Za oknami upał. Sezon walki z globalnym ociepleniem otwarty!

REKLAMA

Za oknami coraz upalniej. Rosnący na termometrze słupek rtęci doskwiera zajętym sesją studentom. Cieszą się miłośnicy śródziemnomorskich temperatur. Niestety, gdy gorące powietrze hula nad Europą, unijna lewica przypomina sobie o globalnym ociepleniu. Po długiej przerwie (ostatni tekst o „globciu” na nczas.com opublikowaliśmy kilka miesięcy temu) zielone hieny otrząsnęły się ze zmieszania wywołanego długą i mroźną zimą. Co prawda na początku maja tygodnik Science napomknął o „ociepleniu klimatu, które przyczynia się do zmniejszenia plonów z upraw rolniczych i w efekcie do zwyżki cen żywności” ale streszczenie przygotowane przez europejskie agencje prasowe nie odbiło się należytym echem. Doniesienia o „spadku plonów kukurydzy średnio o około 5,5 proc., a pszenicy o ok. 3,8 proc. w porównaniu z przypuszczalną produkcją w warunkach stabilnych temperatur” okazały się zbyt abstrakcyjne, aby wywołać efekt propagandowy.

Chwilową pustkę wypełniła pałeczka okrężnicy EHEC, która zaatakowała Bogu ducha winnych Europejczyków. Rękawicę rzuciły poczwarze unijne służby sanitarne wzbudzając lęk najpierw przed hiszpańskimi ogórkami, a następnie niemieckimi kiełkami soi i fasoli. Jednak prawdziwą grozą powiało po słowach Johna Dalli, unijnego komisarza do spraw zdrowia, który zasugerował, że „mordercza” (22 zgony w ponad 700 milionowej Europie!) bakteria escherichia coli „nie pochodzi od produkcji roślinnej” więc teoretycznie śmierć (a przynajmniej biegunka!) czyha na nas wszędzie… Chociaż „epidemia” EHEC pozwala unijnym urzędnikom uzasadniać sens swojego istnienia to ma jedną, zasadniczą wadę. Na walce z bakterią trudno zarabiać długofalowo!

REKLAMA

Jak w NCZ! zauważył Korwin-Mikke, gdy wampir „zasmakuje we krwi, to już nic nie jest w stanie powstrzymać jego apetytu”. Urzędnicze wampiry posmakowały naszych, naprawdę grubych pieniędzy przy okazji walki z „GLOBCIEM”. Choć do tej pory nikt nie pokusił się o szacunkowe zestawienie kosztów obsługi krucjaty przeciwko globalnemu ociepleniu, to można spokojnie założyć, że są to miliardy euro (biura z tysiącami urzędników, setki regulacji w tym wyjątkowo kosztowne dla gospodarki „kupczenie pozwoleniami na emisję CO2” itp.) Ponieważ synoptycy zapowiadają, że tego lata Matka Natura nie poskąpi nam żaru z nieba, sezon na walkę z GLOBCIEM można uznać za otwarty

Na CO2 jako pierwsza postanowiła zapolować Unijna Komisja ds. Przedsiębiorstw i Przemysłu. Już w kwietniu rozpoczęła społeczne konsultacje w sprawie obłożenia europejskich kierowców podatkiem ekologicznym. Według założeń jego wysokość ma być uzależniona od ilości emitowanego przez auto dwutlenku węgla. Kierowcy, których samochody walnie przyczyniają się do zmian klimatu mieliby płacić odpowiednio więcej niż właściciele aut nowych, zgodnych z unijnymi wytycznymi. Ponieważ wprowadzenie daniny wiązałoby się z likwidacją obecnie obowiązującej akcyzy, to na nowych przepisach zyskaliby najbogatsi, których stać na kupno nowego, ekologicznego (w rozumieniu UE) pojazdu. Oczywiście czysto teoretycznie. Wcale bowiem nie jest pewne, że narzucone przez unię stawki nowego podatku byłyby niższe niż obecnie obowiązującego! Prawie na pewno (i zwłaszcza w Polsce!) na ekologicznej auto-daninie straci większość kierowców. Trudno zakładać, że teoretyczny spadek cen nowych aut byłby na tyle duży, aby statystyczny, poruszający się kilku-kilkunastoletnim samochodem Kowalski nagle mógł sobie pozwolić na nowy pojazd… Na marginesie warto zacytować Jakuba Farysia (prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, zwolennika nowych regulacji!), który w wywiadzie udzielonym portalowi wp.pl przytomnie zauważył, że proponowana danina nie ma żadnego związku z ochroną środowiska. – To podatek ściągany z właścicieli samochodów i ma wyłącznie na celu zasilenie kasy państwa – stwierdził.

Do walki z GLOBCIEM przystąpił również Bank Światowy (BŚ). Według agencji Reutersa organizacja będzie się domagać, aby paliwo lotnicze i morskie obłożyć dodatkowym podatkiem od emisji dwutlenku węgla. Do wprowadzenia nowej daniny urzędnicy BŚ będą namawiać państwa z grupy G20 (19 krajów oraz Unia Europejska reprezentowana jako całość). Andrew Steer, specjalny wysłannik Banku Światowego ds. zmian klimatycznych, podkreślił konieczność nadania międzynarodowego charakteru rzeczonemu podatkowi. Dzięki możliwe szerokiemu zasięgowi anty-globciowej opłaty świat mógłby zbliżyć się do szacowanego przez organizację pułapu 200 mld dolarów rocznie, które kraje wysokorozwinięte powinny łożyć na walkę ze zmianami klimatu…

Wojnę z GLOBCIEM kontynuuje również Japonia. W kraju kwitnącej wiśni już po raz szósty zainaugurowano kampanię na rzecz ograniczenia energii marnotrawionej przez biurowe klimatyzatory. Akcję „Super Cool Biz” rozpoczął sponsorowany przez rząd pokaz mody promującej zamianę garnituru i krawata na przewiewne spodnie i koszulkę polo. Choć tłem dla tegorocznej akcji są zniszczenia wywołane przez trzęsienie ziemi i tsunami (obiektywna konieczność ograniczenia zużycia prądu) to „Super Cool Biz” został wymyślony przez ministra środowiska Yuriko Koike jako jedno z kulturowych remediów na globalne ocieplenie…

Klimatyczny „dress code” nie jest tylko domeną wyspiarzy z zachodniego Pacyfiku. W 2009 roku jako jedni z pierwszych w polskim internecie informowaliśmy o pewnej firmie w Bombaju, która na własną rękę rozpoczęła kampanię przeciw… krawatom. Do tego, że „rozpięta koszula walnie przyczynia się do ochrony środowiska” przed trzema laty przekonywał Dhiraj Shrinivasan. – Przeczytałem, że noszenie krawata sprawia, że czujesz się ciepło. Oczywiście, ludzie proszą wtedy o obniżenie temperatury w biurze, powodując większą emisję CO2 poprzez silniejszą klimatyzację. Kiedy poradziłem się eksperta w sprawach energii, ten wyjaśnił mi, że zużycie jest prawie o 25 proc. większe, gdy temperatura utrzymywana jest między 18-20 stopni Celsjusza, zamiast idealnej (temperatury) 24-26 stopni – stwierdził indyjski inicjator uczynienia z 3 maja „dnia bez krawata”. Pomysł podchwyciła i rozreklamowała m.in. brytyjska BBC więc akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem. Oczywiście chęć zrzucenia niewygodnego garnitury przez zatrudnione w korporacjach masy niekoniecznie musiała mieć związek z chęcią pokonania GLOBCIA… Dzień bez krawata przewrotnie poparł nawet NCZ! z zastrzeżeniem, że „ostatecznie lepiej odgrywać krawacianą szopkę niż pompować miliony złotych od podatników, w bezsensowną walkę z CO2”.

Ponieważ lato dopiero się rozkręca możemy być pewni, że pożądany przez urlopowiczów wakacyjny skwar („efekt GLOBCIA”), jeszcze nie raz spróbują opodatkować unijni i światowi urzędnicy. A co jeśli – nie daj Boże – przez najbliższe trzy miesiące pogoda nie pozwoli nam rozstać się ze swetrem? Lewica rozpocznie kampanię przeciwko… Globalnemu Oziębieniu („zacznie zakazywać wydalania tlenu, będzie wręczać ogromne premie za wydzielanie dwutlenku węgla do atmosfery, jedzenie grochówki stanie się obowiązkowe…” – Korwin-Mikke) i będzie żądać na tę walkę równie ogromnych pieniędzy! Parafrazując Edwarda Bernsteina, ideologa niemieckich socjaldemokratów z przełomu XIX i XX wieku, dla lewicy „cel jest niczym, ruch – wszystkim”.

REKLAMA