Grecja i Hiszpania na skraju niewypłacalności. W kolejce: Słowenia!

REKLAMA

Grecja i Hiszpania znalazły się na skraju niewypłacalności w ostatnich dniach lipca. „Rezerwy gotówkowe sąbliskie zera. Trudno powiedzieć, na jak długo wystarczy nam pieniędzy. Jednak z pewnością znajdujemy się na krawędzi” – poinformował 31 lipca grecki wiceminister finansów Christos Staikouras. Przedstawiciele Komisji UE, Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i Europejskiego Banku Centralnego (EBC) podkreślają, że kolejne miliardy dla Aten są uzależnione od efektów zaleconych Grekom reform i oszczędności. Jednak dwa dni wcześniej wicekanclerz RFN Philipp Rösler stwierdził w telewizji: „Nie sądzę, aby rząd w Atenach był w stanie wypełnić wszystkie swoje zobowiązania. Tym samym wypłaty kolejnych transz pomocy dla Grecji powinny zostać wstrzymane”.

Wyraził chyba słuszną opinię, że od kilku miesięcy nie widać żadnego postępu w planowanej prywatyzacji greckich przedsiębiorstw i w koniecznej reformie niewydolnego i fatalnego systemu podatkowo-skarbowego w Grecji. Także politycy współrządzącej Niemcami bawarskiej CSU już od paru tygodni otwarcie żądają wstrzymania przekazywania jakichkolwiek środków finansowych dla rządowych Aten. Niektórzy z nich domagają się też opuszczenia przez Grecję strefy euro (!).

REKLAMA

Z kolei koszty hiszpańskich pożyczek 10-letnich przekroczyły już 25 lipca (na dwa dni) poziom 7,7 proc. rocznie – najwyższy w historii kraju od czasu przyjęcia euro. Minister gospodarki Luis de Guindos przyznał wówczas, że Hiszpania może potrzebować dodatkowej pomocy – aż ok. 300 miliardów euro (!), oprócz obiecanych przez UE i MFW jeszcze w czerwcu 100 mld euro dla hiszpańskich banków. Okazuje się, że do końca roku rządowy Madryt potrzebuje 78 mld euro, a na okres najbliższych 12 miesięcy aż 155 mld euro wsparcia. Wg analityków londyńskiego Open Europe, całkowity program ratowania finansów Hiszpanii może jednak kosztować od 450 do 650 mld euro (!).

W gospodarczej recesji pogrąża się też Słowenia, która w latach 2002-2007, tj. do czasu przyjęcia politycznej waluty UE, była jednym z gospodarczych „tygrysów” pokomunistycznej Europy. Jeszcze w roku 2008 Słowenia osiągnęła ponad 6 proc. wzrostu gospodarki, w roku ubiegłym już tylko ok. 1 proc., a w roku bieżącym popadła w recesję (przewidywaną na minus 2 proc. PKB). Rosną więc obawy eurokomuny (czyli sitwy lewicowych polityków, funkcjonariuszy UE, wielkich mediów i bankierów), że konieczne stanie się dofinansowanie najważniejszych banków i rządu Słowenii przez MFW i państwa UE.

REKLAMA