Drozd: Czym się różni Urban od Lichockiej (oprócz uszu)?

REKLAMA

Pani redaktor Joanna Lichocka w „Gazecie Polskiej” (10.04.2013r.) zamieściła swój tekst zatytułowany „Salon śmieszy, tumani, przestrasza”. Dwa cytaty:

„Środowiska rozparte w głównych mediach, wspierane reklamami i koncesjami przez system III RP, wyraziły się bowiem jasno. Wolność słowa musi mieć granice, debatę trzeba ograniczać do starannie selekcjonowanych uczestników. Niby nic nowego, w końcu od dawna wiadomo o wyrzucaniu dziennikarzy z mediów za ich „niewłaściwe”, bo nieprorządowe lub – szerzej – nieafirmujące wytycznych establishmentu poglądy.”

REKLAMA

„Nawet jedna godzina w telewizji publicznej kontrująca ich tezy jest śmiertelnym zagrożeniem dla fasady, jaką budują. Na dodatek ów strach, że wszystko rozleci się jak zamek z piasku, jest, jak sądzę, uzasadniony nie tylko pamięcią historyczną, jak destrukcyjna dla systemu może być choć odrobina wolności.”

W serwisie YouTube.pl można sobie obejrzeć nagranie zatytułowane SKANDAL W TVP1!. Pani redaktor Lichocka była pięć lat temu rozparta w głównych mediach i starannie selekcjonowała uczestników debaty telewizyjnej. Obecność pana Janusza Korwin-Mikkego w TVP1 byłaby śmiertelnym zagrożeniem dla fasady, jaką budowała między innymi pani redaktor Lichocka. Odrobina wolności byłaby destrukcyjna dla systemu.

Pan Jerzy Urban, spensjonowany rzecznik prasowy rządu PRL, jest łysy, gruby, ma odstające uszy, w związku z tym łatwo go odróżnić od pani Joanny Lichockiej. Pan Jerzy Urban unika patetycznych deklamacji o wolności słowa, dlatego tym bardziej nie można go pomylić z panią Joanną Lichocką. W głośnej swego czasu, wlokącej się po instancjach przez dziesięciolecie sprawie, pan Jerzy Urban przegrał spór o nazwanie go „Goebbelsem stanu wojennego”. Była to jedna z większych pomyłek sądowych. Doktor Joseph Goebbels postulował wymianę zmurszałego aparatu partyjnego NSDAP i redukcję biurokracji III Rzeszy Niemieckiej. Miało to zapewnić zwycięstwo w wojnie. Niemcy wojnę przegrały, dr Goebbels popełnił samobójstwo. Pan Jerzy Urban postulował wymianę zmurszałego aparatu partyjnego PZPR i uwikłanie opozycji w struktury PRL. Operacja się udała, pan Urban prosperuje w najlepsze. O zmarłych należy mówić tylko dobrze albo wcale, ale prawda jest ważniejsza. Doktor Goebbels był na tle pana Urbana zwykłym (nie bójmy się tego słowa!) cieniasem i pan Urban miał prawo czuć się urażony. Wszelkie próby porównywania pai redaktor Lichockiej do doktora Goebbelsa (o panu redaktorze Urbanie nawet nie wspominając) są po prostu obraźliwe.

Utarło się w mediach mniej lub bardziej powiązanych z III RP, już to rządowych, już to „opozycyjnych”, określanie działalności pana Janusza Korwin-Mikkego mianem błazenady. Ponad dwadzieścia lat minęło od całostronicowego artykułu zamieszczonego w „Gazecie Polskiej” pod tytułem „Znowu zaczyna się chocholi taniec”. To pan Korwin-Mikke miał czelność wystartować w wyborach. Miał czelność skorzystać z zagwarantowanego Konstytucją biernego prawa wyborczego. Redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, pan Tomasz Sakiewicz, całkiem niedawno opublikował swoje obrzydzenie istnieniem tematów tabu. Wystarczy powyciągać w pierwszej lepszej czytelni archiwalne numery „Gazety Polskiej” od upadku rządu premiera Jana Olszewskiego, od lustracji, od słynnego „lewego czerwcowego”. Rocznicowe wydania. Rok w rok na początku czerwca. Jak u Orwella w „1984” poseł – wnioskodawca uchwały lustracyjnej Korwin-Mikke nie istnieje. Uchwała lustracyjna po prostu się ulęgła. „Lustracja Macierewicza”, „Lista Macierewicza” – to wtedy, gdy trzeba pokazać niedobrasów, którzy storpedowali lustrację i obalili rząd Olszewskiego. „Korwin uwalił lustrację” – tak np. na stronie wpolityce.pl, gdy jest zadanie dokopać JKM.

Zgraja clownów z grobową powagą rżnie głupa. Najbardziej komiczne jest to, że oni tak serio.

REKLAMA