W rządzie trwają przygotowania do zmienienia kodeksu pracy. Nowe zasady będą dotyczyć przyznawania urlopów, które mają „służyć wypoczynkowi”, a nie dodatkowej pracy. Nie wiadomo więc, czy ktoś nie będzie sprawdzał, czy w czasie urlopu nie pielimy swojego ogródka.
Rząd zamierza walczyć o „wypoczynkowy charakter” urlopu i jednocześnie zabronić ich kumulowania. Obecnie wymiar wynosi 20 lub 26 dni w roku. Nowe zasady pozwolą urlop wydłużyć, ale tylko w tych firmach gdzie wprowadzone zostanie to do zbiorowego układu pracy.
– Nie chcę mówić o szczegółach, ale mogę potwierdzić, że zespół pracujący nad projektem indywidualnego kodeksu pracy skłania się ku koncepcji wzmocnienia wypoczynkowego charakteru urlopu, tzn. aby rzeczywiście służył celowi, w jakim się go udziela. Ta kwestia została już uzgodniona – powiedział gazecie Prawnej Wiceminister Pracy i Polityki Społecznej prof. Marcin Zieleniecki, przewodniczący komisji kodyfikacyjnej prawa pracy.
Nie wiadomo co to znaczy i w jaki sposób rząd chce określać czym dla kogo jest wypoczynek. Wygląda to na jakiś kolejny durny pomysł urzędolników, którzy wiedzą lepiej, co ludzie powinni robić ze swoim czasem.
Urzędnicy planują też, by nie można było kumulować urlopów. To oczywiście też z troski o nasze dobro.
– Problem z urlopami polega na tym, że pracownicy je „chomikują”, a potem, przy wypowiedzeniu, żądają ekwiwalentu. Z drugiej strony, pracodawcy wysyłają pracowników na zaległy urlop w momencie dla nich mało korzystnym, na okresie wypowiedzenia. Chodzi o wzmocnienie uprawnień pracodawcy, a jednocześnie o to, by przestrzegał swoich zobowiązań – mówi Monika Gładoch, ekspertka Pracodawców RP, wiceszefowa Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy.
I znów więc chodzi o ograniczanie praw i swobody zawierania umów. To urzędnik wie lepiej, czy ktoś woli mieć 30 dni wolnego z rzędu, czy np. dwa razy po 15 dni.