Intelektualne manowce Deski

REKLAMA

Start Waldemara Deski w wyborach prezydenckich z ramienia Partii Libertariańskiej to bolesne wydarzenie dla wielu polskich libertarian

Na pierwszy rzut oka kandydatura Pana Deski nie różni się zanadto od większości innych kandydatur. Praktycznie w każdych wyborach prezydenckich w Polsce startuje jakiś muzyk, a próby przebicia się do czołówki wyborczego peletonu regularnie podejmują osoby nie zajmujące się wcześniej polityką. Kandydat Partii Libertariańskiej zaistniał wcześniej w mediach w wyniku batalii sądowej, jaką stoczył z polskim państwem o zbudowaną przez siebie szopę, dlatego jego start w wyborach teoretycznie posiada pewien potencjał. Deska mógł być reprezentantem Polaków poszkodowanych przez bezmyślne przepisy i biurokrację.
Problem z muzykiem kapeli „Daab” polega przede wszystkim na braku libertariańskiego programu. Całość głoszonych przez niego poglądów to dość specyficzny misz-masz, łączący w sobie elementy myśli wolnorynkowej, Nowej Lewicy, czy też parareligijnej gnozy. W rezultacie słuchający wypowiedzi Deski „szary obywatel” ma ogromny problem ze zrozumieniem, o co jemu tak naprawdę chodzi.

REKLAMA

Miłośnik SLD-owskiej konstytucji

Waldemar Deska swoje poglądy polityczne opiera przede wszystkim na apologii polskiej konstytucji z 1997 roku. Swoje umiłowanie do tego dokumentu państwowego (nietypowe dla libertarianina) Deska wyjaśnia jako rezultat niemal mistycznej drogi, którą przebył: „Źródeł wolności poszukiwałem w naukach Jezusa Chrystusa, Buddy, Mahometa, Konfucjusza, św. Tomasza, Jana Pawła II i Dalajlamy. To wielcy intelektualiści. Byłem też uczniem Maharishi Mahesh Jogi, liznąłem więc wiedzy wedyjskiej. To główne strumienie światowej kultury. I to doprowadziło mnie do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, a potem do naszej Konstytucji z 1997 roku, gdzie z zachwytem odnalazłem, jak w pigułce, główny przekaz, istotę myśli humanistycznej i wolnościowej dla wspólnego dobra”.

Warto Panu Desce przypomnieć, że tę „istotę myśli humanistycznej i wolnościowej” tworzono w czasach prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego oraz rządów koalicji SLD-PSL, zaś twórcami preambuły byli Tadeusz Mazowiecki i Stefan Wilkanowicz. Skoro to właśnie te środowiska polityczne stworzyły tak doskonały dokument chroniący wolność, czemu od razu nie wycofa swojej kandydatury i nie zapisze się do SLD albo do Partii Demokratycznej?

Waldemar Deska swoje nieoczekiwane – i nie żywione chyba w Polsce przez nikogo poza nim – zauroczenie polską konstytucją z 1997 roku zaczerpnął najwidoczniej ze Stanów Zjednoczonych, gdzie środowiska prawicowe nawołują do respektowania pierwotnej konstytucji z czasów wojny o niepodległość. Amerykańskiego dokumentu nie da się jednak w żaden sposób porównać z powstałą ponad 200 lat później polską ustawą zasadniczą. Nie tylko dlatego, że nie ma w niej żadnych idei wolnościowych, lecz także dlatego, iż amerykańska konstytucja stanowiła w istocie dokument federacji niezależnych państw. Gdzie tu analogie do Polski z XXI wieku?

À propos federacji: Waldemar Deska jak do tej pory milczy na temat secesji i autonomii regionów – kwestii absolutnie kluczowej dla libertarianizmu. Zamiast podejmować odważnie kwestię Górnego Śląska, nawołuje do odkrycia na nowo naszej „wspaniałej” konstytucji. Zresztą Deska otwarcie przyznaje, że programu jeszcze nie ma i że dopiero go stworzy – czemu służy ta prowizorka?

Deska nagminnie potwierdza, że tak naprawdę albo nie jest libertarianinem, albo że nie rozumie, na czym polega sam libertarianizm. Swoje wywiady, zapytywany o utopijny program libertarianizmu, zaczyna nierzadko zapewnieniami, iż tak naprawdę „libertarianie nie są przeciwnikami państwa, są za praworządnością i synergią wartości opartych na ładzie konstytucyjnym”. Błąd, Panie Deska. Libertarianie są zdecydowanymi przeciwnikami państwa. Zwolennikami „wartości opartych na ładzie konstytucyjnym” są co najwyżej klasyczni liberałowie. Czy aby na pewno nie pomylił Pan libertarianizmu z jakąś inną ideą?

Intelektualne manowce

Enigmatyczność głoszonych przez Deskę idei objawia się także wówczas, gdy kandydat Partii Libertariańskiej zaczyna przebąkiwać na temat „czwartej drogi”. Wybaczie, znam się co nieco na teoriach społecznych i politycznych, ale czym w takim razie jest „trzecia droga”? I czy wobec postulowanej przez Deskę „czwartej drogi” nie należałoby przypadkiem, w celu ratowania idei wolności, sformułować „piątej drogi”?

Źródłem tego typu sformułowań wydają się intelektualne fascynacje Waldemara Deski np. Zygmuntem Baumanem. Osobiście nie razi mnie żadne źródło inspiracji – nie raziłoby mnie nawet, gdyby ktoś źródła libertarianizmu odnalazł w „Hello Kitty” – jednakże w przypadku Deski pojęciowy nalot mający swoje źródło w modnych na państwowych uniwersytetach ideach prowadzi na zwyczajne manowce.

Oto bowiem – przypomnijmy: kandydat Partii Libertariańskiej na prezydenta – opowiada się stanowczo przeciwko prywatyzacji lasów, ponieważ „To dobro bezcenne, zazdroszczą nam go wszyscy. Świetnie utrzymane, zagospodarowane, przynoszące zysk, współpracujące synergicznie z wieloma gałęziami rolnictwa i przemysłu, wspomagane badaniami naukowymi na najwyższym poziomie i co najważniejsze: lasy są dostępne dla wszystkich. To wspólne dobro narodowe, jeszcze nieroztrwonione”. Co prawda Deska ma pewne wątpliwości, czy państwo też się nimi dobrze opiekuje, ale jedynie w kontekście próby podkopania pozycji Lasów Państwowych przez Platformę Obywatelską.

Waldemar Deska przed prywatyzacją oszczędziłby także Polskie Koleje Państwowe oraz polskie sądy, w których potrzebna jest dodatkowa kontrola nad samowolnymi sędziami. Wiadomo, przecież konstytucję mamy tak wspaniałą, tylko jej przestrzeganie zawodzi…

Intelektualne manowce Waldemara Deski stanowią także jego przemyślenia na temat m.in. monopoli czy też wielkich korporacji. Będąc zwolennikiem wolności w skali „mikro”, uważa jednocześnie, iż w skali całego społeczeństwa, „istota wolności nie może być rozszerzana bezwarunkowo na większe organizmy społeczne lub gospodarcze, np. korporacje, wtedy następuje jej wynaturzenie”. Tym samym Deska zdradza, iż prawdopodobnie nie zapoznał się z mechanizmami stojącymi u podstaw tworzenia się wielkich korporacji czy monopoli, przed którymi także ostrzega. Gdyby to uczynił, wówczas być może dostrzegłby, iż w historii nie istniała jeszcze nigdy żadna firma, która swojej monopolistycznej pozycji nie zawdzięczałaby państwu, oraz że wielkie korporacje są tak naprawdę wytworem państwowych regulacji.

Nie ten sztandar?

Proszę mi uwierzyć, że do Pana Waldemara Deski nie miałbym aż tak poważnych zastrzeżeń, gdyby był kandydatem innej partii niż libertariańska. Wznoszenie do góry libertariańskiego sztandaru wymaga bowiem sporej dyscypliny ideowej. Kandydatowi Partii Libertariańskiej zwyczajnie nie wypada mówić, iż tak naprawdę libertarianie nie chcą zniesienia państwa. Jeżeli Deska wstydzi się głoszenia takich deklaracji, jest złą osobą w złym miejscu.

Jeżeli libertarianom w ogóle o coś chodzi i jeżeli czymkolwiek różnią się od reszty sceny politycznej, to właśnie radykalną niezgodą na istnienie państwa. Ktoś, kto rezygnuje z podstawowego celu libertarianizmu już na samym starcie, automatycznie sam traci właściwy grunt pod nogami.

W wypowiedziach Deski brak przede wszystkim abolicjonizmu, który powinien cechować wszystkich libertariańskich polityków i działaczy. Instytucje państwowe są po to, by je znosić i likwidować, a nie po to, by je chwalić. Libertariański polityk powinien nawoływać do secesji i demontażu państwa, a nie wikłać się w meandry polityki zagranicznej (jak to czyni Deska). W istocie kampania prezydencka powinna raczej służyć do tego, aby idee libertariańskie dotarły do jak największej liczby osób. Libertariański kandydat nigdy nie wygra w wyborach – jego start w nich powinien służyć bardziej jako okazja do szerzenia wolnościowych haseł. Zamiast nich Waldemar Deska wikła się w niezrozumiałą obronę państwowej konstytucji oraz własnych intelektualnych inspiracji.

Waldemar Deska w dość wyraźny sposób zdradza nieznajomość nawet najbardziej podstawowej literatury libertariańskiej (zapytany o wolnościowy autorytet wskazuje na Boba Marleya). I być może to właśnie najlepiej wyjaśnia jego całkowicie nieprzemyślany start w wyborach prezydenckich. Jak dotąd posiada pewną mglistą koncepcję libertarianizmu, ale zupełnie jej nie pogłębił.

Być może jednak kandydatura Waldemara Deski stanowi konieczny etap na drodze do lepszej organizacji ruchu libertariańskiego w Polsce. Błędy popełniane przez byłego muzyka „Daab” oraz związane z nimi nieporozumienia mogą wszak nauczyć nas lepszego zrozumienia właściwej strategii na rzecz wolności. Na razie jednak nie pozostaje nic innego, jak tylko złapać się za głowę i liczyć na to, że kampania przed wyborami prezydenckimi zakończy się jak najszybciej.

AKTUALIZACJA: Waldemar Deska „przez pierwsze pięć tygodni działań zebrał ok. 40 tysięcy podpisów”. Ponieważ „jest to jednak zbyt mało, by osiągnąć rejestrację kandydata” to zdecydował „nie zakładać Komitetu Wyborczego, by nie marnować energii na formalności z tym związane”. Swoich wyborców poprosił o głosowanie na JKM

REKLAMA