Prezydent może być szantażowany w kontekście WSI

REKLAMA

Prezydent Bronisław Komorowski może być szantażowany przez byłych oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych. Mają oni wiedzę dotyczącą jego kontaktów z oficerami Wojskowej Służby Wewnętrznej w latach 80. Dowodem są dwie notatki ze spotkań z Komorowskim, które przechowywane są w zbiorze zastrzeżonym. Na przełomie 2007 i 2008 roku Komorowski starał się poznać treść aneksu do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, który miał opisywać jego działalność i stawiać mu zarzuty. Próby te uwikłały go w kolejne skandale i uczyniły jeszcze bardziej podatnym na naciski.

Operacja „Kupcy”

REKLAMA

W listopadzie 2007 r. ABW otrzymała informacje, że dziennikarz Wojciech Sumliński i emerytowany oficer WSI Aleksander L. handlują treścią tajnego aneksu, a także obiecują pomóc w załatwieniu pozytywnej weryfikacji żołnierzom wojskowych służb. ABW rozpoczęła akcję na szeroko zakrojoną skalę, aby uzyskać procesowe dowody; akcja otrzymała kryptonim „Kupcy”. W trakcie zbierania materiałów ABW dowiedziała się, że płk Aleksander L. rozmawiał na temat aneksu z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim. Sprawy tej ABW nie wyjaśniała. Co ciekawe, równolegle do ABW sprawę przeciwko pułkownikowi i dziennikarzowi prowadziło CBA, kierowane przez Mariusza Kamińskiego. Nigdy nie doszło do połączenia materiału obu śledztw, chociaż CBA nagrywało spotkania dziennikarza i pułkownika. W trakcie operacji „Kupcy” ABW inwigilowała czterech innych dziennikarzy, podejrzewając, że mają dostęp do treści aneksu. Wobec jednego z nich ABW skierowała wniosek do departamentu prawnego o zaopiniowanie przeszukania jego mieszkania. Dokładnie inwigilowano również weryfikatorów: Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka (sporządzono ich charakterystyki, sprawdzono źródła utrzymania, także ich rodzin).

Działania ABW wsparła Służba Kontrwywiadu Wojskowego, udzielając jej pomocy w postaci poparcia trojga związanych z nimi dziennikarzy. Mieli oni doprowadzić swoimi publikacjami do sytuacji, w której działania podjęte przeciwko członkom komisji weryfikacyjnej WSI i dziennikarzom zostaną zaakceptowane przez media. Jak się okazało, SKW prowadziła własną inwigilację członków Komisji Weryfikacyjnej. Jeden z dziennikarzy „zabezpieczających” operację „Kupcy” był kilka lat wcześniej wykorzystywany przez WSI w sprawie nagłośnienia nielegalnego handlu bronią. Komorowski rozmawiał na temat aneksu nie tylko z płk. Aleksandrem L. Według „Gazety Polskiej Codziennie”, spotkał się także z tajemniczym Krzysztofem W. Według „GPC”, we wrześniu 2009 roku W. odwiedził Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Twierdził, że Bronisław Komorowski zaoferował mu 100 tysięcy złotych i funkcję podsekretarza stanu (dla wskazanego polityka) za przyniesienie mu kopii fragmentu aneksu do raportu, w którym jest mowa o jego działalności.

Szukanie pretekstu

Krzysztof W. to współpracownik polskich tajnych służb, mający dobre kontakty z dziennikarzami śledczymi (w tym ze mną). 28 czerwca 2011 roku został zatrzymany za posługiwanie się fałszywymi dokumentami i próbę wprowadzenia do obrotu papierosów bez cła. Dzień później dokonano przeszukania domu, w którym mieszkał. Zrywano podłogi (co, jak wiadomo, jest standardową procedurą przy osobach zatrzymanych za posługiwanie się fałszywymi dokumentami), rozpruwano meble, sprawdzano ściany. Znaleziono ostrą amunicję do broni sportowej, kamizelki kuloodporne. Jednak najbardziej zaskakującym znaleziskiem były dziesiątki zapisków, dokumenty i nagrania, które kompromitują wpływowych polityków zarówno koalicji rządzącej, jak i opozycji. Prowadząca sprawę krakowska prokuratura przekazała sprawę do prokuratury lubelskiej, ponieważ współpracowała z Krzysztofem W. i bała się zarzutów o brak obiektywizmu. Jak ustaliliśmy, przeszukujący szukali taśm i innych dokumentów dotyczących spotkań W. i prezydenta Bronisław Komorowskiego.

Z Komorowskim W. spotkał się po raz pierwszy jesienią 2007 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi, w jego biurze poselskim. Spotkanie zorganizowała Jadwiga Zakrzewska, posłanka PO. Uczestniczył płk Roman P., były oficer WSI, potem Agencji Wywiadu. Krzysztof W. chciał, aby Komorowski pomógł mu odzyskać od jednego ze szpitali na Mazowszu kilkaset tysięcy złotych za wykonane w 2002 roku prace (chodziło o sadzenie drzewek). „B. Komorowski powiedział, że jak PO wygra wybory, to dostanę zapłatę za wykonaną pracę (…) w ciągu 4-5 miesięcy. Wg B. Komorowskiego gdybym dostarczył jakieś »kwity« na PiS, to bardzo by pomogło w mojej sprawie. Już po wyborach w zimie 2008 r. Marszałek [Sejmu] B. Komorowski spotkał się ze mną w swoim biurze poselskim i potwierdził obietnicę pomocy w odzyskaniu należnej mi zapłaty (…). Ja do tej pory nie dałem żadnym kwitów ani na PiS, ani na inną partię” – czytamy w oświadczeniu W.

Prezydent potwierdza fakt spotkań z Krzysztofem W., jednak inaczej przedstawia ich przebieg.

Ryzykowna gra

Swoją wiedzą na temat prezydenta W. próbował grać. W sierpniu 2010 roku złożył doniesienie do prokuratury na Komorowskiego, że otrzymał od niego wiedzę o przestępstwach polityka PO (pomagał za łapówki w odrolnianiu ziemi pod inwestycje budowlane) i nic z nią nie zrobił. Do wniosku załączył oświadczenie płk. Romana P. potwierdzające jego wersję spotkania. Sprawę umorzyła prokuratura, a decyzję podtrzymał sąd. W. jednak nie odpuszczał i chodził do biur poselskich polityków PO, chcąc porozmawiać o nagraniach. Po jednej z takich wizyt miałem rozmowę z pracownikiem ABW. – Ile ma wzrostu pan Krzyś? – spytał mnie jeden z oficerów ABW latem 2010 roku. – Około 1,70 odpowiedziałem. – No właśnie, a Wisła ma teraz 7 metrów, więc niech przestanie rozrabiać. Przekaż mu to – usłyszałem.

Od zatrzymania W. minęło już pół roku. ABW sprawdza teraz czterech dziennikarzy, z którymi W. miał kontakt, w celu ustalenia, gdzie W. schował taśmę z rozmową z prezydentem. Fakt istnienia taśmy potwierdzają materiały operacyjne ABW. Przyjęto hipotezę, że W. mógł stracić kontrolę nad nagraniem, które przejęli dziennikarze. Odzyskanie tego nagrania jest obecnie priorytetem służby. Rozważane jest nawet przeprowadzenie przeszukania w domach dziennikarzy.

Ale to nie jedyny problem Komorowskiego. W materiałach operacji „Kupcy” jest notatka wskazująca, że rozmowę z Komorowskim nagrał płk Aleksander L. Rozmowę, podczas której – co przyznaje sam Komorowski – rozmawiano o aneksie WSI. Płk L. zaś był szkolony w Rosji i był podejrzewany przez nasze służby o szpiegostwo na rzecz tego kraju. W tym kontekście bardzo ciekawie wygląda nieoficjalne spotkanie, do którego doszło 8 lipca 2011 roku. Bronisław Komorowski spotkał się wówczas z byłym szefem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa – Nikołajem Patruszewem. Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta zignorowało pytania o lipcowe spotkanie prezydenta z Patruszewem. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego, które ustawowo powinny zabezpieczać takie spotkanie i powinny zostać o nim powiadomione, odmówiły komentarza w sprawie, zasłaniając się tajemnicą państwową. Informacje o prywatnej wizycie Patruszewa w Polsce i dziwnej koincydencji z wizytą prezydenta Komorowskiego, a także odwiedzającej nasz kraj w tym czasie Angeli Merkel, podał w lipcu br. jako pierwszy portal niezalezna.pl.

Patruszew to były oficer KGB, a później szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa (następca KGB), który piastował swoją funkcję w latach 1998-2008. Przypomnijmy, że w tym czasie rosyjskie służby były oskarżane o szereg aktów terroru. Do najgłośniejszych należy zarzut celowego wysadzenia budynków mieszkalnych w Rosji i zwalenia winy na czeczeńskich powstańców, co stało się pretekstem do wywołania drugiej wojny z tą zbuntowaną republiką. Na fali społecznego oburzenia wybrano na prezydenta Władimira Putina. Były oficer FSB, Aleksander Litwinienko, który ujawnił te rewelacje w zakazanej w Rosji książce „Wysadzić Rosję”, został zamordowany w 2006 roku w Londynie. Rosja odmówiła wydania Wielkiej Brytanii byłego oficera FSB podejrzanego o dokonanie egzekucji.

Zakładnik służb

Nasuwa się pytanie: czy Rosjanie nie są obecnie właścicielami nagrania rozmowy Komorowskiego z płk. L? Zupełnie niezrozumiałe jest ignorowanie tematu dziwnych kontaktów prezydenta przez media głównego nurtu. Jeszcze gorzej świadczy o prezydencie fakt, że nie odpowiada na pytania dziennikarzy i nie próbuje wyjaśniać swoich działań. Nie dostałem odpowiedzi nie tylko na pytania o spotkanie z Patruszewem, ale także na pytanie o spotkania z oficerami WSW w latach 80. Jak to się dzieje, że marszałek Sejmu, druga osoba w państwie, spotyka się z ludźmi działającymi w „szarej strefie” tajnych służb? Jak to się dzieje, że bez wyjaśnienia tych kontaktów udaje mu się przejść kampanię prezydencką? Charakterystyczne jest, że po objęciu przez niego urzędu prezydenta został poddany ostremu atakowi za gafy i wpadki. – Ktoś udziela mu lekcji, aby nie był zbyt samodzielny – skomentował jeden z moich znajomych oficerów służb.

(zdjęcie p. Bronisława Komorowskiego za prezydent.pl)

REKLAMA