Tak już chodzą lata długie. Jedno chce – to nie chce drugie” – pisał Jan Brzechwa w bajce o czapli i żurawiu. A chodzą – bo „Przykro było żurawiowi, że samotnie ryby łowi. Patrzy – czapla na wysepce wdzięcznie z błota wodę chłepce”. Co tu dużo mówić; zakochał się w czapli i kierowany z jednej strony tom siłom, ale z drugiej – godnościom osobistom, stał się bardzo drażliwy na punkcie własnego prestiżu. Toteż, kiedy po kolejnej scysji „żuraw łykał żurawinę, więc miał bardzo kwaśną minę”, a czapla nadeszła z deklaracją: „przyszłam spełnić twe życzenie” – odpowiedział oschle: „teraz ja się nie ożenię. Niepotrzebnie pani papla, żegnam panią, pani czapla!” Zaraz jednak zrobiło mu się żal i próbował czaplę przebłagać, ale wtedy ona uniosła się honorem. Inna rzecz, że nie na długo, bo pomyślała sobie: szkoda, wszak nie jestem taka młoda, żuraw prośby wciąż ponawia, chyba wyjdę za żurawia.” Czyż Jana Brzechwy nie wspierały aby proroctwa? Czyż bajka o czapli i żurawiu nie jest prefiguracją straszliwej wojny na górze pomiędzy premierem Tuskiem a prezydentem Kaczyńskim?
Pretekstem stała się „polityka zagraniczna” nowego rządu. Zarówno inicjatywy premiera Tuska, jak i wicepremiera Pawlaka potwierdzają, iż nowy rząd przede wszystkim musi odwdzięczyć się nie tylko krajowej razwiedce i Sralonowi, ale również zagranicznym wspomożycielom i nadymaczom Platformy Obywatelskiej. Przede wszystkim Niemcom, ale nie możemy zapominać, że strategicznym partnerem Niemiec jest Rosja. Problem w tym, nowy polski rząd będzie musiał okazywać wdzięczność – i okazuje ją – nie według własnego widzimisię, tylko zgodnie z oczekiwaniami strategicznych partnerów. Toteż deklaracja premiera Tuska o odstąpieniu Polski od dotychczasowej polityki blokowania Rosji dostępu do OECD, znakomicie wpisuje się w te oczekiwania.
Polska znowu zaczyna się poświęcać, dzięki czemu Rosja będzie mogła odtworzyć swoją strefę wpływów nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo–Wschodniej – bo ze strategicznego partnerstwa jakieś korzyści muszą mieć obydwaj partnerzy. Premier Donald Tusk umożliwi to na odcinku politycznym a wicepremier Pawlak – na odcinku gospodarczym, pewnie z uwzględnieniem partykularnych korzyści, o których śpiewał Kazimierz Grześkowiak: „Wieś w powiecie nie jest spodem i do czynów dzielnie rusa. Nie inacej, kiej w nagrodę, przydzielili nam ursusa. Choć to nie je góra srebra, pismom skrobnął: droga władzo! Traktor warto by rozebrać. Niech mi chociaż dyferencjał dadzą!” Z traktora, po rozbiórce, można mieć dajmy na to, dyferencjał. A gdyby tak rozebrać nie jakiś tam traktor, tylko całą Polskę? Każdy mógłby dostać dyferencjał, a jeśli nawet nie każdy, to najbardziej zasłużeni – już na pewno. Tyle dyferencjałów… Od razu widać, że rozbiór Polski wzbogaciłby „polską wieś i rolnictwo”!
Kto szybko daje, dwa razy daje, więc i premier Tusk tak się spieszył, że nawet nie zdążył poinformować o swoich inicjatywach prezydenta. Prezydent oczywiście się obraził, zatem minister Sikorski zwrócił się do prezydenta z prośbą o spotkanie. Jednak w wyznaczonym terminie nie przybył, ekskuzując się udziałem w spotkaniu z premierem w sprawie budżetu. Prezydent obraził się jeszcze bardziej, co skłania do zastanowienia, czy premier Tusk nie używa aby ministra Sikorskiego do drażnienia prezydenta? Taki modus operandi może ministra Sikorskiego bardzo szybko zużyć, a wtedy „drogi Bronisław” będzie wreszcie mógł osadzić na ministerialnym fotelu jakiegoś faworyta ze sławnej mafii, o której pod wpływem euforii nieopatrznie napisała „Gazeta Wyborcza”.
Nawiasem mówiąc i red. Michnikowi musiała już wyzdrowieć aureola po pamiętnym zwichnięciu podczas spotkania z Rywinem, bo wybiera się do Gruzji w charakterze eksperta od wolnych mediów i to nawet z ramienia Eurosojuza. Jak to mówił Józef Mackiewicz do oficera NKWD: „komuż wiesielitsia, jeśli nie nam, starym kontrrewolucjonierom?” Kto ma w Gruzji utrwalać pożądany ład medialny, jeśli nie szef „Gazety Wyborczej”? Ta misja więcej mówi o tendencjach w Eurosojuzie, niż tysiąc bełkotliwych berlińskich deklaracji.
Przy okazji red. Michnik będzie mógł sprawdzić, jak tam idą interesy Borysa Abramowicza Bieriezowskiego, który, jak się wydaje, rosyjskie alimenty traci definitywnie, bo właśnie niezawisły sąd w służbie zimnego czekisty Putina, skazał go aż na 6 lat turmy. Ale w Gruzji jakoś tam się chyba odkuwa, przecież bądź co bądź po to była cała ta rewolucja róż, a jeśli nawet nie – to przecież jest jeszcze Ukraina, gdzie po długich i ciężkich negocjacjach powstała przecież „pomarańczowa koalicja”, a na premiera została wyznaczona Julia Tymoszenko – z korzeniami. Prezydent Juszczenko najwyraźniej bronił się przed tym rękami i nogami, ale kiedy Julia obcięła sobie słynny warkocz, siły najwyraźniej go opuściły, niczym biblijnego Samsona, kiedy Dalila obcięła mu… no, mniejsza z tym.
Sytuacja zatem rozwija się zgodnie z przewidywaniami. Właśnie wymienieni zostali szefowie oddziałów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i oddziałów ZUS. Znaczy – premier uwija się, jak w ukropie, bo przecież wie, że przy najmniejszym podejrzeniu kunktatorstwa razwiedka zdmuchnie go, jak gromnicę. Jarosław Kaczyński mógłby ewentualnie taki wiatr na swoją wełnę jeszcze wytrzymać, ale Donald Tusk – w żadnym wypadku. Więc razwiedka prawdopodobnie i tak go zdmuchnie, ale najpierw się rozsiądzie na z góry upatrzonych pozycjach i przeprowadzi na lewiźnie przegrupowanie zgodne z oczekiwaniami strategicznych partnerów. Wtedy Anschluss już będzie podpisany, a nawet – ratyfikowany, więc można będzie przystąpić do drugiego etapu – do instalowania Żydolandu, bo cóż lepiej zabezpieczy strategicznych partnerów od niespodzianek, jakie może sprawić ewentualne odrodzenie się wśród tubylców tradycji romantycznej?
Na razie nic tego jeszcze nie zapowiada, zresztą co najmniej milion młodych mężczyzn, którzy ewentualnie takie niespodzianki mogliby sprawić, właśnie z Polski wyjechało. Stalin, idąc za sugestią Pantelejmona Ponomarienki, który zwrócił uwagę, że na terenach Polski środkowej i zachodniej w 1944 roku pozostało jeszcze co najmniej 2 miliony mężczyzn zdolnych do walki, zastosował masowe wywózki, a teraz – wyjechali sami, do czego nawiasem mówiąc, w roku 2003 zachęcał ich Donald Tusk, czyniąc z możliwości emigracji zarobkowej główny argument za Anschlussem. Ale za Anschlussem było również Prawo i Sprawiedliwość, a gotowość do podpisania w imieniu Polski Traktatu Reformującego zgłosiła przecież min. Anna Fotyga. O cóż zatem w przeddzień podpisania Anschlussu może spierać się prezydent Kaczyński z premierem Tuskiem? Jak to pisał Brzechwa? „Tak już chodzą lata długie. Jedno chce, to nie chce drugie. Chodzą wciąż tą samą drogą, ale pobrać się nie mogą.”
ZACHĘCAMY DO ZAMÓWIENIA E-PRENUMERATY „NAJWYŻSZEGO CZASU!”:
● Kupując e-wydanie wspierasz rozwój portalu nczas.com – KAŻDA wpłacona złotówka przekłada się na ilość tekstów na stronie
● 10 numerów kosztuje jedynie 30 zł
● To tylko 3 zł za numer – czyli niecałe 10 gr za artykuł!
● W e-prenumeracie numer pojedynczy kosztuje tyle samo co podwójny (zawsze płacisz 3 zł zamiast 5 / 7 zł, które musiałbyś wydać w kiosku!)
Kliknij tutaj aby zamówić e-prenumeratę