Ukraina idzie na dno. Rośnie dług Kalifornii.

REKLAMA

„Juszczenko i Tymoszenko do dymisji, a parlament do rozwiązania”. Pod tymi hasłami odbyła się w sobotę w Doniecku na wschodniej Ukrainie i w Sewastopolu na Krymie antyrządowa demonstracja. – Precz z Juszczenką, precz z Tymoszenko, precz z Radą Najwyższą! – krzyczeli demonstranci w Doniecku, rzucając butami w kukłę przedstawiającą ukraińskiego prezydenta. Chętnych było tak wielu, że skrzynka z dostarczonymi przez organizatorów butami w ciągu kilkunastu sekund stała się pusta.

[nice_info]- To dopiero początek, bo niedługo na Ukrainie będzie 5 milionów bezrobotnych. Myślę, że wiosną naród mocno weźmie się za ręce i ruszymy na Kijów – powiedziała deputowana donieckiej rady miejskiej Natalia Zarieczna, cytowana przez obecnego na miejscu reportera portalu internetowego „ostro.org”.[/nice_info]

REKLAMA

Niedawno, w związku z ogromnym zadłużeniem przedsiębiorstw komunalnych, w wielu miastach wschodniej i południowej Ukrainy doszło do znaczących ograniczeń w dostawach ciepła. Rozwijający się kryzys uderza w przedsiębiorstwa, które nie mając zbytu na swe towary, zwalniają ludzi z pracy. Firmy nie płacą pensji, mieszkańcy nie płacą rachunków, firmy wpadają w kłopoty – koło się zamyka. Cierpią nie tylko bezrobotni, ale też ci, którzy mieli w bankach spore oszczędności – nie dość, że w warunkach deprecjacji hrywny i wysokiej inflacji lokaty są mniej warte, to jeszcze banki nie chcą ich wypłacić w obawie przed bankructwem (!) systemu finansowego.

[nice_alert]Na razie we Lwowie całkiem stanęło budownictwo, a we wszystkich innych sektorach firmy tną koszty. Nikt nie chce reklamować się na billboardach, agencje reklamowe błagają: dajcie cokolwiek, wywiesimy po kosztach. Ale chętnych brakuje i być może dlatego miasto pełne jest billboardów „Poland – Ukraine, Euro 2012”. Paradoksalnie Euro we Lwowie właśnie stanęło pod znakiem zapytania. Tradycyjnie już pustką świecą budżety instytucji państwowych i komunalnych. Ich pracownicy są pewni swoich miejsc pracy, ale płace topnieją z dnia na dzień.[/nice_alert]

– Jako lekarz diagnosta z wyższą kategorią i po 26 latach pracy dostaję miesięcznie na rękę 970 hrywien (440 złotych) – mówi pani doktor z jednej ze lwowskich poliklinik. Prosi, by nie podawać jej nazwiska, bo „jeszcze ktoś opacznie ją zrozumie”. Kilka miesięcy temu jej pensja wynosiła niecałe 200 dolarów, teraz – 120. – A ceny rosną wraz z kursem dolara – mówi. Opowiada, że szpitalowi coraz bardziej brakuje pieniędzy. Dyrekcja liczy na sponsorów, ale kto dziś zostanie sponsorem? – cytuje Rzeczpospolita.

[nice_info]Cały Lwów stoi w obliczu gigantycznych problemów. W ratuszu gorączkowo obradują radni. – Wzrasta bezrobocie, kto będzie płacił podatki od osób fizycznych? A od tego zależy budżet miasta – mówi deputowany Andrij Chomyckij. – Obcięto nam subwencje z budżetu centralnego, także na Euro. A jeśli wzrosną ceny gazu, a więc i gorącej wody czy centralnego ogrzewania, to ludzie przestaną płacić i nasza miejska elektrociepłownia, Lwiwtepłoenerho, zbankrutuje[/nice_info]

– Banki w ogóle nie dają nowych kredytów, czasem pozwalają przedłużyć stare. Na rynku finansowym nie ma pieniędzy. Oprocentowanie depozytów sięga 30 proc., ale mało kto składa pieniądze w bankach. Najpopularniejsze są dziś skrytki bankowe – opowiada prezes PUMB, były szef PKO BP SA Rafał Juszczak.

– Jeśli mnie wyrzucą, będzie bardzo trudno. W sierpniu 2008 r., gdy szłam do sklepu obok, za 50 hrywien kupowałam chleb, masło, mleko, kiełbasę, ser – mówi mieszkanka Kijowa. Teraz biorę sto i na mleko oraz ser już nie wystarcza – opowiada. – Co przyjdzie robić? Będę szukała jakiejkolwiek pracy. Zostanę choćby sprzątaczką. Byle nie być głodnym, bo ubrania jakoś pocerujemy.

Najspokojniejsi są, paradoksalnie, ci, którzy pamiętają czasy ZSRR. – Szczególnie emeryci. Przeżyli wojnę, stalinizm, rozpad ZSRR oraz kilka kryzysów i kolejny kryzys nie jest im straszny. Najgorzej z młodymi, oni mogą zupełnie się zagubić – opowiada.

[nice_alert]Równocześnie, w odległej o tysiące kilometrów Kalifornii (USA) widmo plajty spędza sen z powiek Arnoldowi Schwarzeneggerowi (gubernator). Stan ma 41 miliardów dolarów deficytu. Na razie filmowy Terminator zwolnił 20 tysięcy urzędników. Dziurę ma też pomóc załatać dodatkowy podatek od benzyny.[/nice_alert]

Obok zwolnień głównym ratunkiem dla budżetu Kalifornii ma być wstrzymanie finansowania większość inwestycji. Do tej pory stanęły projekty na sumę 3 miliardów dolarów. Wiele z tych inwestycji miało służyć „zabezpieczeniu dróg, mostów i budynków przed trzęsieniem ziemi”. Mieszkańcy bankrutującego stanu będą się też musieli zrzucić na sfinansowanie deficytu. Oprócz wypuszczenie nowych obligacji władze Kaliforni planują także tymczasową podwyżkę podatków od sprzedaży o 1 procent, podwyżkę podatku od benzyny o 12 centów za galon (czyli ponad 3 centy za litr) oraz dodatkowe dopłaty do podatków dochodowych.

Kalifornia fatalnie wypada też w oczach specjalistów. Standard & Poor obniżył rating jej obligacji skarbowych do najniższego poziomu wśród wszystkich stanów USA.

REKLAMA