Michalkiewicz: Dekadencja w służbie bezpieczeństwa

REKLAMA

Rząd premiera Tuska powoli, ale konsekwentnie zbliża się do szczytów bęcwalstwa. Nie mówię już o pani minister Barbarze Kudryckiej, „profesorze tytularnym”, (cokolwiek by to miało znaczyć), która habilitowała się w roku 1995 rozprawą pod zagadkowym tytułem Dylematy urzędników administracji publicznej („brać, albo nie brać – oto jest dylemat?”) i o której na stronach internetowych są tajemnicze zapisy, że w latach 70-tych rozpoczęła działalność w PZPR, w roku 1978 została „magistrem administracji”, zaś w 1996 r. – „magistrem prawa” (tytułu rozprawy doktorskiej niestety nie udało mi się odnaleźć).

Pani Kudrycka wpadła na pomysł, żeby tworzyć w Polsce „elitarne uczelnie”. Po czym można będzie poznać, że uczelnia jest „elitarna”? Po tym, że dostanie od rządu pieniądze w nieograniczonych ilościach. Na identyczny pomysł wpadły władze PRL w roku 1968, kiedy okazało się, że brakuje pracowników naukowych. Najbardziej zasłużonych dla SB magistrów mianowały wtedy „docentami” i w ten oto prosty sposób liczba pracowników nauki osiągnęła pożądany poziom. Czym się w tej sytuacji będą zajmowały „elitarne uczelnie” – Bóg jeden wie, ale skoro prezydent Sarkozy zupełnie serio rozważa narzucenie Francuzom obowiązku zapoznania się z historią co najmniej jednego Żyda, to wszystko jest przed nami. Ale na same szczyty wspięło się Wojsko Polskie, kierowane aktualnie przez czołowego strategosa Rzeczypospolitej, pana Bogdana Klicha. To jest signum temporis, widoma oznaka dekadencji państwa polskiego, której symbolem może być Stefan Niesiołowski na stanowisku wicemarszałka Sejmu. Pan Klich jest bowiem psychiatrą, a ponadto – założycielem i szefem Instytutu Studiów Strategicznych, z jakichś powodów finansowanym przez rząd niemiecki za pośrednictwem Fundacji Adenauera (95 proc. pieniędzy, jakimi dysponuje Fundacja, pochodzi z subwencji rządu niemieckiego). Pod tym kierownictwem nad duchem bojowym zaczęła dominować w armii atmosfera jurydyczna. Objawiło się to w postaci oskarżenia żołnierzy uczestniczących w idiotycznej misji w Afganistanie o „ludobójstwo”. Ta atmosfera musiała jakoś udzielić się całemu Sztabowi Generalnemu. Otóż rzecznik Sztabu zapewnił, że wojsko jest przygotowane na upadek satelity. Chodzi o zboczonego satelitę amerykańskiego, który mógł spaść na Polskę. Bardzo się z tego cieszymy i domyślamy się, że minister obrony
rozkazałby strzelać do nadlatującego satelity z armat przeciwlotniczych, wzór 1943, które niedawno widziałem (mam nadzieję, że nie zdradzam żadnej tajemnicy wojskowej?) w jednym z pułków stacjonujących nieopodal Warszawy. Dzięki temu słyszelibyśmy, że zboczony satelita amerykański właśnie nadlatuje. Ach, ileż emocji moglibyśmy doznać, gdyby jeszcze stacje telewizyjne pozostające pod wpływem rozwiedki zaczęły nadawać komunikaty w stylu: Uwaga uwaga! Czekolada 5.

REKLAMA

Czyż przodującej w wyszkoleniu bojowym i
politycznym pani Justynie Pochanke nie byłoby z tym szalenie do twarzy?

REKLAMA