ABW. Policja polityczna PO

REKLAMA

ABW stała się najsilniejszą ze wszystkich rządowych agend. Zajmuje się intensywnym monitorowaniem świata mediów i polityki. Zdobyta wiedza jest używana do ochrony politycznych interesów rządzących.

Prezydent Komorowski wręcza awans Krzysztofowi Bondarykowi (źródło: bbn.gov.pl/)

Krzysztof Bondaryk(w grudniu skończył 52 lata) jest najdłużej urzędującym szefem służb w historii III RP – na swoim stanowisku pracuje już ponad cztery lata. ABW za jego rządów stała się najsilniejszą ze wszystkich rządowych agend. Bondaryk wykorzystał fakt ograniczenia wpływów wojskowych służb po rozwiązaniu WSI. Dziś to ABW zajmuje się intensywnym monitorowaniem świata mediów i polityki. Wiedza ta używana jest do ochrony politycznych interesów rządzących. Bondaryk stara się pełnić dla Donalda Tuska rolę, którą Czesław Kiszczak sprawował dla Wojciecha Jaruzelskiego – strzec władzy.

REKLAMA

System Bondaryka

Niebezpieczny wzrost potęgi Bondaryka dostrzegł Tusk. Jako przeciwwagę dla jego rosnących wpływów wybrał Jacka Cichockiego, ministra spraw wewnętrznych i administracji. Formalnie od listopada ubiegłego roku Cichocki jest koordynatorem działań wszystkich tajnych służb. Tajemnicą poliszynela jest, że obaj panowie za sobą nie przepadają. Cichocki stara się powstrzymywać rozrost wpływów Bondaryka, ale na działania ofensywne na razie go nie stać.

Jak działa „system Bondaryka”?

W grudniu ubiegłego roku dziennikarz dużego medium wysłał pytania do ABW dotyczące okoliczności wypadku jednego z ważniejszych oficerów. Dociekał, czy ów oficer nie został pobity przez podwładnego po tym, jak ten przyłapał go ze swoją żoną. Sprawa była poważna, bo skończyła się na kilkutygodniowej absencji w pracy. Dzień po wysłaniu pytań dziennikarz został dopisany do listy pracowników przeznaczonych do zwolnienia w swojej firmie.

Przykład z innego obszaru. W maju ubiegłego roku Krzysztof Borowiak, członek zarządu jednej z spółek zależnych giganta energetycznego ENEA, informuje o podejrzeniu ustawienia przetargu. Dowody są mocne, bo wygrywa firma, która nie przedstawiła niezbędnych dokumentów. Borowiak spotyka się z dwoma funkcjonariuszami ABW, którzy jednak nie podejmują żadnych działań zmierzających do wyjaśnienia sprawy. Kilka tygodni później Borowiak nieoczekiwania zostaje odwołany bez podania przyczyn. ABW nie odpowiedziała na moje pytania dotyczące spotkań, a także kwestii, dlaczego nie podjęła działań. Wywalanie ludzi stwarzających kłopoty władzy z pracy było starą metodą Służby Bezpieczeństwa. Jak widać, system i służba się zmieniły, a knowhow pozostało.

Niezatapialny

O sile Bondaryka decyduje stabilne zaplecze i umieszczenie ludzi w kluczowych miejscach. Najważniejszym człowiekiem Bondaryka jest wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz. Nadzoruje on m.in. urzędy skarbowe, ale również współpracuje z Komisją Nadzoru Finansowego. Przekazuje mu ona informacje o transakcjach, które uważa za pranie brudnych pieniędzy.

W czerwcu ubiegłego roku Parafianowicz zdymisjonował szefa białostockiego UKS, wspierającego swoimi działaniami śledztwo w sprawie, w której zarzuty groziły samemu Bondarykowi. Dostało się także prokuratorowi Andrzejowi Piasecznemu, który badał okoliczności kupienia samochodu przez Bondaryka od swojego pracodawcy.

W latach 2005-2007 Bondaryk był dyrektorem ds. bezpieczeństwa w operatorze telefonii komórkowej Era. Zdaniem biegłych, którzy zrobili analizę na potrzeby śledztwa, Bondaryk kupił auto po zaniżonej cenie, nawet o 90 tys. zł, a wycenę sfałszowano. W marcu ubiegłego roku funkcjonariusz CBA na potrzeby prokuratury napisał analizę, w której założył postawienie Bondarykowi zarzutów paserstwa i posłużenia się fałszywym dokumentem. 12 maja 2011 roku prokuratorowi Piasecznemu odebrano wszystkie sprawy. Chociaż rzecz ujawniono w mediach, nie miała ona żadnych konsekwencji. W ABW powołano błyskawicznie sztab kryzysowy. Oficerowie ABW przy pomocy swoich kontaktów w środkach przekazu załatwiali, aby starały się one nie drążyć sprawy.

Nie była to pierwsza tego typu akcja. W styczniu 2008 roku stanowisko stracił szef białostockiej apelacji Sławomir Luks, pod którego kierownictwem prokuratorzy badali interesy brata Bondaryka.

Polowanie na „kretów”

Od kilku tygodni w ABW trwa intensywne poszukiwanie „kretów” przekazujących informacje dziennikarzom. Analizowane są bilingi oficerów i dziennikarzy. W celu wytypowania podejrzanych o przecieki ABW wykorzystała program Secure 360, który gromadzi i analizuje kompleksowo wszystkie dostępne informacje o pracownikach służby (bilingi, odwiedzane strony internetowe, lokalizacje telefonu komórkowego itp.).

Program ten pozwala wskazywać osoby najprawdopodobniej odpowiedzialne za przecieki. Ma nawet funkcję podpowiadającą, kto mógł być źródłem świadomym, a kto przypadkowym. Poszło o informacje ujawnione w mediach, m.in. o akcję „Cmentarze”, w której pod pretekstem ochrony polsko-rosyjskiego pojednania inwigilowano „antyrosyjskich” dziennikarzy i polityków. Mieli oni bowiem stanowić „zagrożenie” dla cmentarzy rosyjskich w Polsce. Za tę sprawę Bondaryk trafił „na dywanik” do Cichockiego.

Nie chodziło bynajmniej o fakt inwigilacji, ale o tym, że informacje przeciekły do mediów. Praktycznie co miesiąc ABW podejmuje rozmaite akcje zabezpieczające. Na przykład ostatnio opracowano operację zabezpieczającą zagraniczne wycieczki z Izraela do Polski. ABW zabrała się też za inwigilację środowisk protestujących w sprawie ACTA. Chodzi o to, aby wytypować osoby kluczowe, które doprowadziły do zainicjowania i przeprowadzenia protestów.

ABW inwigiluje bez zgody sądu. Zasada jest prosta. Każdego można zgodnie z prawem przez pięć dni podsłuchiwać bez zgody sądu. Potem teoretycznie należy przestać lub uzyskać zgodę sądu. Problem w tym, że po pięciu dniach zwyczajnie uznaje się poprzednie dni za niebyłe – i tak w kółko.

Kwity, kwity, kwity

W tym szaleństwie inwigilacyjnym jest metoda. Jak twierdzą moi rozmówcy z tajnych służb, Bondaryk wzoruje swoją strategię na działalności Edgara Hoovera – legendarnego szefa FBI, który przez pół wieku trząsł amerykańską polityką. Patent był prosty. Hoover zbierał wszystkie informacje kompromitujące polityków i dziennikarzy. Niezależnie od tego, kto wygrywał wybory, Hoover zostawał na stanowisku. Dziś zawartość „szafy” Bondaryka jest przedmiotem spekulacji.

Za rękę „złapano” Bondaryka raz. W latach 1998-1999 był on wiceszefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wówczas media zarzuciły mu nadużycia przy archiwizacji dokumentów peerelowskiej bezpieki. A chodziło nie o byle co, tylko o informacje dotyczące operacji „Hiacynt”, podczas której SB rejestrowała osoby o homoseksualnej orientacji. Co ciekawe, akcja „Hiacynt” była prowadzona w Polsce przynajmniej do 1991 roku. Wiedza z tych teczek ma ogromną wartość. Dotyczy nie tylko obecnych polityków, ale również osób zajmujących dziś kluczowe stanowiska w biznesie i administracji.

Także dostęp do wiedzy z techniki operacyjnej jest bezcenny. ABW monitoruje wszystkie nocne kluby rozrywkowe w Warszawie. Wiedza tam zdobyta mogłaby niejednemu politykowi czy dziennikarzowi zniszczyć życie rodzinne. Czasy się zmieniają, ale metody działania służb są takie same.

Według naszych informatorów, Bondaryk puszcza plotki, że na stanowisku pozostanie tylko do czasu zdobycia uprawnień emerytalnych, co miałoby nastąpić w tym roku. Ale nikt rozsądny w to nie wierzy. – Krzyśkowi za bardzo podoba się władza – twierdzi jeden z jego znajomych. – Poza tym dzięki niemu jego biznesowi koledzy mogą spać spokojnie. Od stołka szefa ABW odklei go dojście do władzy PiS – podsumowuje.

(źródło: NCZ!, Nr 10-2012; przedruk tylko za zgodą redakcji)

REKLAMA