy, które toczą równorzędne bitwy z policją (a to o tunel pod Alpami, a to o lotnisko na zachodzie kraju, a to o zbiornik wodny w Sainte-Soline), głos zabiera szef wywiadu wewnętrznego (DGSI) i ostrzega przed… „odrodzeniem się brutalnych działań ultraprawicy”.
Takie ostrzeżenie wysłał Nicolas Lerner, dyrektor generalny DGSI, na łamach dziennika „Le Monde”. Lerner martwi się „trywializacją stosowania przemocy” i pokusą narzucania swoich idei „zastraszaniem przez ruchy ultraprawicowe”.
W wywiadzie opublikowanym w niedzielę 9 lipca, mówi o „bardzo niepokojącym odrodzeniu brutalnych działań ultraprawicy od wiosny”. Twierdzi, że jest to część „domniemanego zerwania z ramami demokratycznymi” tychże aktywistów.
Nicolas Lerner jest szefem DGSI od 2018 r. Jego wypowiedzi pokazują główne kierunki działania francuskiej „bezpieki”. Nie są nimi islamiści, gangi osiedlowe, mafie narkotykowe, eko-terroryści, czy bojówki Antify, ale „skrajna prawica”.
Przykładami mają być ataki na merów Saint-Brevin-les-Pins (Loire-Atlantique) i Callac (Côtes-d’Armor), którzy wydali zgodę na założenie u siebie ośrodków recepcyjnych dla osób ubiegających się o azyl (Cada) i chcieli przyjmować imigrantów. W tych przypadkach opór byłjednak powszechny wśród zwykłych mieszkańców.
Szef DGSI mówi jednak o „radykalizacji skrajnej prawicy” i „banalizowaniu stosowania przemocy” przez ruchy ultraprawicowe, których liczebność ocenił „na około 2000 osób”. Postraszył, że od od 2017 roku „udaremniono dziesięć ultraprawicowych projektów terrorystycznych”. Ciekawe, ilu jego agentów inspirowało każdy z tych projektów?
Lerner odniósł się także do „ultralewicy”, która jego zdaniem tylko „importuje działania w kwestiach środowiskowych”, chociaż też „przedmiotem zainteresowania” jego służb. Rozgrzesza jednak eko-terrorystów tezą, że „walka z globalnym ociepleniem to uzasadniona walka, którą należy prowadzić z determinacją, ale środkami przyjętymi w demokracji”.
Szef DGSI odrzuca przy tym termin „ekoterroryści”, chociaż używa go nawet minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin. Lerner twierdzi, że „w ostatnich latach żadna akcja o charakterze terrorystycznym nie została podjęta w imię sprawy środowiskowej”. Podpalane „koktajlami Mołotowa” radiowozy to nie terroryzm, ale zapewne „słuszna walka”.
Szef DGSI odniósł się także do „zagrożenia terroryzmem islamistycznym”, ale wyjaśnił, że służby „w coraz większym stopniu monitorują zradykalizowane osoby mieszkające w Europie lub Azji Środkowej”. Pochwalił się też złapali w grudniu „dwóch zradykalizowanych młodych ludzi”, którzy przygotowywali akcję we Francji. Był to Czeczen z Rosji i Tadżyk.