19 stycznia minęła jedenasta rocznica śmierci wybitnego socjalisty, Benedykta Craxiego, zwanego (jak to u Lewicy, zdrobniale) „Bettino”. Sympatyczny Becio zdołał zwiększyć zadłużenie Republiki Włoskiej do 100% PKB (!), przy czym lwia część tych pieniędzy została po prostu rozkradziona przez socjalistów i towarzyszy z koalicyjnych partyj.
Pamiętam, że parę lat wcześniej, jeszcze za PRL-u, byłem w Pizie na Kongresie Partyj Liberalnych – i ze zdumieniem obserwowałem przyjęcie, jakie zgotowano tysiącom delegatów: codziennie uczta na jakimś zamku, turnieje rycerskie, lejące się strumieniami wino, kosztowne potrawy… Byłem przekonany, że to na kapitalistycznym Zachodzie normalne, ale z błędu wyprowadził mnie śp. Otton hr. Lambsdorff, szef delegacji FDP, który oświadczył, że ich w Niemczech nie byłoby stać na 10% tego blichtru. A trzeba tu dodać, że nasz gospodarz, włoska Partia Liberalna, miała tylko 1% głosów… Ale był to procent bezcenny, bo bez ich głosów socjalistyczny rząd by się nie utrzymał. Zresztą socjaliści – ku memu zdumieniu (byłem wtedy młody i naiwny) – byli z reguły Drogimi, Fetowanymi Gośćmi na tych ucztach. Co więcej: „liberałowie” (ze szlachetnym wyjątkiem Szwajcarów) starali się w swoich hasłach upodobniać do socjalistów, a brytyjscy to już przeganiali nawet komunistów.
Wtedy to poznałem p. Franciszka De Lorenzo, ministra zdrowia Republiki – który potem poszedł siedzieć (otrzymał 5 lat 4 miesiące i 10 dni więzienia – za korupcję; w 2002 Trybunał Konstytucyjny orzekł, że proces nie był sprawiedliwy i… anulował wyrok!). Większość pieniędzy poszła na partię – właśnie za te pieniądze jadłem, piłem i mieszkałem przez tydzień w uroczej Pizie – ale i tak z jego willi wynoszono całe sztaby złota i obrazy starych mistrzów – dyskretne łapówki za zgodę na sprzedaż leków na terenie Włoch.
Dlatego właśnie – jakby kto nie wiedział – w krajach d***kratycznych obowiązuje zasada, że w trosce o dobro chorego ministerstwo decyduje, jakie leki wolno w kraju sprzedawać. Następcy dr. De Lorenzo, niewątpliwie ośmieleni wyrokiem Trybunału, kontynuują te praktyki; bodajże to Republika Włoska zakupiła po dwie porcie szczepionki przeciwko „świńskiej grypie” na mieszkańca – przy czym Włosi, doskonale rozumiejąc, że te szczepionki są tylko po to, by minister mógł dostać w łapę, gremialnie odmówili szczepienia się: bodaj tylko 3% naiwniaków dało się pokłuć. Bo też Becio Craxi wiedział, co robi, tłumacząc (gdy afera „Tangentopolis” wyszła na jaw w ramach akcji „Czyste Ręce”), że „korupcja jest nieodłącznie wpisana w działalność polityczną”.
W d***kracji tak rzeczywiście jest, a Włosi są mistrzami w praktykowaniu d***kracji, w czym biją ich wyłącznie ojcowie d***kracji – Grecy. Co ciekawe: Craxi musiał być jakoś powiązany z wywiadem sowieckim, który finansował rozmaite akcje terrorystyczne. To on odmówił wydania Amerykanom bandytów, którzy porwali statek „Achille Lauro”, zabili inwalidę, po czym… po odsiedzeniu kilku lat zostali bezpiecznie odwiezieni do krajów macierzystych. O ile niewydanie ich do Stanów było uzasadnione (bo to, że ów inwalida był amerykańskim Żydem, nie powoduje, że do sądzenia są właściwe sądy USA…), to cackanie się z bandytami jest skandalem. W Europie panował wtedy jednak antyamerykanizm tak silny, że „The Economist” określił był Craxiego jako „mocnego człowieka Europy”.
Ten Europejczyk zdołał zwiać do Tunisu (Tunezja nie ma z Włochami umowy o ekstradycji), gdzie w przezornie zakupionej uprzednio willi bezpiecznie mieszkał do śmierci. Trzeba bowiem wiedzieć, że skorumpowaną elitę tunezyjską, kontynuująca tradycje fenickie, łączą z włoską liczne więzy finansowe.
Piszę o tym teraz nie z uwagi na rocznicę, tylko dlatego że w Tunisie ludzie zrobili to, co w każdej chwili mogą (i chyba powinni) zrobić w Polsce: wzięli kamienie w ręce i pognali część skorumpowanej kliki z prezydentem, JE Zin Al-Abidin Ben Alim, na czele. P. Ibn Ali w ramach walki z islamistami obsadził wszystkie urzędy oraz „prywatne” spółki (ale ze stosownym udziałem kapitału państwowego…) swoimi krewnymi-i-znajomymi – a jego żona zdołała już podczas trwania zamieszek wyjąć z banku i wywieźć z kraju 1,5 tony złota! Trwają liczne śledztwa – ale, jak się wydaje, nie doprowadzą do niczego, bo skorumpowana jest cała elita. Wszyscy czekają na wybory, które najprawdopodobniej wygrają, na fali dbałości o czystość moralną, islamiści. Pytanie: po jakim czasie i oni się skorumpują?
Bo w d***kracji jest to – jak słusznie zauważył śp. Becio Craxi – czymś normalnym. Jak wiadomo, Polska też żyje pod okupacją d***kratycznego reżymu – i korupcja jest nie do ruszenia, co najlepiej widać po kompletnej nieefektywności działań WCzc. Julii Piterowej, byłej członkini RG UPR, a od 2007 sekretarki stanu i Pełnomocniczki ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (uff! – to jej aktualny i oficjalny tytuł).
Już w dwóch kolejnych wyborach na prezydenta m.st. Warszawy nie mogłem znaleźć zrozumienia dla elementarnego postulatu: zrobienia mapy własnościowej Warszawy (i Polski). Jak wszyscy wiedzą, istnieje program „Google Earth”, pozwalający zobaczyć każdy krzaczek na kuli ziemskiej – może nie na Antarktydzie, ale ja np. mogłem dzięki niemu zobaczyć, że komin wymaga naprawy… Nie ma najmniejszego powodu, by nie stworzyć programu tysiąc razy prostszego, pokazującego mapę Polski z zaznaczeniem tylko własności – co niesłychanie uprościłoby bardzo wiele procedur. Po kliknięciu kursorem na daną działkę pokazywałyby się: obszar działki, jej planowe przeznaczenie, cena i rok zakupu oraz nazwisko właściciela… I o to nazwisko wszystko się rozbija – bo wtedy ludzie mogliby zobaczyć, ile i jakie nieruchomości posiadają obecnie właściciele III Rzeczypospolitej!
Tu nie chodzi o budzenie niechęci do posiadaczy. Ja sam jestem posiadaczem kilku hektarów wartych parę milionów złotych – ale ja się tego nie wstydzę. Większość odziedziczyłem, część korzystnie lub mniej korzystnie kupiłem za swoje pieniądze, wszystko po mnie odziedziczą dzieci i wnuki… Nie widzę powodu, dla którego ktoś – a zwłaszcza ONI – miałby cieszyć się przywilejem anonimowości. Ludzie posiadający po kilkadziesiąt tysięcy hektarów jakoś się tego nie wstydzili – raczej przeciwnie. Dlaczego obecni posiadacze powołują się na ustawę o ochronie danych osobowych – i się tego wstydzą? Bo ukradli! To jedyne wyjaśnienie.
Pamiętam – obiektywnie przecież drobną – „aferę Rywina”. Najbardziej uderzyło mnie w niej to, że – skłóceni ze sobą zresztą – przedstawiciele „grupy trzymającej władzę” (czyli konkretnie: Żydzi) wchodzili do gabinetu prezydenta Kwaśniewskiego jak do stodoły – bez zapowiadania się i chyba bez pukania. Ale proszę nie myśleć, że Polskę rozkradają wyłącznie czy nawet głównie Żydzi – skądże znowu. Na takie kradzieże jest ich w Polsce zdecydowanie za mało – a przecież nie wszyscy Żydzi biorą udział w tym procederze. To ustrój jest korupcjogenny – i ważne jest nie to, by powsadzać do kryminału złodziei (acz dla przykładu warto by to zrobić…), lecz by zmienić ustrój na normalny. Ustrój, w którym majątki – bardzo duże – robiłoby się jawnie, wręcz ostentacyjnie – ale uczciwie.
Bo jaką ja mam, jako Polak, korzyść z faceta, który ma 10 miliardów, ale się do tego nie przyznaje i jeździ jakimś peugeotem (z silnikiem jaguara pod maską…)? Facet ma się pysznić swoim majątkiem, ma pokazywać: „Widzicie – nawet taki prosty cham jak ja może w Polsce dojść do miliardów!”. Ma dawać tysiącom ludzi zatrudnienie przy spełnianiu swoich zachcianek (im bardziej ekstrawaganckie, tym lepiej!) – a jeśli przy tym jego majątek będzie rósł, to znakomicie. A gdy przekroczy 30 miliardów, to zafunduje nam spektakl pt. „Pierwszy człowiek, czyli Polak, na Marsie”. Zrobi to tanio, oszczędnie i sprawnie – w odróżnieniu od NASA, która (jako firma komunistyczna) robi wszystko osiem razy za drogo… I odważnie – na co NASA, jako firma reżymowa, nie może sobie pozwolić, by nie naruszyć prestiżu USA…
Bo przecież tych miliardów nie zabierze ze sobą do Nieba czy Piekła – a dzieciom nie zostawi, bo mając za dużo od razu, niewątpliwie się zdemoralizują… Hasło („Bogaćcie się!” – ale trudną i rzetelną pracą, uczciwie) rzucił był śp. Franciszek Piotr Guizot, polityk i premier Królestwa Francji w latach 1847-1848. On też był autorem powiedzenia (wielokrotnie potem przerabianego i cytowanego): „Niebycie republikaninem w wieku 20 lat to dowód braku serca; bycie republikaninem w wieku 30 lat to dowód braku rozumu”. Niestety, w dobie, gdy 99% młodych ludzi jest nie tylko republikanami, ale nawet d***kratami, myśli Guizota są mało popularne.
Warto by o Nim czasem wspomnieć.