
Polska rezygnuje z dostępu do Flexible Credit Line (FCL – elastycznej linii kredytowej), który w 2009 roku uzyskała od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Nie potrzebujemy już 9,2 mld dolarów pożyczek. Okazuje się, że nigdy ich nie potrzebowaliśmy.
Wicepremier Mateusz Morawiecki w czasie swego pobytu w Waszyngtonie ogłosił kolejny sukces polskiej gospodarki.
Według niego jest ona tak silna, że nie potrzebujemy już dostępu do FCL – elastycznej linii kredytowej, który 8 lat temu uzyskaliśmy od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dostępny obecnie kredyt szacowany był na 9,2 miliarda dolarów.
– Nie będziemy potrzebowali już dostępu do elastycznej linii kredytowej, która oscyluje dzisiaj w okolicach 9,2 mld dol., czyli ok. 35 mld zł – powiedział w Waszyngtonie Mateusz Morawiecki.
– Nasza stabilność finansowa pozwala nam na wcześniejsze wyjście z instrumentu, jednocześnie tworząc niewielkie oszczędności – uzasadnił wicepremier.
Zwrot „oszczędności”, którego użył wicepremier i minister finansów Morawiecki to zastępcze i mylące określenie na straty. Otóż nie „stworzymy niewielkie oszczędności”, tylko przestaniemy ponosić straty.
Za dostęp do elastycznej linii kredytowej przez 8 lat płaciliśmy Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i ani razu z kredytu nie skorzystaliśmy. Nie będziemy więc oszczędzać, tylko przestaniemy tracić, płacąc za coś z czego nie korzystamy.
W styczniu tego roku, podpisaliśmy kolejną umowę z MFW przedłużającą dostęp do kredytu o kolejne dwa lata. Teraz po 9 miesiącach wicepremier Morawiecki ogłasza sukces oznajmiając, że jeszcze tylko przez ponad rok będziemy płacić za coś z czego nie skorzystamy.