Bankructwo systemu emerytalnego

REKLAMA

Stworzony przez rząd Jerzego Buzka system emerytalny, oparty na trzech filarach, zaczyna bankrutować. Właśnie rząd zdecydował, że składka do Otwartych Funduszy Emerytalnych zostanie obniżona z 7,3% pensji brutto do 2,3%. Pozostałe 5% trafi do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na obecne zobowiązania emerytalne.

Chyba tylko jeszcze wielcy naiwniacy wierzą, że ta zmiana ma charakter przejściowy i po dwóch-trzech latach wróci wyższa składka do OFE. Nie wróci, bo nie ma żadnych przesłanek ku temu, by ZUS zmniejszył za dwa-trzy lata swoje zobowiązania. Będzie wręcz przeciwnie.

REKLAMA

Koniec systemu

Liczba osób przechodzących na emeryturę rośnie z roku na rok, a do drzwi zusowskich instytucji już zaczyna pukać wyż demografi czny lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. To jest dodatkowo co najmniej pół miliona emerytów rocznie. Należy raczej liczyć się z tym, że OFE całkowicie znikną z rynku, a środki przez nie zgromadzone posłużą obniżeniu długu publicznego (po prostu rząd nie wykupi posiadanych przez nie obligacji), a posiadane akcje wejdą w skład skarbu państwa.

Biorąc pod uwagę, że aktywa OFE wynoszą już ponad 220 miliardów złotych (stan na koniec grudnia), z czego 116 miliardów w obligacjach i prawie 10 miliardów w obligacjach autostradowych – akcja skoku na kasę OFE może się skończyć obniżeniem prawie 800-miliardowego zadłużenia o ok. 125 miliardów. Pozostałe 95 miliardów rząd może przekazać do ZUS, co nie stanowi na dzień dzisiejszy nawet jednego rocznego budżetu tej instytucji. Oczywiście część opinii publicznej może być zaskoczona skokiem na kasę OFE (Czytelnicy „Najwyższego CZASU!” z pewnością zaskoczeni nie są – od blisko roku informowaliśmy o tym, że planuje się obniżenie lub całkowite zawieszenie składek przekazywanych do OFE), co nie zmienia faktu, że system ten nie mógł dalej istnieć.

Od początku był niewydajny, a zaprojektowany został tylko z myślą o instytucjach finansowych, nie o emerytach. Powszechne Towarzystwa Emerytalne może i będą płakać po tak rewelacyjnym biznesie: brać za zakup obligacji 7-procentową prowizję (dopiero w zeszłym roku obniżoną do 3,5%) w sytuacji gdy zakup obligacji jest darmowy – nie można było wymyślić lepszego geszeftu. Po OFE prawdopodobnie będą płakać różni lobbyści, tzw. eksperci i część dziennikarzy żyjąca z pisania dobrych artykułów o tych instytucjach. Nie ma co jednak liczyć na jakieś wielkie protesty społeczne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie bronił tego złodziejskiego systemu, stworzonego, przypomnijmy, przez rząd Jerzego Buzka z AW„S” przy wsparciu Unii Wolności. Dobrze się stało, że ktoś położył temu kres.

Ale bardzo źle, że zamiast dać ludziom wolność decydowania o tym, co stanie się ze składkami, przesunięto je automatycznie do ZUS. Premier znów powiedział, że liczy się tu i teraz: „Ludzi, którzy żyją tu i teraz w Polsce, nie można poświęcać dla tych, którzy będą pobierali emerytury w przyszłości”. Nikomu z obecnie rządzącej ekipy nie przyszło do głowy, że może ludzie będą lepiej wiedzieć, co zrobić ze swoimi pieniędzmi.

Mogliby je nawet zainwestować w obligacje skarbowe, bez pośrednictwa instytucji finansowych pobierających horrendalnie wysokie prowizje. Mogliby zainwestować w siebie, w dzieci, w ziemię, a nawet w akcje. Mogliby je nawet przepić – chyba lepiej, żeby pieniądze marnował ten, kto je zarobił, a nie urzędnik do spółki z finansistami OFE. Ale nie mogą, bo – jak potwierdził już Sąd Najwyższy – środki gromadzone na kontach OFE są środkami publicznymi, a nie prywatnymi odkładających tam ludzi. W związku z tym rząd robi z tymi pieniędzmi, co chce. W pierwszej kolejności składki pójdą do ZUS. W drugiej zostaną całkowicie zlikwidowane składki do OFE i wrócimy do systemu sprzed 1999 roku. W trzeciej środki już zgromadzone posłużą rządowi (wcale w nie tak dalekiej perspektywie, maksymalnie pięciu lat – demografia w tej materii jest nieubłagana) do zapchania szybko powstających kolejnych dziur w systemie emerytalnym.

Bankructwo systemu ubezpieczeń społecznych

Według najbardziej pesymistycznych prognoz przygotowanych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, na najbliższe pięć lat zabraknie 375 miliardów złotych na wypłatę świadczeń. To daje rocznie 75 miliardów, które trzeba dopłacić z innych niż składkowe źródeł dochodu. Biorąc pod uwagę fakt, że wpływy do budżetu mają w 2011 roku wynieś ok. 275 miliardów, dopłata do ZUS wynosi 27% wszystkich wpływów budżetowych. Najbliższe pięć lat nie jest jeszcze takie groźne – najgorsze się zacznie po 2020 roku, gdy potrzeba będzie dopłacać co najmniej 100 miliardów rocznie (w dzisiejszej wartości pieniądza). Biorąc pod uwagę rozwój medycyny i coraz dłuższe trwanie życia, pesymistyczne prognozy ZUS mogą okazać się optymistycznymi. A to oznacza, że oprócz ogromnych składek trafiających do ZUS (dziś ze średniej pensji, wynoszącej około 3600 brutto, już ponad 40% wynagrodzenia netto pracownika przeznacza się dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych) drugie tyle trzeba będzie dopłacać poprzez podwyższony VAT, PIT, CIT, akcyzę itp. Można śmiało powiedzieć, że rozpad polskiego systemu emerytalnego już dawno się rozpoczął i trwa w najlepsze.

Winny temu jest system wcześniejszych emerytur, uchwalony w większości podczas rządów generała Jaruzelskiego (ale nie tylko). Oczywiście bankructwo systemu nie musi oznaczać faktycznego zawieszenia wypłaty świadczeń. Ono będzie oznaczało uszczuplenie emerytur (poprzez brak waloryzacji lub nawet nominalne ich obniżanie) lub podniesienie wieku emerytalnego. W demokracji nie ma co liczyć, że nastąpi to choćby o jeden dzień za wcześnie – raczej wtedy, gdy Polska jako kraj będzie już stała na krawędzi bankructwa. Do tego czasu ścierać będą się różne siły uchylające nieba bardzo dużej grupie wyborców (Tusk rozpoczął, stwierdzając, że przyszli emeryci się dla niego nie liczą).

Co dalej?

Zakończenie działalności przez OFE będzie miało wiele skutków dla gospodarki. Po pierwsze – zmniejszy się faktyczne zadłużenie. Minister finansów (ktokolwiek by nim wtedy był) wykorzysta sytuację i anuluje obligacje posiadane przez OFE. Akcje przejmie rząd i albo sprzeda je na giełdzie, albo zachowa dla siebie, mając wpływ na obsadzanie stanowisk w wielu przedsiębiorstwach (znając polską praktykę, należy obstawiać ten drugi wariant). Być może małej zadyszki dostanie Giełda Papierów Wartościowych, która mogła liczyć na ciągły napływ kapitału ze strony OFE w wysokości kilku miliardów rocznie. Nie należy jednak się spodziewać, że brak tego kapitału rozwali w jakiś sposób warszawską giełdę – raczej dojdzie do kilkunastoprocentowej korekty niektórych notowań (chyba że ogarnięty paniką tłum zacznie się masowo z tejże giełdy wycofywać). Dla niedoszłych emerytów z drugiego filaru upadek OFE będzie oznaczał powrót do rzeczywistości z Matrixa wytworzonego przez pijarowców zatrudnianych przez OFE. Emerytura na Hawajach nigdy nie mogła być choćby w małym stopniu prawdopodobna. Kto uwierzył, ten sam sobie winien.

Dostatnią emeryturę można sobie zapewnić tylko samemu – nie ma co liczyć na państwo. Sposobów jest wiele: systematyczne oszczędzanie (ale trzeba pamiętać o inflacji zżerającej oszczędności), zakup dóbr zyskujących w czasie na wartości (może warto kupić kilkaset litrów wina z dobrego rocznika i poczekać, co się wydarzy za 40-50 lat), bawienie się w inwestycje w papiery wartościowe albo zadbanie o odpowiednie wychowanie dzieci, które zajmą się na starość rodzicem.

Jedno jest pewne: jakikolwiek by za kilka lat był rząd, system emerytalny zmieni się na gorsze. Będą wyższe składki i niższe świadczenia. Na ten wynik polski socjalizm pracował od co najmniej 30 lat.

REKLAMA