Drozd: Władysław Gomułka i Unia Europejska

REKLAMA

Leży przede mną „Głos Pana”. Autor: Stanisław Lem. Wydawnictwo „Czytelnik”. Warszawa 1968. Oddano do składania 7 V 68. Podpisano do druku 22 X 68. Druk ukończono w grudniu 68 r. Wydanie pierwsze. Egzemplarz w stanie dobrym, lekko uszkodzona obwoluta.

W grudniu 1968 roku, gdy ukończono druk wyżej wzmiankowanej książki, w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej rządziła Polska Zjednoczona Partia Robotnicza ze swoim towarzyszem I Sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR Władysławem Gomułką na czele. W marcu 1968 roku doszło do poważnych zamieszek w Warszawie i innych dużych miastach PRL. Brak wolności słowa był jednym z najważniejszych powodów masowych wystąpień. Rozpoczęła się wówczas, niejako przy okazji, antysemicka kampania dyrygowana przez komunistów, w wyniku której kilkanaście tysięcy mieszkańców „Polski Ludowej” dostało paszporty i wyjechało za granicę.

REKLAMA

A Stanisław Lem napisał wtedy jedną ze swoich najważniejszych książek. Przedstawił grupę naukowców pracujących nad rozszyfrowaniem przypadkowo odkrytego, zakodowanego sygnału z Kosmosu. Rząd Stanów Zjednoczonych umieścił kilka tysięcy wybitnych specjalistów z rozmaitych dziedzin nauki w zdemobilizowanym ośrodku badań wybuchów atomowych. Gdzieś na pustyni. W pewnym momencie zachodzi podejrzenie, że z treści badanego komunikatu będzie można uzyskać broń ultymatywną. Powstaje „konspiracja w konspiracji”: narrator (geniusz matematyczny) razem z kilkoma wtajemniczonymi kolegami zdają sobie sprawę, że nowa broń bezwzględnie doprowadzi do totalnej zagłady. Eksperymentują, aby dojść pełnej prawdy o niezwykłym odkryciu; jednocześnie narasta w nich zgroza. Wiedzą, że raz zrobionych odkryć nie da się „zakryć z powrotem”. Ponieważ świat jest podzielony na dwa antagonistyczne bloki, to musi dojść do katastrofy.

Komunizm walczył z religią. W PRL była zinstytucjonalizowana cenzura. Widocznie Lem napisał taką oczywistość, że w 1968 roku cenzor nie widział, do czego miałby się przyczepić. Czterdzieści lat później odbyła się batalia o wpisanie do projektowanej Konstytucji Unii Europejskiej zapisu o chrześcijańskich fundamentach Europy. Zwyciężyli wyznawcy poglądu, że Europa nie powinna wspominać w swojej Ustawie Zasadniczej o chrześcijaństwie. A w dzisiejszej Polsce publicznie zabierają głos ludzie bardziej ideologicznie zafiksowani od cenzorów towarzysza Władysława Gomułki. Wolna Myśl i KK (tak zapisują sobie Kościół Katolicki, bo im palce klawiatura parzy) rzekomo nie idą w parze. To oczywiste oszustwo. Chrześcijaństwu nie po drodze z „Wolną Myślą”. „Wolna Myśl” to takie „cuś”, co krzewią „wolnomyśliciele”.

Oni tym głośniej wołają o Inkwizycji i „setkach milionów ofiar spalonych na stosach” im bliżej są spokrewnieni z oprawcami z Urzędu Bezpieczeństwa. To nie muszą być więzy krwi. Wystarcza pokrewieństwo duchowe. Moralista z pałką, wolnomyśliciel z kneblem i etyk z kłamstwem pojawiają się w każdej epoce. Tylko nie zawsze trafiają na sprzyjający klimat. Dzisiaj znowu mają się jak ryby w wodzie. Wypada wiedzieć, czego nie lubią: otóż nie znoszą nazywania rzeczy po imieniu. Warto uważnie przeanalizować ten fragment filmu „Nocna zmiana”, w którym Jacek Kuroń dramatycznie pyta: „Kto to jest taki chory na sprawiedliwość?!”. Stworzyli system, w którym niesprawiedliwość jest symptomem zdrowia i wzywają do współpracy, dialogu oraz porozumienia. Ponieważ Jezus Chrystus nawoływał swoich wyznawców, aby na Tak mówili Tak i Nie na Nie, ponieważ ostrzegał, że kłamstwo pochodzi od Złego, to trudno oczekiwać aby „wolnomyśliciele” zakładali fan-club chrześcijaństwa. Zawodowi oszuści nie lubią prawdy i sprawiedliwości. Zawodowi oszuści lubią naiwnych i głupich. Wprost nie mogą się nachwalić rozumu swoich ofiar. „Ludzie! Jesteście zajebiści!”. Żadnych kazań i napomnień. Tylko popierać. Dzisiaj zaczynają napomykać o zbieraniu szczawiu i klepaniu biedy na stare lata. Naprawdę szydło z worka wyjdzie niebawem. Wystarczy dać im jeszcze porządzić. Czasu na zreflektowanie się i obalenie tego systemu jest coraz mniej.

REKLAMA