„Antysemityzm” się nie przedawnia. Niemiecki polityk w opałach. Powodem ulotka z czasów szkolnych

Hubert Aiwanger / Foto: screen YouTube/Hubert Aiwanger
Hubert Aiwanger / Foto: screen YouTube/Hubert Aiwanger
REKLAMA

W związku ze skandalem wokół „antysemickiej ulotki” z czasów szkolnych, w którą zamieszany jest wicepremier Bawarii Hubert Aiwanger, komisarz ds. antysemityzmu doradził mu wizytę w miejscu pamięci – niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau k. Monachium. Jednak przedstawiciele miejsc pamięci są temu przeciwni – ich zdaniem w takich miejscach „nie udziela się odpustów”.

Hubert Aiwanger, lider Wolnych Wyborców w Bawarii, chciałby jak najszybciej zapomnieć o skandalu – tym bardziej, że trwa kampania wyborcza – stwierdził portal „Spiegel”. Termin wyborów do bawarskiego parlamentu jest bliski – odbędą się one 8 października.

REKLAMA

Ignorowanie tej sprawy w trakcie trwającej kampanii wyborczej z punktu widzenia federalnego komisarza ds. antysemityzmu Felixa Kleina jest błędem.

– Byłoby teraz dobrym znakiem, gdyby (Aiwanger – przyp. red.) zabiegał nie tylko o rozmowy ze społecznościami żydowskimi, ale także z miejscami pamięci w Bawarii, wzmacniając ich ważną pracę, na przykład odwiedzając Dachau – powiedział Felix Klein w komentarzu dla portalu RND. Aiwanger „dzięki takiej wizycie mógłby pełnić funkcję wzoru do naśladowania, jako odpowiedzialny polityk” – stwierdził Klein.

Przedstawiciele niemieckich miejsc pamięci negatywnie odnieśli się do tego pomysłu. – Miejsce pamięci Obóz Koncentracyjny w Dachau pragnie uniknąć głośnych wizyt politycznych w tym okresie, poprzedzającym wybory do parlamentu Bawarii – powiedziała rzecznik Dachau.

Jak przypomniał „Spiegel”, ten położony na przedmieściach Monachium niemiecki obóz koncentracyjny służył kiedyś narodowym socjalistom jako „prototyp” dla innych, kolejnych obozów. W Dachau przetrzymywano ponad 200 tys. osób, dziesiątki tysięcy zostało zabitych lub zmarło z głodu.

– To nie są miejsca, w których można zaznać oczyszczenia lub przebaczenia – podkreślił Joerg Skriebeleit z Miejsca Pamięci Obozu Koncentracyjnego Flossenbuerg.

Także przedstawiciele niemieckich obozów w Buchenwaldzie i Mittelbau-Dora w Turyngii odnieśli się negatywnie do pomysłu możliwej wizyty wicepremiera Bawarii, stwierdzając, że „byłoby to przerzuceniem problemu na tych, którzy opowiadają się za kulturą upamiętniania”. „W miejscach pamięci nie udziela się odpustów” – podkreślili.

„Spiegel” przypomniał, że Aiwanger już wcześniej zwrócił się o wybaczenie za „niewłaściwe zachowanie w młodości” m.in. do Charlotte Knobloch – przewodniczącej gminy żydowskiej w Monachium i Górnej Bawarii, która przeżyła Holokaust. Knobloch nie przyjęła przeprosin lidera Wolnych Wyborców.

Po nagłośnieniu afery przez „Sueddeutsche Zeitung” Aiwanger przyznał, że w jego szkolnym plecaku znaleziono „jeden lub kilka egzemplarzy” ulotki o charakterze „antysemickim”. Jednak jego starszy brat Helmut szybko poinformował, że to on jest autorem ulotki.

Hubert Aiwanger kreował się jako ofiara nagonki w kampanii wyborczej. Premier Markus Soeder (CSU) zdecydował, że nie zdymisjonuje swojego zastępcy mimo sprawy z antysemicką ulotką.

„Antysemicka ulotka”

Pod koniec sierpnia „Sueddeutsche Zeitung” opisywał, że ulotka wzywała do udziału w fikcyjnym konkursie „Kto jest największym zdrajcą ojczyzny?”. Kandydaci na „zdrajcę ojczyzny” powinni „stawić się w obozie koncentracyjnym w Dachau na rozmowę”. Pierwsza nagroda w konkursie, to „swobodny lot przez komin w Auschwitz”, a inne nagrody to m.in. „dożywotni pobyt w masowym grobie” lub „bilet na teren wiecznych łowów do zrealizowania w Auschwitz i podobozach” – cytował „SZ” fragmenty dokumentu.

„Odniesienia do Holokaustu są oczywiste i wykraczają poza subtelna aluzję, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę, że w chwili rzekomego zdarzenia Aiwanger miał 17 lat” – podkreślał SZ. Dodał, że broszura najprawdopodobniej powstała na konkurs historyczny dla uczniów o nagrodę prezydenta federalnego. „To największy konkurs dla młodych badaczy historii w Niemczech, a szkoła kilkakrotnie brała w nim udział z sukcesem” – donosiła gazeta.

„Treść ulotki była szeroko znana w szkole w Mallersdorf-Pfaffenberg, podobnie jak fakt, że Aiwanger był uznawany za jej autora. Nauczyciel będący wówczas członkiem komisji dyscyplinarnej wyjaśnił, że kopie ulotki znaleziono w tornistrze Aiwangera” – relacjonował „SZ”.

Sam Aiwanger w tamtym czasie nie zaprzeczał, że jest autorem broszury. W ramach kary za jej stworzenie miał przygotować prezentację na temat III Rzeszy. Szkołę ukończył dwa lata po tym zdarzeniu.

REKLAMA