Jak unijna pomoc pogrążyła Grecję

REKLAMA

W związku z nachalną propagandą przedstawiającą efekty wdrażania w Polsce programów operacyjnych współfinansowanych ze środków funduszy strukturalnych Unii Europejskiej i końcowym hasłem każdej takiej reklamy w stacjach telewizyjnych: „I tak to właśnie działa!” (nota bene ciekawe ile nas wszystkich kosztują te spoty reklamowe) spróbujmy przypatrzeć się, jak to zadziałało w kraju, który już to przerobił – w Grecji, po 30 latach od wstąpienia do Unii i konsumowania funduszy pomocowych. Na podstawie konkretnych liczb i ich porównaniu z naszą sytuacją wnioski nasuną się same.

Przystąpienie Grecji do Wspólnoty Europejskiej miało miejsce w 1981 roku i było tzw. drugim rozszerzeniem (pierwszym południowym). Wspólnota Europejska formalnie zaczęła istnieć 1 stycznia 1958 roku, a wydarzeniem to poprzedzającym było założenie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Celem tej organizacji – powołanej do życia na podstawie traktatu paryskiego, podpisanego w 1951 roku przez sześciu członków założycieli: Belgię, Holandię, Luksemburg, Niemcy Zachodnie (RFN), Francję i Włochy – było utworzenie wspólnej puli produkcji węgla i stali, aby zapobiec wojnie gospodarczej.

REKLAMA

W ślad za EWWiS poszły próby utworzenia Europejskiej Wspólnoty Obronnej i Europejskiej Wspólnoty Politycznej. Po niepowodzeniu tych inicjatyw doszło do podpisania 25 marca 1957 roku na Kapitolu w stolicy Włoch traktatów rzymskich sygnowanych przez te same sześć państw założycielskich. Podpisano dwa dokumenty: Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Gospodarczą i Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Energii Atomowej. Utworzona w ten sposób w 1958 roku Europejska Wspólnota Gospodarcza początkowo funkcjonowała jako międzynarodowa organizacja gospodarcza, która przyczyniała się do rozwoju ekonomicznego państw członkowskich, głównie poprzez ustanowienie swobody przepływu towarów, osób, usług i kapitału. W tym czasie nie była jeszcze to organizacja tak zbiurokratyzowana i sformalizowana.

Pamiętamy też skrót EWG jako przeciwieństwo RWPG i synonim czegoś doskonałego. Nie dążono też do rozszerzania się na siłę. Pierwsze dwie próby wstąpienia Wielkiej Brytanii (w roku 1961 i 1967) zostały zawetowane przez prezydenta de Gaulle’a. Dopiero rząd, na którego czele stał Edward Heath, zdołał wprowadzić Zjednoczone Królestwo do EWG. Był to rok 1973. Wraz z Wielką Brytanią przyjęte zostały Dania i Irlandia. To było właśnie pierwsze rozszerzenie. Społeczeństwo Norwegii odrzuciło propozycję rządu (53,3% przeciw) i Norwegia nie weszła do Wspólnoty – podobnie stało się 20 lat później, gdy rząd norweski zaproponował wejście razem z Austrią, Szwecją i Finlandią. Drugie rozszerzenie to przystąpienie Grecji w 1981 roku, które zapoczątkowało tzw. rozszerzenia śródziemnomorskie lub południowe. Ze względu na swoje położenie geograficzne i burzliwą historię oraz stosunkowo niski poziom rozwoju społecznego i gospodarczego kraj ten nie uczestniczył w głównym nurcie integracji europejskiej, mimo że był członkiem-założycielem OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Wtedy jednak nastawienie Wspólnoty zmieniło się i bez zważania na okoliczności Grecja była usilnie zachęcana do akcesji, wręcz przekupywana.

Trzecie rozszerzenie to 1986 rok – Hiszpania i Portugalia, następne (niepełne) to wchłonięcie NRD przez RFN, wskutek czego obszar wschodnich Niemiec automatycznie stał się terenem Wspólnoty Europejskiej, czwarte to wejście 10 krajów, w tym Polski, 1 maja 2004 roku, a piąte – Bułgarii i Rumunii 1 stycznia 2007 roku. Krajów członkowskich jest więc dzisiaj 27.

Od początku akcesji Grecji w 1981 roku, zgodnie z tzw. europejska polityką spójności, która ma na celu wspieranie działań prowadzących do wyrównania warunków ekonomicznych i społecznych we wszystkich regionach Unii Europejskiej, rozpoczyna się dynamiczny napływ funduszy europejskich do tego kraju. Tabela 1 przedstawia dochody i wydatki publiczne oraz poziom dotacji netto (jako nadwyżki pozyskanych funduszy ze Wspólnoty nad składką członkowską) jako procent PKB w okresie od pięciu lat przed akcesją do 20 lat po akcesji.

[nggallery id=15]

W latach następnych deficyt znowu rośnie do 4%, a w roku 2009 nawet do 15%. Poziom wsparcia stopniowo się obniża (brak precyzyjnych danych, jednakże Grecja nie staje się płatnikiem netto, gdyż szczytowy dochód per capita nie przekracza 95% średniej unijnej). Patrząc na całą tabelę, widzimy więc, że do czasu akcesji wydatki publiczne nie przekraczają 30% PKB i budżet jest w miarę zrównoważony. Wystarczy samo przystąpienie do Wspólnoty i już w 1981 roku wydatki sięgają 35,1% PKB, a deficyt rośnie do 9,1% PKB. Później ta tendencja narasta w miarę wzrostu transferów netto z Unii. A więc jak to tak naprawdę działa? Na pewno nie ma uniwersalnej reguły, jednak wiemy już, jak to zadziałało w Grecji. Wydatki administracyjne wzrosły z 12,4 % PKB w roku 1976 do 15,1% w roku 2000. Koszty zatrudnienia pracowników w sektorze publicznym w 1976 roku stanowiły 64,8% tych wydatków, a w 1990 roku już 83%. Pomiędzy rokiem 1976 a 1997 liczba pracowników zatrudnionych w sektorze publicznym wzrosła z 282,8 tys. do 487 tysięcy. Jak na ogólną liczbę zatrudnionych – 3,88 mln w roku 1997 – jest to wielkość całkiem spora.

Trzeba pamiętać również o sporym zatrudnieniu w państwowych przedsiębiorstwach. Szacuje się, że ogólne zatrudnienie w sektorze publicznym przekracza 50% zatrudnionych. W roku 1976 Grecja wydawała na zatrudnienie w sektorze publicznym najmniej pieniędzy w stosunku do PKB spośród wszystkich państw UE, bo tylko 8,3% (z wyjątkiem Hiszpanii, gdzie było 7,8%). W 1990 roku Grecja wydawała na ten cel już 12,7% PKB, co stawiało ją obok Danii, Francji, Szwecji i Finlandii.

A teraz spróbujmy podobną tabelę wypełnić dla Polski, również dla okresu od piątego roku przed wstąpieniem do Unii Europejskiej do czasu obecnego (patrz tabela 2). W tabeli 2 pominięto środki z funduszy przedakcesyjnych (Sapard, Phare, ISPA), otrzymane przed 2004 rokiem (nie płaciliśmy jeszcze wtedy składki unijnej).

[nggallery id=16]

Widzimy, że w pierwszych siedmiu latach przeciętna nadwyżka u nas wyniosła 1,05%, a w Grecji już 1,88%. O wiele istotniejsze są jednak prognozy. Otóż 2% to jest raczej górna granica, jakiej się możemy spodziewać odnośnie transferów netto z budżetu unijnego. Na osiągniętą wartość 2,1% w roku 2010 złożyły się transfery w wysokości 44,5 mld zł, czyli ok. 11 mld euro, pomniejszone o składkę przekazaną do budżetu unijnego w wysokości 14,3 mld złotych. 11 mld euro jest to wielkość średnia należna nam w okresie programowania 2007-2013 (ogółem ok. 67 mld euro). Pieniądze te będą wypłacane do końca realizacji projektów współfinansowanych w ramach programów operacyjnych, a wszystkie one mają się zakończyć nieodwołalnie do 31 grudnia 2015 roku. A więc z pewnym poślizgiem do 2016 roku można liczyć na stopniowe wypłaty przyznanej kwoty, a później w ramach budżetu 2014-2020 nadwyżki będą już raczej minimalne, jeśli będą w ogóle.

Tymczasem Grecja po siedmiu latach członkostwa weszła na poziom 3% PKB, z którego praktycznie nie zeszła przez następne kilkanaście lat. My możemy o tym zapomnieć. Znając obecną naszą sytuację i nastawienie naszych polityków, jest bardzo prawdopodobne, że staniemy się już płatnikiem netto. Wskazuje na to przyjęcie nowych członków, mających mniejszy PKB, a także konieczność ratowania peletonu bankrutów (Hiszpania, Portugalia, Irlandia) z Grecją na czele.

Premier Donald Tusk twierdzi, że należy Grecji pomóc, bo „i nam się może powinąć kiedyś noga”. Doskonale natomiast wiadomo, że nie jest to pomoc dla Grecji (bo jeśli ogłosi niewypłacalność, to tym lepiej dla niej), ale dla francuskich i niemieckich banków, które próbują ratować się przed ogromnymi stratami (na co w pełni zasłużyły, udzielając kredytów nierealnych do spłacenia). Trudno przewidzieć dalszy scenariusz wydarzeń, ale pokusa typu „luzujmy sobie finanse publiczne, nie przejmujmy się deficytem i długiem, bo w razie czego inni to pokryją” jest realna i groźna. Po wydarzeniach w Grecji może to być przejawem zarówno nieodpowiedzialności, jak i wyrachowania.

Zgodnie więc z wszechobecną propagandą przekonującą nas, jakie to wspaniałe są fundusze pomocowe, powinno być tak, że skoro Grecy o tyle więcej dostali relatywnie z Unii, to powinni nurzać się w szczęściu. Jak jest – doskonale wiemy. Próbując odpowiedzieć na główne pytanie, jak to naprawdę zadziałało w Grecji, możemy pokusić się o następujące wnioski :

● świadomość, że stoi za nami olbrzymia potęga związana umowami międzynarodowymi i nam pomaga, powoduje zanik odpowiedzialności za naruszanie zdrowych zasad gospodarowania finansami publicznymi w kraju;
● następnie rozpasanie wchodzi w krew, staje się nawykiem (co widać na przykładzie liczb);
● realizacja wielu inwestycji staje się gorączkowym wyzwaniem, no bo trzeba przecież „wykorzystać środki unijne, bo przepadną” – w ten sposób argumentują różne grupy interesów, których cele nie są zawsze zgodne z interesem publicznym;
● do obsługi i rozliczania takiej „ogromnej pomocy” powstaje cały rozdęty aparat administracyjny, nowe gmachy wypełnione urzędnikami, którzy później będą walczyć o zachowanie swoich wygodnych miejsc pracy;
● rozwiązywanie własnych problemów czyimiś rękami rozleniwia, tłumi przedsiębiorczość i zdolność do samodzielnego kreowania własnego losu jako wolnej społeczności.

Tak to właśnie zadziałało w Grecji i tak też może działać u nas! Socjologom powinna być dobrze znana zasada, że „raz podniesionego poziomu życia się nie obniża”. Po prostu człowiek do lepszego szybko się przyzwyczaja, natomiast ma bardzo ograniczoną zdolność przystosowania się do odczuwalnie pogorszonych warunków życiowych – szczególnie wtedy, kiedy okresowa poprawa wynikła nie z własnej pracy, a z pomocy zewnętrznej. Powoduje to bunt, protesty, opór itp., czyli dokładnie to, co w tej chwili dzieje się w Grecji. A przecież celem każdej ludzkiej aktywności jest zadowolenie!

Polityka wspomagania Grecji poniosła klęskę w obu obszarach: duchowym i materialnym. Z jednej strony ogromne niezadowolenie społeczne, pchające ludzi do niszczenia własnego mienia, a z drugiej wieloletni wzrost PKB oparty na zadłużaniu się spowodowały, że w 2010 roku Grecja ze spadkiem dochodu narodowego o 4,5% zajęła 212. miejsce na świecie, wyprzedzając jedynie trzy kraje trzeciego świata (w tym spustoszone trzęsieniem ziemi Haiti). I to w roku, w którym ogromna większość krajów zdecydowanie odbiła się po kryzysie lat poprzednich. Szczególnie bolesna dla Greków jest utrata dystansu do odwiecznego rywala – Turcji, notującej w 2010 roku ponad 8-procentowy wzrost. Na szczęście dla Turków nie są oni w Unii Europejskiej i po niedawnych jeszcze rozważaniach na temat przystąpienia w tej chwili nikt poważny tam o tym nie myśli.

Niniejszy artykuł był pisany na podstawie danych z Ministerstwa Finansów, Eurostatu oraz opracowania „Greece’s economic performance and prospects”, podpisanego w grudniu 2001 roku przez trzech autorów: Ralpha C. Bryanta, Nicholasa C. Garganasa, George’a S. Tavlasa, powołujących się na Bank of Greece the Brookings Institution. Jest to istotne w świetle zarzutów wysuwanych pod adresem Greków, że wypuszczając w świat fałszywe dane, „oszukiwali Komisję Europejską” (chodziło głównie o manipulowanie kursem walutowym).

Powstaje jednak zasadnicze pytanie: kto im dał taki przykład? Kto uznał oficjalnie, że marchew to owoc (bo w Portugalii jest używana do wyrobu dżemów), że pospolity ślimak winniczek przestał być mięczakiem, bo Komisja Europejska na wniosek Francji zrobiła z niego… rybę lądową (dzięki zmianie w klasyfikacji gatunków Francuzi mogą ubiegać się o dodatkowe dotacje, które w innych krajach UE przeznaczane byłyby na rybołówstwo)? W ślad za łamaniem elementarnych zasad moralnych i zdrowego rozsądku idą jawne i ukryte oszustwa. Czy greckim wynalazkiem są 81-letnie krowy, na które pobierano dotacje we Włoszech? Albo pobieranie dotacji na lasy, których nie ma? Jeżeli pozwoli się na jeden tego typu precedens, to cały zbiór zasad przestaje obowiązywać.

Dzisiejsza Unia Europejska sama odeszła od zasad leżących u jej podwalin i stała się polem walki lobbystów. Inny przykład: zgodnie z zasadami ustanowionymi w traktatach, środki Funduszu Spójności miały być kierowane do państw członkowskich, w których produkt narodowy brutto (PNB) na jednego mieszkańca jest niższy niż 90% średniej w państwach Unii Europejskiej. Grecja w roku 2007 osiągnęła 93% średniej unijnej, a mimo to przewodniczący Komisji Europejskiej, José Manuel Barroso, na szybko chce wspomóc Grecję 1 mld euro właśnie z Funduszu Spójności, nie patrząc na zasady dotychczas obowiązujące. Krążą również opinie (w dużej mierze uzasadnione) odnośnie złego wydatkowania unijnej pomocy przez Greków, tak jakby my bylibyśmy diametralnie lepsi.

27 czerwca 2011 roku w „Faktach po faktach” w TVN24 prezes NBP Marek Belka powiedział, że „Grecy źle wykorzystywali pomoc, a my to robimy znakomicie”. O tym, jak błędna jest to opinia, przekonałem się osobiście podczas wielu lat pracy w zawodzie akredytowanego konsultanta funduszy europejskich, co udowodnię w następnym artykule na nczas.com.

REKLAMA