Co dalej z UPR?

REKLAMA

Wywiad z Wiceprezesem Maciejem Bojanowskim.

Jak Pan ocenia nasz udział w tegorocznych wyborach?
Nasz udział należy oceniać w kategoriach realnych alternatyw, uzyskanych zysków oraz poniesionych strat. Alternatywą dla naszego startu z list LPR był brak startu. Oczywiście dla wielu taki wariant oznaczałby zniechęcenie, zmarnowane środki, oddanie głosu na PO lub PiS oraz kolejną utratę szansy na pojawienie się w mediach.

REKLAMA

Gdyby zaś przyjąć wirtualne założenie, że moglibyśmy wystawić swoje listy bez zbierania podpisów, to w obliczu medialnej walki PO-PiS, bez środków finansowych otrzymalibyśmy wynik jeszcze słabszy. Nie uzyskalibyśmy kompletnie nic oprócz kolejnej przegranej. Jakie pytanie zadalibyśmy sobie wtedy po wyborach?

Warto przypomnieć parę faktów. Każdy z nas chciał startu samodzielnego. Jednak kiedy podliczyliśmy nasze możliwości zbiórki podpisów do której przygotowywaliśmy się przed wyborami, było jasne, że jeżeli w ogóle chcemy zaistnieć i wykorzystać zapał nowych sympatyków powinniśmy rozważyć rozmowy z innymi partiami.

Podczas wielogodzinnej dyskusji na Radzie Głównej, początkowo przyjęliśmy możliwość rozmów z PO i PiS, odrzucając rozmowy z LPR.

W tym samym czasie Pan Janusz Korwin-Mikke informował władze UPR o swoich spotkaniach z Panem Romanem Giertychem, gorąco namawiając do wspólnych działań. Kiedy Zarząd pamiętnego dnia wyraził swoje sceptyczne stanowisko co do takiego rozwiązania, Pan Janusz Korwin-Mikke próbował wszelkimi sposobami odmienić nastawienie członków Rady. I to mu się udało. Postanowiliśmy wyznaczyć warunki brzegowe ewentualnego startu i udaliśmy się na rozmowy. Resztę Państwo znają.

To, że główną osobą, która doprowadziła do rozmów i startu UPR z list LPR jest Pan Janusz Kowin-Mikke nie zmienia faktu, że z perspektywy czasu oceniam ta decyzję za słuszną.

Start z list LPR pociągnął za sobą wiele strat, ale i sporo zysków. Do tej pierwszej grupy należy niewątpliwie zaliczyć niezrozumienie i niezaakceptowanie tego wyborczego porozumienia przez wielu sympatyków. To świadczy bardzo dobrze o naszym środowisku! Znaczy to, że jest o­no ideowe! Często brak akceptacji wyrażały osoby, które jednocześnie w obliczu samodzielnego startu UPR stwierdzały, że mimo sympatii nie zagłosują na nas, zgodnie z teorią zmarnowanego głosu. Często również swoją dezaprobatę okazywały osoby, które nigdy realnie nie wspierały naszej organizacji.

Należy podkreślić, że startując z KW LPR zachowaliśmy niezależność. Nie zmieniliśmy poglądów i każdy kto przyglądał się naszym działaniom zdaje sobie z tego sprawę. Do największych sukcesów należy zaliczyć możliwość dotarcia z naszym wolnościowym przesłaniem do milionów ludzi. Dostęp do mediów umożliwił wypromowanie nowej twarzy UPR, Prezesa Wojciecha Popieli, co zaś ma ogromne znaczenie dla długofalowej strategii. Pojawienie się naszego ugrupowania w mediach po 15 latach nieobecności, rozbudziło nadzieję na zwycięstwo wśród wielu „starych” i „nowych” sympatyków. Spot z banknotem puszczany przed „Wiadomościami”, kilkadziesiąt tysięcy złotych wydane na kampanię internetową, banery na głównych portalach, materiały promocyjne, ulotki z naszym przesłaniem, bilbordy i megabordy z naszą „stówką”, nowa (dla większość niewtajemniczonych) twarz prezesa UPR, udział w programach telewizyjnych i radiowych z liderami największych partii, liczne wpłaty na kampanię, gwałtowne zainteresowanie się UPR olbrzymią ilością nowych sympatyków, to i wiele innych sukcesów nie miałoby miejsca gdyby nie ta trudna decyzja.

Czy zatem podsumowując bilans zysków i strat wychodzi na plus?

Podsumowując należy cały czas pamiętać o realnych alternatywach. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że jeżeli chcemy nadal skutecznie promować i wdrażać nasze idee musimy odmienić wizerunek UPR, musimy zmienić jej twarz. To zaś, oceniając z perspektywy czasu, byłoby niemożliwe gdyby nie dostęp do mediów, gdyby nie ten start.

Dlatego wygląda na to, że zysków jest zdecydowanie więcej. Jednak, aby dodatkowo odzyskać sympatię, tych którzy tego porozumienia nie zaakceptowali, musimy teraz swoim działaniem udowodnić, że było warto, że dłuższej perspektywie możemy przekuć to medialne odrodzenie w sukces wyborczy.

Czemu tak słaby wynik? Co poszło źle?

Przyczyn jest kilka. Pierwsza z nich to media. Gdyby porównać czas poświęcony poszczególnym komitetom okazałoby się, że późniejsze wyniki są do nich zbliżone.

Drugą kwestią było starcie się dwóch opcji antyPiS i antyPO, dodatkowo nakręcane przez wszystkie media. Próbowano to zrobić już w poprzednich wyborach jednak na koniec poprzedniej kampanii zaczęto mówić o koalicji PO-PiS stąd była mniejsza frekwencja (wszyscy uznali, że taka koalicja jest przesądzona) oraz większa szansa dla pozostałych komitetów starających się być drugą stroną „sporu”. Teraz PO zamiast koalicji z PiS zwrócił się do elektoratu lewicy, aby pomogli mu odsunąć PiS od władzy i to okazało się skuteczne. Zauważmy, że niemal wszystkie pozostałe partie zostały w tej rywalizacji zmarginalizowane, wyjątkiem jest PSL, które przejęło elektorat Samoobrony.

Są oczywiście i przyczyny wewnętrzne. Niestety kolejny raz doświadczyliśmy tego, że w ramach tej samej, negatywnie kojarzonej twarzy komitetu trudno liczyć na sukces. Liczenie na to, że jak nie lubi nas 90%, że 9% nie ma nic przeciwko, a 1% nas uwielbia, że to daje nam około 10% poparcia niestety jest rozumowaniem błędnym.

LPR kojarzony wyłącznie z Romanem Giertychem posiada olbrzymi elektorat negatywny, po naszej stronie zaś osoba najsilniej kojarzona z UPR, jej założyciel Pan Janusz Korwin-Mikke, który niestety kolejny raz dostarczył wszystkim, którzy włożyli mnóstwo pracy, czasu i pieniędzy, poczucia, że wszystko to można jednym nieroztropnym zdaniem, jedną żywiołową dyskusją, jednym wystąpieniem publicznym, bez złej woli, wszystko można zepsuć, zmarnować, stracić…

Wybory te pokazały również bardzo dobitnie, że żyjemy w systemie partyjnym, w którym liczy się odbiór całego komitetu bardziej niż program lub poszczególni kandydaci. Warto przypomnieć, że Pan Roman Giertych otrzymał prawie 6400 głosów (a cały Jego okręg 9600), czyli niedużo więcej niż pozostałe jedynki w innych okręgach. Podobnie Pan Janusz Korwin-Mikke w „liberalnym Gdańsku”, bez mocnych konkurentów, po aferze Platformy ze szpitalami otrzymał jako „jedynka” w sumie tylko 3640 głosów.

A przecież są miejsca, w których kandydaci, ustępujący Panu Januszowi w aspekcie wiedzy i doświadczenia politycznego, startujący z dalszych miejsc w innych regionach, otrzymali wyniki rzędu połowy tego co założyciel UPR.

To chyba najdobitniej dowodzi, że ludzie głosują na wizerunek (i szanse) danego komitetu, a dopiero potem na postacie. Dlatego tym bardziej, jeśli chcemy cos osiągnąć musimy zmienić UPRowi twarz.

Mam nadzieję, że wspólnie z Panem Januszem Zarząd UPR wybierze najlepsze rozwiązanie dla naszej idei, naszej organizacji.

Kolejny raz zdaliśmy sobie sprawę, że nasze poglądy są słuszne i mamy szanse, ale bez zmiany wizerunku (mamy to szczęście, że jest godny następca) osiągnięcie przez nas sukcesu będzie niemożliwe.

Krótki czas kampanii dodatkowo nie sprzyjał w jej prowadzeniu. Każdy z nas zapewne mógł zrobić więcej, niektórzy pomagali inni narzekali, marudzili i krytykowali.

Podsumowując to chyba wszystkie główne przyczyny takiego wyniku, ale być może nie jedyne.

Co zatem dalej z UPR?

Platforma, która przekonywała, że jest liberalna ma dwa wyjścia. Albo rzeczywiście wprowadzi liberalne rozwiązania, a wtedy będziemy szczęśliwi, że ktoś to zrobił za nas, albo tego nie zrobi, a na scenie politycznej po stronie wolnościowej pozostanie tylko Unia Polityki Realnej. Będziemy przypominać Platformie o swoich deklaracjach. Sprawdzianem początkowym będzie choćby likwidacja dofinansowania dla partii politycznych.

My cel mamy jasny i czytelny. Chcemy promować i wdrażać nasze idee w najbardziej skuteczny sposób. Jednak po każdym działaniu przychodzi czas przemyśleń, decyzji i kolejnego działania. Musimy wyciągnąć wnioski i maksymalnie wykorzystać osiągnięte korzyści. Mamy mnóstwo nowych ludzi. Osiągnięty wynik będzie dobrym sprawdzianem, kto z nich chce działać dla idei, a kto przyszedł dla wygranej. Mamy nienaruszone, a wręcz drastycznie powiększone środki finansowe, nawiązaliśmy kontakt z przedsiębiorcami, którzy dostrzegli nową jakość w polskiej polityce. Uważam, że musimy z jednej strony robić swoje, ale z drugiej dokonać wielu potrzebnych, czasem radykalnych zmian w naszej organizacji.

Prezes UPR powinien mieć możliwość pracy na rzecz UPR niemal na pełnym etacie i musimy zrobić wszystko by było nas na to stać. To samo dotyczy sekretariatu.

Niestety kolejny raz doświadczyliśmy, że wolontariat sprawdza się w długich okresach czasu, jednak do konkretnych zadań, kiedy potrzeba szybkich i profesjonalnych działań potrzeba innej formuły. Nawiązanie współpracy z profesjonalnymi firmami i agencjami, które deklarują swoją chęć pomocy pozwoli nam skuteczniej zmienić wizerunek UPR bez zmiany naszych poglądów i programu. Dalej realizujemy przyjęte założenia: program, lider (liderzy), finanse, organizacja. Jednak ostateczna decyzja zapadnie niebawem. Póki co działamy dalej!

Czy chciałby jeszcze Pan coś na zakończenie powiedzieć?

Tak, chciałbym podziękować wszystkim, którzy włączyli się w kampanię. Tym, którzy wsparli nasze działania finansowo lub organizacyjne. Największe słowa uznania należą się Prezesowi Wojtkowi Popieli, któremu w miarę możliwości starałem się pomagać. To o­n codziennie od rana do późnych godzin nocnych załatwiał, pilnował, komentował, występował i godnie reprezentował cały nasz komitet, zarzucając swoją firmę. To poświęcenie dla idei jakie powinniśmy wszyscy docenić.

REKLAMA