Załamują się finanse głównych banków i budżetu Słowenii! Kolejny kraj strefy euro w tarapatach!

REKLAMA

Od marca załamują się finanse głównych banków i budżetu Słowenii. Ponad sześć lat temu jej politycy przyjęli bowiem radośnie i beztrosko polityczną walutę UE i od razu zaczęli usilnie rozwijać swoją wersję eurosocjalizmu – w tym m.in. wiek emerytalny wynoszący 57 lat (!). 8 kwietnia agencje podały ciekawą wiadomość, że „rząd Słowenii nie wie”, skąd wziąć brakujące mu 4 miliardy euro na ratowanie upadających państwowych banków. Ciosem dla nich okazał się ponoć druzgocący je raport agencji ratingowej Fitch, która znacznie obniżyła oceny wiarygodności pięciu najważniejszych słoweńskich banków. Na nic zdały się zapewnienia słoweńskiego rządu i banku centralnego, że „nasze banki nie są zagrożone, a wszelkie porównania z sytuacją na Cyprze są bezpodstawne”.

Od czasu krachu na Cyprze oprocentowanie słoweńskich obligacji dwuletnich wzrosło więc dwukrotnie, natomiast dziesięcioletnich poszybowało do niebezpiecznego poziomu niemal 7 proc. rocznie. A 6 czerwca rząd Słowenii musi spłacić obligacje wyemitowane w grudniu 2011 roku – na łączną sumę prawie 1 mld euro. Jeżeli władze w Lublanie nie będą w stanie tego uczynić, wielkie pożyczki z EBC i MFW okażą się konieczne. Zagraniczni eksperci uważają, że trzy największe i państwowe banki tego kraju potrzebują szybkiego dofinansowania sumą ok. 2 mld euro. Z uwagi na szybkie narastanie deficytu z powodu niespłacanych przez klientów kredytów hipotecznych i innych (na łączną kwotę ponad 7 mld euro – ponad 20 proc. PKB kraju!) ich pełne i łączne potrzeby pożyczkowe oceniają na ok. 4 mld euro.

REKLAMA

Ale są też specjaliści oceniający słoweńskie problemy jeszcze bardziej pesymistycznie. W opublikowanym 9 kwietnia raporcie Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wykazała złą kondycję słoweńskich banków i zaleciła ich pilną prywatyzację. Wg raportu, wartość „złych kredytów” w słoweńskich bankach już znacznie przekroczyła podawany przez rząd tego kraju i MFW poziom 7 mld euro (prawdopodobnie wynosi on już aż ok. 25 proc. wartości słoweńskiego PKB!). Co może oznaczać, że słoweńskie banki i władze będą potrzebowały znacznie większej pożyczki niż wspomniane 4 mld euro. Wiele wskazuje więc na to, że Słowenia jako kolejny kraj waluty euro, ku zgorszeniu i utrapieniu eurolewicy i bankierów UE, będzie zmuszona zwrócić się do władz UE i MFW o wielką finansową pomoc. Tym bardziej że naciskają na to zaniepokojone „rynki finansowe”.

Według informacji OECD, poważnym problemem jest też słabnąca kondycja gospodarcza Słowenii. Jej PKB w ubiegłym roku skurczył się aż o 2,3 proc., a w tym roku – wg prognoz – ma nie być lepiej. Dług państwa wynosi już ok. 55 proc. wartości PKB – ponad dwa razy więcej niż w roku 2006, przed przyjęciem waluty euro.

Warto przypomnieć, że w chwili przystępowania do UE (w 2004 r.) Słowenia była uważana przez władze UE i MFW za gospodarczego lidera, wręcz za prymusa całego regionu pokomunistycznego – nie tylko obszaru byłej Jugosławii. Tymczasem dziś, dziewięć lat po wejściu do UE i ponad sześć lat po przyjęciu jej politycznej waluty, niektóre zarobki i niektóre ceny nieruchomości w Słowenii są już faktycznie „europejskie”. Ale ceny żywności oraz podstawowych towarów i usług wzrosły od kilkunastu do nawet 70 proc. – i też są już prawdziwie „europejskie”. Do pogorszenia konkurencyjności słoweńskiej gospodarki przyczyniły się też ciągle rosnące koszty pracy – wskutek spełniania niemal wszystkich żądań związków zawodowych. Nie byłoby jednak być może obecnego krachu, gdyby nie to, że w latach 2006-2007 słoweńscy politycy, szefowie mediów, banków i silnych tam związków zawodowych nagle uwierzyli, że skoro już całkiem przynależą do „demokratycznej Europy”, pod względem finansowo-walutowym też, to mogą sobie pozwolić na znaczny rozwój przywilejów i wydatków socjalnych. Wskutek tego ten trochę ponad 2-milionowy kraj ma dziś podobno – spośród krajów pokomunistycznych – najbardziej rozbudowany i kosztowny system socjalny.

Władzom Słowenii nie udało się też w ostatnich latach – wbrew zaleceniom niektórych ekonomistów – przeprowadzić jakichkolwiek racjonalnych reform: obniżenia nadmiernie wysokich pensji urzędników i innych pracowników państwa, zasiłków socjalnych itp. Nie przeprowadzono też żadnej poważniejszej prywatyzacji. Oprócz największych banków, państwo ma w swoim władaniu takie wielkie firmy jak Telecom, największa sieć handlu spożywczego Mercator czy główna sieć stacji benzynowych Petrol. A wg szacunków ekspertów, szybka sprzedaż udziałów państwa w samych tych kilku firmach przyniosłaby wpływy rzędu 800–900 mln euro.

Rząd dopiero teraz zastanawia się nad sprzedażą jednego ze swoich banków. Ale urzędujący dopiero od siedmiu tygodni gabinet nowej premier – Alenki Bratušek (na zdjęciu otwierającym artykuł) – ma tylko minimalną większość w parlamencie. I podobnie jak poprzedni socdemokratyczny rząd (oskarżany o korupcję i nepotyzm), boryka się z problemem małej wiarygodności we własnym kraju. Niektórzy ekonomiści niemieccy i inni ostrzegają więc, że w Słowenii należy liczyć się z powtórzeniem scenariusza greckiego lub południowocypryjskiego.

Gut, ganz gut! Eurokomuna kaputt!

REKLAMA