Seryjny samobójca w akcji. Klątwa „Patyka”

REKLAMA

Co łączy dwie sprzeczne z sobą wersje zabójstwa generała Marka Papały? Osoba seryjnego samobójcy. Dopadał on także tych świadków, którzy opowiadali o roli w sprawie Igora M. ps. „Patyk” – warszawskiego złodzieja samochodowego, którego prokuratorzy z Łodzi oskarżyli o zamordowanie komendanta.

„Daję życie za życie mojego dziecka” – napisał w liście pożegnalnym Andrzej L. ps. „Rikodon”, stołeczny gangster, który przez wiele lat był członkiem zorganizowanej grupy przestępczej napadającej na tiry. 29 września 2009 roku „Rikodon” powiesił się na kracie koszowej w celi Aresztu Śledczego przy ulicy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie. Obok jego zwłok ujawniono list. Gangster napisał w nim, że do decyzji o samobójstwie popchnęła go obawa o życie niepełnosprawnego syna, Maksymiliana. O tych obawach bandyta mówił wcześniej, w trakcie przesłuchań. Dawał do zrozumienia policjantom i prokuratorom, iż boi się, że jeśli zeznaniami obciąży byłych kolegów, to ci w rewanżu zamordują jego dziecko. I że chce przestać zeznawać.

REKLAMA

Zaskakująca relacja

Andrzej L. był członkiem zorganizowanej grupy przestępczej kierowanej przez Janusza G. ps. „Graf”. Ten wyjątkowo groźny gangster (usłyszał zarzuty m.in. w związku z zabójstwem maklera giełdowego Piotra Głowali) był przez kilka lat królem warszawskiego podziemia przestępczego. Z jego działalnością wiąże się m.in. słynna afera „ośmiornicy w Ministerstwie Finansów” (załatwianie za łapówki korzystnych decyzji podatkowych). W tej groźnej grupie Andrzej L. zajmował się uprowadzeniami dla okupu, zastraszaniem niepokornych, windykacją długów, a potem nielegalnym handlem paliwami. W 2007 roku został zatrzymany i trafił do aresztu. Tam postanowił zmienić front. Uzyskał status świadka koronnego i złożył zeznania na temat przestępstw popełnianych przez Janusza G. i jego ludzi. W trakcie zeznań opowiedział przesłuchującemu go prokuratorowi następującą historię:
Zanim przystał do grupy „Grafa”, od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych zajmował się kradzieżami samochodów, a później napadami na tiry. Współpracował wówczas z Igorem M. ps. „Patyk” – liderem grupy kradnącej samochody na warszawskim Mokotowie. Według jego relacji, „Patyk” miał się wielokrotnie przechwalać tym, że 25 czerwca 1998 roku zastrzelił generała Papałę. Nazywał go „dużym psem” albo „psem numer jeden”. Andrzej L. podawał do protokołów szczegóły zbrodni, zasłyszane od „Patyka”, które mógł usłyszeć tylko od osoby obecnej na miejscu zbrodni. Zapewne wiedza prokuratury na ten temat byłaby bardziej obszerna, gdyby nie chwiejność samego Andrzeja L. W styczniu 2009 roku „Rikodon” zerwał kontakt z policjantami z Zarządu Ochrony Świadka Koronnego, a potem przestał się stawiać na przesłuchania. Wydano za nim list gończy. We wrześniu 2009 roku „Rikodon” został zatrzymany, ale chciał się wycofać z zeznań, tłumacząc to obawą o życie najbliższych. W końcu popełnił samobójstwo i resztę wiedzy o tym, czego dowiedział się od „Patyka” o okolicznościach śmierci generała Papały, zabrał ze sobą do grobu.

Zniknięcie pasera

Relacja „Rikodona” w dużym stopniu pokrywa się z wersją zdarzeń przedstawioną przez Marka R., używającego pseudonimów „Roguś” i „Rogaty”. R. był członkiem gangu napadającego na tiry. Do grupy tej należał również Robert P. – paser, którego rolą było sprzedanie za jak największe pieniądze towarów pochodzących ze skradzionych tirów. Robert P. blisko współpracował z „Patykiem” (bywało, że sprzedawał skradzione przez niego samochody). Jak wynika z zeznań „Rogusia”, Robert P. mówił mu, że „Patyk” chwali się tym, iż osobiście zastrzelił generała Marka Papałę. Miało się to stać podczas szamotaniny na parkingu pod blokiem na Służewcu, gdzie komendant mieszkał. W tej relacji pojawia się jeden ciekawy szczegół, który – jeśli nie został zmyślony – mógł pochodzić wyłącznie od osoby obecnej na miejscu zbrodni. Jednak prokuratorom nie udało się przesłuchać Roberta P. W sierpniu 2000 roku paser zniknął i ślad po nim zaginął (do dziś nie został odnaleziony). Wszystko wskazuje na to, że nie żyje.

Śmierć goni śmierć

Sprawa zabójstwa generała Marka Papały powracała często w więziennych rozmowach gangsterów. W 2004 roku policjanci z Centralnego Biura Śledczego uzyskali informację od swojego agenta w strukturach przestępczych (używał pseudonimu „Joker”), iż na miejscu zabójstwa Marka Papały znalazł się warszawski złodziej samochodowy Mariusz M. M. odsiadywał wyrok Sądu Rejonowego dla Miasta Stołecznego Warszawy (VIII K 1365/02) za udział w grupie przestępczej zajmującej się kradzieżami samochodów. Policjanci postanowili sprawdzić ten trop i porozmawiać z jego towarzyszami z celi. Okazało się to niewykonalne. Najwięcej czasu Mariusz M. spędził z Ołeksandrem R. – Ukraińcem, którego polskie gangi wynajmowały do mokrej roboty. Policjantom z CBŚ nie udało się przesłuchać gangstera zza wschodniej granicy. Zanim dowiedzieli się, jaką może mieć wiedzę, z wnioskiem o jego ekstradycję zwróciły się do Polski władze w Kijowie. R. został wydany swojemu krajowi. Trafił do kolonii karnej, aby odbyć wyrok za przestępstwa popełnione na Ukrainie. Gdy policjanci podjęli próbę dotarcia do niego i porozmawiania z nim, okazało się, że R. krótki czas wcześniej… zmarł – i to w bardzo tajemniczych okolicznościach. Jeśli cokolwiek wiedział o sprawie Papały, to zabrał swoją wiedzę do grobu.

Policjanci nie zdążyli zadać w tej sprawie pytań Grzegorzowi K. – jednemu z liderów tzw. grupy modlińskiej. Grzegorz K. od 2003 roku przebywał w areszcie, podejrzany m.in. o rozboje i wymuszenia. W 2006 roku usłyszał dodatkowo zarzuty związane z podłożeniem bomby w Nowym Dworze Mazowieckim (zginęły wówczas cztery osoby). Grzegorz K. trafił do celi, w której siedział Mariusz M. – domniemany wspólnik „Patyka” (obaj znali się wcześniej z działalności przestępczej). Relacja jednego z postronnych gangsterów świadczy, że obaj dużo rozmawiali m.in. właśnie o sprawie zabójstwa Papały. Czy tak było rzeczywiście? Tego już prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Wiosną 2008 roku Grzegorz K. wyszedł z aresztu i po kilku tygodniach, w połowie kwietnia, został zastrzelony. Snajper dopadł go pod jego blokiem w Modlinie i zabił kilkoma strzałami. Jedna z wersji mówi o porachunkach z konkurencyjną mafią wywodzącą się z Nowego Dworu. Ale były też inne hipotezy – mówiące o tym, że Grzegorz K. posiadł wiedzę o powiazaniach mafii z urzędnikami i samorządowcami i jego wiedza stała się dla kogoś niebezpieczna. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że Grzegorz K. (był przez wiele lat jednym z najbardziej wpływowych podwarszawskich gangsterów) istotnie wiedział o okolicznościach zabójstwa Papały coś, czego nie udało się dowiedzieć prokuraturze. Jeśli tak było, nigdy już tego nie ujawni.

Strach przed „Patykiem”

O tym, że wiedza o ciemnych sprawkach gangu „Patyka” mogła być niebezpieczna, świadczy historia Andrzeja M. – warszawskiego złodzieja, który popadł w konflikt z „Patykiem”. Gdy jego spór z byłym szefem zaognił się, Andrzej M. został napadnięty, uprowadzony i wywieziony nad Wisłę. Tam poważnie go pobito. M. zeznał, że na miejscu pojawił się „Patyk”, który dowodził jego oprawcami; zagroził mu śmiercią. – Zrobię z tobą to samo, co zrobiłem z Papałą – miał powiedzieć „Patyk” do byłego wspólnika. O tej szokującej rozmowie Andrzej M. opowiedział wiele miesięcy później przesłuchującym go prokuratorom. M. – jak wynika z tej relacji – postanowił uznać racje „Patyka” i zapomnieć o swoich pretensjach. Z opresji wyszedł pobity, ale żywy.

Więcej kłopotów sprawił natomiast prokuratorom Piotr D. – warszawski przestępca, który przez lata współpracował z gangiem „Patyka”. Piotr D. uciekł z Polski do Szwajcarii, tam został zatrzymany, a strona polska złożyła wniosek o jego ekstradycję. Rząd Szwajcarii się przychylił. Piotr D. usiłował wynegocjować ze śledczymi złagodzenie kary albo pobyt w lepszej celi. Zeznał, że w czasie kiedy związany był z grupą „Patyka”, Igor M. miał mu opowiadać, że w dniu zabójstwa Papały był na miejscu zbrodni. Z tej relacji wynika, że M. chwalił się tym, spodziewając się, że gdy informacja o tym, iż jest mordercą Papały, rozejdzie się wśród przestępców, wzrośnie jego prestiż w półświatku. Sprawa Papały wiele razy miała być tematem ich rozmów. Piotr D. twierdził, że zapamiętał to dobrze i starał się jak najwierniej powtórzyć je prokuratorowi, łącznie z ciekawymi, nieznanymi wcześniej szczegółami. Rzecz w tym, że jego zeznania zupełnie nie pasowały do wersji przedstawionej przez „Patyka”. Dlatego zarządzono konfrontacje.

I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Piotr D. zaczął zmieniać zeznania. Wybielał Igora M., którego wcześniej obciążał. Gdy wyszły na jaw sprzeczności w jego relacji, przestał odbierać wezwania i przestał się stawiać w prokuraturze. Potem zaczął kłamać i przedstawiać kolejne, sprzeczne z sobą wersje. Ostatecznie, niewiele wniósł do sprawy. Sprzeczności w tych i innych zeznaniach będzie musiał ocenić Sąd Okręgowy w Warszawie, przed którym wkrótce stanie „Patyk” oskarżony o zamordowanie generała Marka Papały. Sędziowie zapoznają się z relacjami gangsterów, którzy twierdzą, że słyszeli, jak „Patyk” chwalił się zamordowaniem komendanta policji. I to sędziowie ocenią, czy te relacje mają pozory prawdopodobieństwa, czy to wymysły bandziorów szukających zemsty na byłym koledze.

REKLAMA