
Rosyjskie Ministerstwo Obrony twierdzi, że USA i sojusznicy szykują się do wielkich bombardowań w Syrii. Pretekstem ma być atak chemiczny, którego dokonać ma reżim Asada.
Jak twierdzi Generał Igor Konaszenkow, rzecznik resortu bombardować mieliby Amerykanie i Francuzi. Dlatego na wodach Zatoki Perskiej pojawił się m.in amerykański niszczyciel Sullivan, na pokładzie, którego ma być 56 rakiet. W bazie w Katarze szykowane są też bombowce B1 Lancer.
Pretekstu do akcji miałby dostarczyć atak bronią chemiczną, za który obwiniono by siły rządowe w Syrii. Jak twierdzą Rosjanie prowokację taką szykują islamiści z Al-Nusry, którzy nadal zajmują część prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii.
Według Rosjan dostarczono już materiały chemiczne, a na miejscu pojawili się opozycyjni bojownicy syryjscy, których wspierać mają brytyjscy najemnicy. Udawać oni mają ochotników z organizacji „Białe Hełmy”, którzy mają nieść pomoc miejscowej ludności dotkniętej atakiem.
Wiceminister obrony Siergiej Rybakow miał ostrzec już Waszyngton, że szykowana jest prowokacja i by USA nie podejmowały żadnych działań odwetowych na reżimie Asada.
Według Rosjan Amerykanom zależy na destabilizacji w Syrii i obaleniu prezydenta Syrii, którego sojusznikiem jest Moskwa.
Wcześniej do takich bombardowań doszło m.in w kwietniu po ataku chemicznym w Doumie. Oskarżono o nie rezim prezydenta Baszszara al-Asada.