Wozinski: Libertarianie o tym jak karać za aborcję

REKLAMA

Na świecie jest obecnie tylko pięć państw (wliczając w to Watykan), które posiadają w swym prawodawstwie bezwzględny zakaz dokonywania aborcji. Bezkarność dokonywania jej w pozostałych krajach zupełnie przyćmiła debatę o sposobach wymierzania za nią kary. Jak karać tego rodzaju przestępstwo?

Ustawodawstwo maleńkiej Nikaragui od 2006 roku wzbudza szczególną nienawiść Amnesty International, „niepokój” ONZ oraz „zatroskanie” wielu organizacji pro-choice. 5 listopada owego roku weszła bowiem w życie ustawa zakazująca jakiejkolwiek formy aborcji, bez względu na okoliczności. Kary przewidywane za jej dokonanie wzrosły do 10-30 lat więzienia. Z kolei największy kraj na świecie respektujący własność ludzkiego ciała od samego poczęcia – Chile – za to samo przestępstwo przewiduje karę od trzech do pięciu lat. Rzecz jasna, w obydwu krajach, tak jak zresztą wszędzie, funkcjonuje aborcyjne podziemie. Nie zmienia to jednak faktu, że państwowy monopol sądowniczo-policyjny gotów jest ścigać osoby dokonujące tego rodzaju przestępstwa.

REKLAMA

Libertariańska teoria penalizacji opiera się na zasadzie proporcjonalności. Jak opisuje to Murray Rothbard: „Jeśli A ukradł B 15.000, to pierwszą lub wstępną częścią kary A musi być zwrócenie tych 15.000 w ręce B (plus szkody, koszty sądowe i policyjne oraz utracony procent). Przypuśćmy jednak, że tak, jak w większości wypadków, złodziej zdążył już wydać pieniądze. W tym wypadku pierwszym krokiem właściwej libertariańskiej kary jest zmuszenie złodzieja do pracy i do przydzielenia czerpanego z niej dochodu ofierze, dopóki nie zostanie ona spłacona. W idealnej sytuacji przestępca jest umieszczany w roli niewolnika swojej ofiary i pozostaje w tej roli aż do momentu, gdy zadośćuczyni osobie, wobec której zawinił” („Etyka wolności”).

Nikt nie ma żadnej wątpliwości, że kara za utraconą rzecz jest łatwiejsza do wyznaczenia niż kara za pozbawienie kogoś życia. Zwrócenie skradzionej rzeczy oraz wypłata rekompensaty nie stanowi zbyt wielkiego problemu. Nawet w sytuacji, gdy przestępcą jest Bernard Madoff, który dokonał malwersacji rzędu 170 mld. Madoff, jako niezwykle wolny człowiek, ma przecież szansę na odpracowanie chociaż części swej winy.

Nieco bardziej skomplikowana sytuacja następuje w momencie, gdy ktoś pozbawia kogoś życia. Życie nie jest warte np. jedynie 15.000 i nie można go komuś zwrócić wraz z odsetkami za chwilowe utracenie go. Dlatego też libertarianie dopuszczają wymierzenie kary śmierci, lecz decyzję co do jej wymierzenia powierzają tylko i wyłącznie spadkobiercom ofiary. Jednakże, jak zauważa Rothbard: „w libertariańskim prawie nie istniałby wobec powoda lub jego potomków przymus zastosowania maksymalnej kary. Jeśli, dla przykładu, powód lub jego potomkowie z jakiejkolwiek przyczyny nie wierzą w słuszność kary śmierci, mogą dobrowolnie darować część kary. Gdyby powód był tołstojowcem i sprzeciwiał się jakiejkolwiek karze, mógłby zwyczajnie wybaczyć przestępcy – i tyle. Lub – i ma to długą i zaszczytną tradycję w prawie Zachodu – ofiara lub jej potomkowie mogą pozwolić przestępcy wykupić się z części lub z całej kary. Jeśli zatem proporcjonalność pozwala ofierze wysłać przestępcę do więzienia na 10 lat, przestępca może, jeśli ofiara tego chce, zapłacić za zmniejszenie lub anulowanie swego wyroku. Teoria proporcjonalności zapewnia jedynie górną granicę dla kary – jako że mówi nam, ile kary ofiara może słusznie nałożyć.”

W przypadku aborcji mamy do czynienia z sytuacją bardzo nietypową. Otóż bezbronne dziecko jest pozbawiane życia przez swoich bliskich – czyli tych, którzy zazwyczaj występują przeciwko mordercy jako powodowie. Kto zatem może legalnie występować o wymierzenie kary dla zabójcy („lekarza”) oraz jego współpracowników (matki lub rodziców)?

Aby dotrzeć do właściwego stanowiska w tej kwestii, rozpatrzmy przykład zabójstwa dokonanego na bezdomnym. Od wielu lat żyje na ulicy i nie można ustalić jego tożsamości; nie ma rodziny ani bliskich. Pewnego dnia, dla zabawy, zabija go na ulicy pewien osobnik. Czy takie przestępstwo może ujść jakiejkolwiek karze z racji braku powoda? Czy świadczy to o wyższości państwowego systemu prawnego, który ściga pewne przestępstwa „z urzędu”? Wręcz przeciwnie. Co prawda można sobie wyobrazić sytuację, w której nikt nie występuje jako powód, ale jest to mało prawdopodobne z racji możliwości zarobku. W społeczeństwie libertariańskim ściganiem przestępcy i egzekucją wyroku zajmowałyby się albo firmy zapewniające usługi bezpieczeństwa, albo tzw. bounty killers (łowcy nagród). Ci drudzy znani są głównie z westernów i przedstawiani jako brutalni rewolwerowcy. W praktyce jednak zawsze spełniali oni bardzo pożyteczną rolę i tworzyli ważny element amerykańskiego libertariańskiego ładu. Zabójca bezdomnego nie uchodziłby więc bezkarnie, lecz byłby usilnie poszukiwany jako źródło zysku. Działałaby tu zasada pierwotnego zawłaszczenia (homesteading) – czyli kto pierwszy złapie złodzieja, ten może wymierzyć mu karę.

Dochodzimy wreszcie do rzeczy najważniejszej: na wolnym rynku osób trudniących się wyłapywaniem morderców bezdomnych (tak samo zresztą jak w przypadku abortowanych dzieci) kara śmierci byłaby możliwa, ale w praktyce nigdy nie byłaby wymierzana z racji możliwości uzyskania od przestępcy rekompensaty pieniężnej. Po cóż zresztą komuś wysiłek występowania w roli powoda oraz konieczność schwytania przestępcy po to, żeby później go zabić bez uzyskania zwrotu pieniędzy?

Przejdźmy teraz do zakresu kary pieniężnej, jaką można wymierzyć mordercy osoby bezdomnej lub nienarodzonego dziecka. Ceny za życie nie sposób ustalić. Można jednak ustalić kwoty niespełnionych zobowiązań zmarłego. Przykładowo: jeżeli morderca zabija głównego żywiciela rodziny, można go obarczyć łożeniem na jej utrzymanie aż do pełnoletności dzieci. Jeżeli morderca zabije wykonawcę jakiegoś kontraktu, powinien spłacić stratnego kontrahenta. Z pewnością ani nienarodzone dziecko ani bezdomny żadnych zobowiązań nie mają. Dlatego kwoty odszkodowania za ich śmierć, uzyskiwane przez osoby występujące jako ich spadkobiercy (czyli wspomniane powyżej firmy policyjne lub „łowcy nagród”), nie mogłyby być zbyt wysokie. Ich ustalenie zależałoby od stopnia okrucieństwa mordercy, kosztów jego ujęcia i procesu sądowego oraz od rynkowej stawki wykupywania się z winy w przypadkach innych morderstw.

Rzecz jasna, sporo do powiedzenia w zakresie wymiaru kary miałyby prywatne sądy, które ustalałby wysokość kary, mając na uwadze inne czynniki, np. karalność sprawcy lub jego status majątkowy (tak aby uniknąć bezkarności prawnej ludzi niezwykle zamożnych).

Nikaragua i Chile zdecydowały się zastosować karę wieloletniej odsiadki. Zapewne lepsze jest to niż zupełna bezkarność. Ale najbardziej skuteczną bronią w walce z aborcją byłaby demonopolizacja systemu prawno-karnego – swoją drogą rdzenia każdego państwa. Po pierwsze dlatego, że usprawniłby się system penalizacji przestępstwa aborcji. Po drugie: gdyż dzięki ładowi wolnorynkowemu znacznie spadłaby preferencja czasowa – główna przyczyna dzisiejszej hekatomby nienarodzonych.

(źródło: NCZ! 2009; publikujemy w ramach cyklu tekstów archiwalnych, które nie poddały się upływowi czasu i prezentują “ostre”, często kontrowersyjne poglądy naszych Autorów)

REKLAMA