Grecy! Bankrutujcie dla własnego dobra!

REKLAMA

Cały świat, a w każdym razie cała Europa wstrzymuje oddech w obawie przed bankructwem Grecji. Bankructwo – straszna rzecz, jednak z drugiej strony: „zdrada panowie, ale stójcie cicho!”. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wyobraźmy sobie, że Grecja rzeczywiście bankrutuje, to znaczy ani nie wykupuje obligacji, ani nie płaci odsetek – słowem: „trup baronowo, grób baronowo, plajta, klapa, kryzys, krach!”. I co się dzieje?

Starsi pewnie pamiętają sławną piosenkę Andrzeja Rosiewicza z czasów pierwszej komuny, to znaczy strajków z roku 1980, o zachodnich bankierach: „Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom to włosy stają dęba”. Chodziło o to, że napożyczali mnóstwo forsy najmiłościwiej nam panującemu Edwardowi Gierkowi i kiedy las birnamski ruszył z posad, tknęło ich straszliwe podejrzenie, że zbuntowany lud pokaże im gest Kozakiewicza: widziały gały, komu pożyczały. Na szczęście dla nich lewica laicka wyszlamowała łatwowierny naród tubylczy i teraz szykuje się do operacji kolejnej.

REKLAMA

Cóż zatem lichwiarze mogą zrobić złego Grecji? Ano, zamrożą, dajmy na to, wszystkie aktywa greckiego rządu. Ale czy zbankrutowany grecki rząd ma w ogóle jeszcze jakieś aktywa? Nawet jeśli ma, to czort z nim, niech mu zamrażają. Bo przecież rząd to jedno, a obywatele Grecji to całkiem inna sprawa. Każdy z nich czymś się zajmuje: jeden uprawia winorośl i produkuje znakomite wino, inny tłoczy oliwę, jeszcze inny prowadzi hotel dla turystów – i tak dalej, i temu podobnie. Oni żadnych pieniędzy od lichwiarzy nie pożyczali, więc i lichwiarskiej międzynarodówce nic ani do ich własności, ani do ich dochodów, ani też do ich przedsiębiorstw. Na wszelki wypadek NATO, jeśli w ogóle chce być jeszcze do czegoś obywatelom przydatne, mogłoby dać lichwiarzom rewolwer do powąchania. Zatem mimo bankructwa greckiego rządu nadal młyny mogą mleć zboże, tłocznie – tłoczyć oliwę, rzeźnicy – sprzedawać mięso, elektrownie – dostarczać prądu, fabryki – produkować towary na rynek, słowem: gospodarka nadal może funkcjonować.

Problem będzie miał rząd i ci, którzy od rządu dostawali forsę. Rząd bowiem, nie mogąc się zapożyczać, będzie musiał drastycznie ograniczyć wydatki. Ale przecież właśnie o to chodzi, żeby rząd drastycznie ograniczył wydatki – i to nie tylko na pasożytów, którzy dzięki niemu rozmnażają się w postępie geometrycznym, ale również na te dziedziny, którymi wcale nie powinien się zajmować: ochronę zdrowia, edukację, działalność charytatywną…

Przy rutynowo funkcjonujących procedurach demokratycznych zmuszenie rządu do redukcji tych wszystkich wydatków graniczy z niepodobieństwem, bo przecież pasożytująca na państwie szajka polityków nie tylko na to nie pozwoli, ale w dodatku zręcznie zmobilizuje setki tysięcy, a może nawet miliony idiotów przekonanych, że rząd powinien się wszystkim zajmować, a ci, wbrew własnemu interesowi, w podskokach „biegną za orkiestrą, co gra capstrzyk królom”. Ale w sytuacji gdy rząd przestanie być rozdawcą forsy, procedury demokratyczne mogą z dnia na dzień stracić swoją atrakcyjność („ustrojona w purpury, kapiąca od złota nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłopcem nabrałem się raz” – pisał generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski), więc i zmiana modelu państwa z socjalnego na wolnorynkowy nagle staje się możliwa – bo co innego, gdy rząd drze podatki i kusi socjalem, a co innego, gdy już tylko drze.

W takim momencie jest szansa, że nawet najgłupszy zrozumie, iż im mniej rząd będzie się nim zajmował, tym dla niego lepiej – a to znaczy, że pojawia się też szansa na dokonanie zmiany modelu państwa bez uciekania się do recepty Kisiela, by „wziąć za mordę i wprowadzić liberalizm” – tylko przy zachowaniu, a nawet swoistym wzmocnieniu ustroju republikańskiego.

Wzmocnieniu, bo rządowy klientyzm raczej ustrój republikański osłabia, podczas gdy samodzielni ekonomicznie obywatele raczej go wzmacniają. Zatem Grecy – bankrutujcie jak najprędzej!

REKLAMA