Kulisy polityki: O towarzyskich dojściach

REKLAMA

Dojście, czyli dostęp do ludzi, to wpływy. Dzięki dojściu można uzyskać informacje, pomóc innym, zainteresować wpływowych swoimi sprawami, czy też skontaktować ze sobą osoby o podobnych poglądach, interesach, potrzebach czy przeszłości, które albo się nie znają albo straciły kontakt. Rozmaite sprawy można załatwić krążąc między różnymi środowiskami. Zwykle najlepiej wychodzą operacje oparte na bezinteresowności. Załatwia się sprawy, które osobie załatwiającej nie przynoszą bezpośredniego zysku, ale służą celowi wyższemu.

[nice_alert]Na przykład, pewnego razu nowojorski znajomy spytał niespodziewanie czy mógłbym załatwić kilkadziesiąt tysięcy ton cementu. „Jestem historykiem,” odparłem, „popytam.” I naturalnie okazało się, że bliski przyjaciel naszego dobrego kolegi ma jedną z największych fabryk cementu w Meksyku. To był pierwszy krok. Teraz pozostawała sprawa logistyki, transportu przede wszystkim. [/nice_alert]

REKLAMA

Ponieważ też okazało się, że cement potrzebny jest w Europie zwróciłem się do zaprzyjaźnionej emerytowanej dyplomatki, której bliski znajomy jest właścicielem podobnego przedsiębiorstwa w Szwajcarii. Potem zostało tylko skojarzenie mojego nowojorskiego znajomego ze szwajcarskim cementowcem. Dalej to oni się dogadają. Rola moja wypełniona, cel osiągnięty: naszym przyjaciołom interesy idą dobrze, oni sami prosperują, a każdy z nich wspiera działalność naszej uczelni. Wszyscy są zadowoleni.

[nice_info]Takie operacje możliwe są tylko wtedy, gdy człowiek ma dostęp, a więc uczestniczy w rozmaitych imprezach, jest obecny na balach, rautach, obiadach, przyjęciach, wernisażach, przemówieniach i innych wydarzeniach kulturalnych, społecznych, czy politycznych. Niektórzy robią z tego zawód: krążą stale, są wszędzie, sprzedają swoje kontakty i dojścia. Ale każdy prawie bawiący się w świecie wpływów musi w tym uczestniczyć przynajmniej od czasu do czasu.[/nice_info]

Najlepsi z uczestników to ci, którzy mają taki charakter, który pozwala im przebywać prawie ze wszystkimi. Po prostu są naturalni, kulturalni i sympatyczni, a jednocześnie pozostają wierni swoim zasadom. Wiedzą jak pogadać, rozśmieszyć, wymienić informacje o winach, sztuce, historii, muzyce, sporcie, czymkolwiek.

Mogą zawsze liczyć na stałe zaproszenia bowiem wpływowi natychmiast wyczuwają fałszywych podlizuchów z brudnymi interesami, którzy – naturalnie mogą sobie kupić dojście do pewnego stopnia – ale są relegowani na inny poziom towarzyski. Wpływowi lubią to co się nazywa: „face time,” czyli przebywanie razem, konwersacje, zacieśnianie więzi przyjacielskich. Ci, którzy wspierają naszą uczelnie po prostu znają nas. I im częściej z nami przebywają, tym bardziej utwierdzają się w słuszności popierania naszych projektów.

Naturalnie dla większości osób uczestnictwo w takich imprezach to sprawa kosztowna. Większość bowiem nie jest zapraszana jako goście, ale oferuje im się uczestnictwo w imprezach odpłatnie.

[nice_info]Powiedzmy obiad w nowojorskim Waldorf Astoria organizowany dorocznie przez Al Smith Foundation – katolicką organizację charytatywną zajmującą się biednymi dziećmi – kosztuje z 1,500 dolarów na osobę. Ale jest to inwestycja, która się zwraca – w sensie politycznym, społecznym i finansowym. W najgorszym razie można to sobie odpisać od podatków, w najlepszym – poznać ludzi, którzy pomogą nam w interesach czy wypełnią nasze polityczne postulaty.[/nice_info]

Kilka lat temu paru zamożnych Polonusów z Chicago skarżyło mi się, że politycy amerykańscy ignorują Polonię, że nie udaje się załatwić ruchu bezwizowego i innych spraw. Wyłożyłem im o co chodzi w amerykańskim systemie. Zamarudzili, że ich nikt nie zaprasza nigdzie. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że właśnie w tym czasie Biały Dom planował wizytę Georga Busha w Chicago. Skontaktowano się ze mną, że wciąż są miejsca na obiad z prezydentem. Koszt: 500 dolarów za miejsce, albo 10,000 dolarów za stół. Wiadomość posłałem dalej. Moi Polonusi natychmiast nabrali wodę w usta. Zero zainteresowania.

A jak inaczej można pogadać z Prezydentem USA? Przekonać do swoich spraw? Przecież tylko poprzez składanie datków na jego kampanię wyborczą i poprzez uczestnictwo w imprezach. Chyba, że ktoś chce zostać woluntariuszem bądź profesjonalnie oddać się polityce.

Myślałem sobie o tym kilka dni temu gdy ze smutkiem przeglądałem listę gości na imprezie Al Smith Foundation w Nowym Jorku. Peter Urbanowicz, Karen Zahorsky i jeszcze może kilka polskich nazwisk na ponad 1,500 uczestników bankietu. W Jade Room, gdzie wcześniej odbyło się prywatne spotkanie (tzw. coctails) z Barrack Obama (John McCain spóźnił się), proporcje były trochę lepsze: na około 40 zaproszonych gości 3 osoby wywodziły się z Polski – czyli Lady Blanka Rosenstiel (czyli Ciocia Blanka), Jadwiga hr. Krasicka i ja. No i jego Eminencja Kardynał Egan witał się z nami po polsku: „Szczęść Boże.”

[nice_alert]Gdy pojawił się Obama, wszystko stało się jasne. Goście podzielili się na grupy. Do Obamy ustawił się ogonek: z 15 osób to jego entuzjastyczni zwolennicy, a 10 ciekawych bądź grających grę, wśród tych ostatnich krążył Henry Kissinger. Około 15 osób odeszło na bok: to byli twardzi konserwatyści.[/nice_alert]

Komentowali sarkastycznie. Stałem z nimi, chociaż powinienem był się przedstawić Obamie. Pomyślałem o koledze mecenasie Pawle Chudzickim, który jest świetny w takich sytuacjach i trzeba będzie go ze sobą przyciągnąć następnym razem aby asystował Lady B., która czarowała Obamę o sprawach polskich. Zresztą jak zwykle, bo chodzi na ten bankiet od ponad 30 lat. A gośćmi Al Smith Foundation są tradycyjnie wszyscy kandydaci na prezydenturę USA od 1946 roku. W tym roku – oprócz Obamy i McCaina – była cała czołówka politycznego i gospodarczego establishmentu, głównie nowojorskiego, łącznie z burmistrzem Michaelem Bloombergiem. Nota bene McCain wygłosił najlepsze swoje przemówienie od wielu miesięcy.

Gdy Lady B. wróciła do naszej grupki – niezadowolona z mojego taktycznego wycofania się – jedna z obecnych dam (jej babcia była Słowaczką-katoliczką) zwróciła się do mnie z oryginalną „prośbą”. „Twoja ciocia ma miejsce zaraz przy Hillary Clinton. Mam tutaj słomkę, może Lady B. plunie na Hillary kulką papierową? Ale nie mów nic służbom specjalnym, że to mój pomysł.” Później, już na sali bankietowej, inna dama odmówiła wstać gdy ogłoszono, że wchodzi Obama. Po tym, gdy zasugerowałem, że elegancko jest jednak się podnieść, dama uznała, że jestem lewakiem i posłała mi złe spojrzenie.

Na szczęście na odsiecz przyszła mi jej serdeczna towarzyszka usadowiona zaraz przy mnie, z którą się zgadałem, że ponad 60 lat temu uczęszczała do Garrison Forest School z moja wielką przyjaciółką p. Molly Burgwyn. Rodzina tej ostatniej współ-zakładała kolonię Północna Karolina, a jej stryjeczny pradziadek w wieku lat 19 został najmłodszym pułkownikiem armii konfederackich. W każdym razie obgadaliśmy wszystko i wszystkich i obiecałem zjawić się u tych pań w klubie w Greenwich, Connecticut, z wykładem o „tajemniczych i egzotycznych miejscach,” takich jak Polska.

Jak zwykle po każdej imprezie: nowe kontakty, nowe zaproszenia, nowe możliwości. Trzeba tylko się ruszyć. Co zrobiłem też natychmiast po bankiecie, wskakując nad ranem na samolot na Florydę. Walka trwa. Może ktoś znów będzie potrzebować cement. Albo cokolwiek innego.

[nice_download]Nowe książki:[/nice_download]

Jak zrujnowac gospodarke, czyli Keynes wiecznie zywy (praca zbiorowa): Keynesizm odradza się wciąż w tej czy innej formie, podnosi głowę raz tu, raz tam. Głośne ciecia podatkowe George’a W. Busha atakowane były m.in. za to, ze nie potrafiły wystarczająco obniżyć obciążeń podatkowych ludzi biednych, co mogłoby pomoc gospodarce poprzez uruchomienie dodatkowego popytu, jako ze – zdaniem keynesistowskich krytyków polityki prezydenta – powszechnie wiadomo, iż robotnicy wydaja więcej niż bogaci. To jest właśnie cały Keynes!

Przeciw beznadziei (Arkadiusz Robaczewski): Książka zawiera zbiory esejów, felietonów i komentarzy, pisanych wyrazistym, rzadko dziś spotykanym, językiem. Autor porusza sprawy demokracji, aborcji, kryzysu polskości, obecności Kościoła w życiu politycznym a także jego kryzysu, wreszcie Radia Maryja i jego obecności i roli w kształtowaniu społecznej świadomości Polaków.

Spisek teczowej koalicji (Spensera Hughesa): Kultowa powieść Spensera Hughesa „Spisek tęczowej koalicji” stała się juz klasyka amerykańskiej literatury z gatunku pilitical fiction. Sensacyjna intryga, szybkie tempo i niespodziewane zwroty akcji upodabniają ja do literatury kryminalnej, zaś obecność licznych motywów religijnych wskazuje na podobieństwo do nurtu clerical fiction.

Lech Kaczynski w Tbilisi (Adam Wielomski, Jan Engel): Ksiazka znakomitych publicystow o mozliwych sposobach prowadzenia polityki oraz polskiej racji stanu na tle kryzysu gruzinskiego. Polecamy!

„Fakty i Mity W Ekonomii” (Thomas Sowell): Autor udowadnia, ze ani bieda, ani bogactwo nie sa skutkiem wyzysku; pracodawcy rzadko kiedy dyskryminuja kobiety, a powodem wysokiego czesnego jest na wiekszosci uniwerkow zwykle marnotrawstwo. Czyta sie z wypiekami na twarzy!

„Wykonczyc bogatych!” (Patrick Jake): Autor uczy ekonomii przez… zabawe! Ci, ktorzy na codzien nie zajmuja sie funkcjonowaniem bankow, akcjami, gielda, wskaznikami wzrostu i innymi „nudnymi” rzeczami nie beda sie mogli oderwac od tego barwnego wykladu….

Zachęcamy do złożenia zamówienia!

[nice_link]UWAGA: Przedruk artykułów (w całości lub części), jest możliwy JEDYNIE: a) za podaniem klikalnego źródła b) tylko w niezmienionej formie: artykuł + informacje poniżej artykułu np. o ewydaniu, nowych publikacjach w sklepie, itp.[/nice_link]

REKLAMA