
Przyznanie pierwszeństwa realizacji planów dostaw i produkcji kosztem kontroli jakości było jedną z przyczyn, które doprowadziły do fałszowania wyników – tłumaczy koncern Nissan.
Do manipulowania wynikami emisji spalin i zużycia paliwa Nissan przyznał się 9 lipca br. Jednocześnie tłumaczył, że pracownicy dokonywali badań w sposób niewłaściwy — samochody testowane były w temperaturze pokojowej zamiast w warunkach zbliżonych do tych panujących na drogach.
Po ponad dwóch miesiącach Nissan opublikował raport oparty na konsultacjach z pracownikami, który przekazany został japońskiemu ministerstwu transportu. W dokumencie firma przekazała, że niektórzy pracownicy, którzy nadpisywali dane i niewłaściwie przeprowadzali testy samochodów, „byli świadomi, że ich działania są niezgodne z instrukcjami operacyjnymi firmy i wymogami procedur testowania pojazdów” — podkreślał Nissan. Dodatkowo producent przyznał, że „priorytetem było zaspokojenie potrzeby realizacji planów dostaw i produkcji”, na czym ucierpiały „ostatnie inspekcje” na terenie fabryk.
Szef ds. konkurencji w Nissanie Yasuhiro Yamauchi zapowiedział, że Nissan w ciągu najbliższych sześciu lat zainwestuje około 1,59 mld dolarów, aby wdrożyć środki zapobiegawcze. Wśród nich wymienił modernizację sprzętu testowego i poprawę środowiska pracy. Yamauchi dodał, że firma zatrudni do marca przyszłego roku około 670 pracowników do zadań kontrolnych.
To druga w ostatnim czasie afera, w jaką zamieszany jest Nissan — przypomina agencja Kyodo. We wrześniu 2017 roku koncern przyznał, że przez wiele lat inspekcje samochodów były prowadzone przez pracowników, którzy nie mieli do tego odpowiednich certyfikatów. W konsekwencji firma musiała wycofać z rynku japońskiego ponad 1 mln aut.
Nissan jest jedną z japońskich firm, które w ostatnim czasie zostały przyłapane na fałszowaniu danych. Poza nim, oszustwa dopuścili się m.in.: Kobe Steel, Mitsubishi Materials, Mazda czy Subaru.
(PAP)