Korwin-Mikke do ONR: To ja jestem bardziej radykalny!

REKLAMA

„Niech tutaj będzie wreszcie powiedziane: Jest ONR-u spadkobiercą Partia”. – Czesław Miłosz, Traktat Poetycki, 1957 r.

Za komuny pytano: „Jak jest różnica między PZPR a Wenus z Milo?”. Poprawna odpowiedź brzmiała: „Bo Wenus powstała z piany morskiej, a Partia z szumowin”. Opinią noblisty Miłosza możemy się specjalnie nie przejmować, bo to przecież socjalista – ale warto by sprawdzić, czy coś nie jest na rzeczy. Więc skąd się wzięły ONR-y?

REKLAMA

Po I wojnie światowej kapitalizm legł w gruzach. Pod pretekstem „konieczności wojennych” we wszystkich państwach do władzy dorwali się biurokraci i zaprowadzili system centralnego planowania. A po wojnie nie dali się już oderwać od koryta i system ten pogłębiali – w imię dominującej wtedy ideologii lewicowej. W ślad za tym poszły przemiany polityczne.

W roku 1924 w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy do władzy dorwała się Czerwona Hołota z Labour Party. We Francji Front Ludowy. W Niemczech i Związku Sowieckim zwyciężył najpierw socjalizm w postaci skrajnej, skorygowany potem nieco w stronę faszyzmu przez Hitlera i Stalina. Podobnie w Polsce po roku 1926. W Hiszpanii władzę objęła Lewica – o dziwo poskromiona przez śp. Franciszka Franco Bahamonde (jest ironią losu, że reakcjoniście Franco pomocy udzielili – w ramach popierania kolegi-dyktatora – socjalistyczni przywódcy Niemiec i Włoch).

W tym samym czasie większość anarchistów przeszła na anarchosyndykalizm, a większość narodowców – na narodowy socjalizm. Taki był „trynd”.

Ponieważ „stara eNDecja” była jakoś oporna do marszu w tym kierunku (choć grupy śp. Tadeusza Bieleckiego i Kowalskiego-Giertycha były skłonne do daleko idących kompromisów), od Stronnictwa Narodowego oderwały się Obozy Narodowo-Radykalne. Po długich przepychankach okrzepły dwa:

– ONR-„Falanga”. Program miał takuteńki jak późniejsza PZPR – z tą różnicą, że wierzyli w Boga, a nie w Stalina. Co śp. Bolesławowi Piaseckiemu nie przeszkodziło zawrzeć porozumienia z Sowietami i „Falanga” pod nazwą „PAX” spokojnie działała przez cały czas PRL-u, chroniąc pod swoimi skrzydłami niedobitki wszelakiej Prawicy (sic!). Nawet ja, członek liberalno-d***kratycznego SD, pisywałem często w PAX-owskim tygodniku „Kierunki”. PAX (podobnie jak SD) taką miał rolę: wychwytywać wszelaką opozycję i neutralizować ją, pozwalając władzy korzystać czasem z jej pomysłów. Był to system znacznie lepszy niż sowiecki, gdzie opozycja mogła pouczać co najwyżej białe niedźwiedzie lub publikować samizdaty w 20 egzemplarzach…

– ONR-ABC (od nazwy tygodnika) miał program odrobinę racjonalniejszy – i zawsze starałem się różnicować te dwa obozy, nieco na wyrost przypisując ONR-ABC bardziej wolnorynkowe przekonania. Czyniłem to w nadziei, że dzisiejsi ONR-owcy też zaczną się dystansować od poglądów „Falangi”.

Niestety, moje niecne zamiary zostały zdemaskowane. „Dziennik Narodowo-Radykalny NACJONALISTA” opublikował fragmenty opracowania śp. Wojciecha Zalewskiego pt. „Uspołecznienie przedsiębiorstw”. Jak sam tytuł wskazuje, w tekście jest cała kupa socjalizmu. Nie to jednak jest ważne, bo nieważne, co głosiło ONR-ABC – istotne jest to, w co wierzą dzisiejsi ONR-owcy.

Ważny jest więc dzisiejszy komentarz:

„W obliczu pokutujących mitów o »wolnorynkowym« ONR-ABC, warto zapoznać się z autentyczną myślą tego środowiska politycznego. Zrównanie kapitału z pracą oraz upowszechnienie własności poprzez uspołecznienie środków produkcji – oto istota przemiany systemu gospodarczego w myśli narodowych radykałów. Prezentowany tekst jest fragmentem pracy Wojciecha Zaleskiego »Polska bez proletariatu«, wydanej w ramach Biblioteki Społeczno-Politycznej ONR »ABC« w 1937 roku. {NazRev}” (niewątpliwie signum Redakcji)

Poglądy Zaleskiego to oczywiste bredzenie. Autor domaga się, by pracownicy byli współwłaścicielami firmy – co nie jest postulatem oryginalnym. Przy czym zauważa roztropnie, że jest niesłuszne, iż fabrykantowi płaci się za zamknięcie fabryki (a kto mu płaci? Państwo!) – ale nie odpowiada na najprostsze pytanie: skoro fabrykantowi opłaca się przyjąć propozycję zaprzestania produkcji, to dlaczego takiej propozycji miałby nie przyjąć „kolektyw pracowniczy” zarządzający fabryką?!? Przecież tym bardziej by przyjął! Skasowaliby szmal, zamknęli… i poszli pracować gdzie indziej. A co by robił fabrykant? Są to po prostu mętne marzenia o „Trzeciej Drodze”, które przyniósł do Polski bohaterski (tak!) członek Obozu Wielkiej Polski, współpracujący i z SN, i z ONR-„Falangą”, i z ONR-ABC śp. Adam Doboszyński.

Była to doktryna Benia Mussoliniego – corporativismo. Nie będę jej tu omawiał, bo jest po prostu śmieszna w swej naiwności. Sam Doboszyński, realnie oceniwszy swe zdolności intelektualne, zrezygnował ze studiów na prawie i został inżynierem budowlanym; niestety nie przeszkodziło Mu to z przekonaniem powtarzać sloganów „korporacjonistów”. Cóż, trzeźwe myślenie polityczne i osobista odwaga nie muszą iść w parze ze zdolnością do myślenia abstrakcyjnego.

Zresztą – ten fragment pracy Zaleskiego jest dobrany nieco tendencyjnie, a i książka Doboszyńskiego jest bardziej
wolnorynkowa niż oryginalna doktryna korporatywizmu.

Adam Doboszyński cieszy się zasłużonym podziwem ONR-owców – co niestety skutkuje popularnością trzeciodrożnego ględzenia. Co ciekawe, dzisiejsi korporacjoniści zazwyczaj są tak naprawdę zwolennikami wolnego rynku – tylko zauważają trzeźwo, że w warunkach d***kracji postulaty wolnorynkowców są nie do urzeczywistnienia, bo gdy tylko pojawi się spora garstka bardzo bogatych, to natychmiast Większość uchwali, by ich obrabować… Stąd właśnie rozdźwięk: korporacjoniści chcą jakoś przerobić Większość na minikapitalistów – co jest logicznie niemożliwe – a ja chcę obalić d***krację. Co jest trudne, ale logicznie możliwe – i już kilka razy w historii udało się tego dokonać.

Na zakończenie oświadczam, puszczając oko do ONR-owców: to ja jestem bardziej radykalny!

REKLAMA