Ministerstwo Gospodarki rozważa zniesienie akcyzy na samochody. Brzmi niewiarygodnie? Oczywiście. Jednak dokument, z którego Gazeta Wyborcza wyłowiła tę deklarację nie ma nic wspólnego ze zbliżającymi się wyborami. Po prostu resort Waldemara Pawlaka kolejny raz przymierza się do ekologicznej tresury polskich kierowców. Propozycja – będąca na etapie wewnątrzministerialnych konsultacji – zakłada stopniowe zastępowanie akcyzy („dopuszczalnego podatku konsumpcyjnego”) eko-daniną, której stawka będzie uzależniona od ekologicznych parametrów auta (oczywiście określonych w oparciu o unijne wytyczne).
Kierowcy aut najbardziej przyjaznych dla środowiska (wyposażonych w silnik elektryczny albo hybrydowy) będą mogli liczyć na zupełne zwolnienie z podatku i dodatkowe przywileje np. możliwość korzystania z buspasów (!) na równych prawach z komunikacją miejską oraz zwolnienie z opłat za parkowanie w centrach dużych miast.
Jeśli pomysł poprze Ministerstwo Finansów, które odpowiada za wdrożenie ewentualnych zmian w systemie podatkowym konsekwencje będą przykre dla większości polskich użytkowników dróg. Na proponowanych zmianach skorzystają tylko 2 grupy: bardzo majętni kierowcy, którzy mogą sobie pozwolić na auto z napędem hybrydowym (cena od 100.000 zł w górę; auta napędzane wyłącznie silnikiem elektrycznym nie mają w Polsce racji bytu z powodu braku infrastruktury) oraz producenci nowych samochodów. Straci większość, która po polskich drogach porusza się autami przynajmniej kilkuletnimi. Trudno bowiem zakładać, że stawki podatku ekologicznego będą niższe niż obecna danina.
Całe szczęście nie ma szans, aby projekt ujrzał salę na Wiejskiej przed nadchodzącymi wyborami. Trudno jednak liczyć na to, że urzędnicy nie wrócą do pomysłu w trakcie nowej kadencji.