Rak socjalizmu pośród norweskich fiordów

REKLAMA

W 1968 roku na wodach terytorialnych Norwegii odkryto bogate złoża ropy i gazu. Tamto wydarzenie poratowało nie tylko państwowy system przymusowych ubezpieczeń społecznych, ale cały kraj, który od lat trzydziestych żyje pod nieustannym jarzmem socjaldemokratów.

Socjaldemokratyczna Skandynawia stanowi dla całego świata realizację odwiecznej idei państwa szczęścia i dobrobytu. Wedle tego wyobrażenia, żyjący na zimnej północy Norwegowie już dawno porzucili wojowniczą naturę swych przodków – wikingów – i postanowili zająć się budowaniem ekologiczno-demokratycznej oazy dostatku. Taki obraz kraju nad fiordami można utrzymać, opierając się jedynie na doniesieniach mainstreamowych mediów. Dogłębna analiza zjawisk w nim zachodzących przynosi całkowicie odmienny obraz.

REKLAMA

Polacy znają Norwegię głównie dzięki państwowemu koncernowi Statoil (ponad 70% udziałów Lewiatana). Zajeżdżając na stację paliw tej firmy, powinniśmy jednak pamiętać, że popieramy… państwowy monopol. Po fuzji z innym państwowym molochem, Hydro, Statoil stał się jednym ze światowych liderów przemysłu paliwowego. Ów norweski Orlen kontroluje ok. 70% zasobów ropy na Morzu Północnym. Na szczęście wydobyciem zajmują się także inne firmy, takie jak Shell, Phillips czy BP. Na wydobywaną ropę nakładany jest specjalny podatek, który zasila norweski ZUS – Statens Pensjonskasse. Sumy z niego uzyskiwane są na tyle potężne, że państwo stworzyło nawet specjalny fundusz inwestycyjny, który (paradoksalnie niestety) osiąga całkiem dobre rezultaty. Nieustanny światowy popyt na ropę naftową sprawia, że zyski czerpane z jej eksploatacji bardzo sprawnie utrwalają strukturę własnościową gospodarki – podobną do tej, którą mamy w Polsce.

Niemal każda branża norweskiej gospodarki do złudzenia przypomina sytuację znaną nam z Polski. Odpowiednikiem polskiej TP SA jest norweski Telenor, obsługujący linie stacjonarne. Telefonie komórkowe są zazwyczaj prywatne. Norweskie PKP – Norges Statsbaner – posiada tylko jednego konkurenta, który przewozi klientów na odcinku lotnisko – centrum miasta w stołecznym Oslo. Marzeniem większości młodych Norwegów jest dostanie się na jeden z licznych państwowych uniwersytetów. Norweski NFZ (Regionalt Helseforetak) to niekończące się kolejki do specjalistów – prywatne gabinety przyjmują klientów od zaraz. Skandynawski LOT, czyli SAS, zarządzany jest przez pakiet kontrolny rządów Norwegii, Danii i Szwecji. Istnieje co prawda kilku prywatnych przewoźników (np. Norwegian.no), ale obsługa lotnisk i całej infrastruktury i tak należy do państwa – poprzez firmę Avinor. Monopol pocztowy na przesyłki mniejszego kalibru, tak jak w Polsce, trzyma należący do Lewiatana Posten Norge. Rynek mediów telewizyjnych posiada podobna strukturę co u nas, z dominacją państwowej NRK. Państwo zachowuje niemal identyczny jak w Polsce zakres własnościowy także w wielu innych dziedzinach, takich jak produkcja energii elektrycznej czy wydobycie węgla. Powstaje zatem pytanie: skoro w Polsce po 1989 roku nastała socjaldemokracja będąca niemal idealną kopią tej praktykowanej w Norwegii, to czemu nadal jesteśmy w porównaniu do tego kraju tacy biedni?

Bogactwa naturalne nie są wcale odpowiedzią (przynajmniej nie jedyną!). Najbogatszym w surowce krajem na świecie jest Rosja, która zamożnością obywateli pochwalić się bynajmniej nie może. Aby zrozumieć przyczyny bogactwa Norwegii, należy cofnąć się nieco w przeszłość oraz zwrócić uwagę na czynniki zazwyczaj lekceważone. W latach 1814-1905 Norwegia stanowiła część Szwecji, która może się dziś poszczycić najdłuższym w historii, obok Szwajcarii, okresem neutralności. Norwegia – tak jak niegdyś Stany Zjednoczone, przed nastaniem rządów obłudników w stylu Woodrowa Wilsona czy Franklina Roosevelta – praktykowała politykę izolacjonizmu. II wojna światowa, w czasie której doszło do stosunkowo niewielkiej (w porównaniu do reszty Europy) liczby nalotów i zniszczeń, była pierwszym dla Norwegii konfliktem zbrojnym od czasów wojen napoleońskich. Korzystny dla całego świata okres wiary w szkodliwość wojny dla gospodarki był zatem dla całej Skandynawii wydłużony o kilkadziesiąt lat. Norwegia uniknęła hekatomby ludnościowej I wojny, a II wojna światowa nie zakończyła się destrukcją kraju. Norwedzy, mimo swej niezachwianej wiary w socjalizm, nigdy nie przeszli, tak jak ponad pół Europy, procesu nacjonalizacji dóbr na wschodnioeuropejską skalę.

Odbiciem tego jest choćby zakres prywatnej własności lasów, która w przypadku Norwegii grubo przekracza 60%, podczas gdy w Polsce jest to jedynie ok. 17%. Norwegia nigdy nie nacjonalizowała prywatnych gruntów rolnych, jezior ani zasobów mieszkaniowych. Jej bogactwo powstało głównie w latach poprzedzających dojście do władzy socjaldemokratów. Monarchia szwedzka, której częścią przez wiele lat była Norwegia, w latach 1870-1950 szczyciła się najwyższym na świecie wzrostem dochodu per capita na świecie. Dojście do władzy Partii Pracy doprowadziło do spadku bogactwa mieszkańców Norwegii. Szczęśliwie dla władzy odkrycie ropy w latach sześćdziesiątych zmieniło nieco sytuację i pozwala zakamuflować wiele palących problemów. Świat nie chce jednak widzieć prawdziwej sytuacji Norwegii, wskazując na jej trzecie miejsce wśród najzamożniejszych krajów świata.

Warto zwrócić uwagę, że w przypadku kraju posiadającego jedynie niecałe 4,8 mln mieszkańców ropa i gaz pełnią rolę listka figowego dużo skuteczniej niż w Brazylii czy w Rosji. Gdyby pozbawić Norwegię przemysłu związanego z ropą (wytwarzającego jedną czwartą PKB), otrzymalibyśmy kolejną Szwecję lub Danię – kraje nadal bogate, ale znajdujące się w wieloletniej stagnacji, potężnie zadłużone i nękane bezrobociem. Prawdziwy obraz Skandynawii i Norwegii to społeczeństwo zapatrzone w ideały socjalizmu, które nigdy nie miało do czynienia z gwałtami Armii Czerwonej. Norwegów nie przeraża to, że struktura własnościowa w ich kraju nie odbiega zanadto od krajów byłego bloku komunistycznego. Są przyzwyczajeni do bogactwa, ale zupełnie nie rozumieją mechanizmów, które je spowodowały. Oklaskiwani przez opinię światową wierzą, że jedyną drogą do dobrobytu jest państwo opiekuńcze. Norwegowie wprawdzie nie weszli do Unii Europejskiej, ale praktykowany w niej ogólny trend „zrównywania w dół” jest ściśle powiązany z naturą Skandynawów.

Jak głosi „prawo Jantego”, mieszkańcy Północy mają zakorzenione w sobie dążenie do niewyróżniania się. Bycie innym, bycie lepszym jest postrzegane jako występek. Najlepiej w ten skrajnie egalitarny model wpisuje się socjaldemokracja – prąca ku parytetom, subwencjom i instytucjom welfare state. Przyczyną tego egalitaryzmu jest także tradycyjny w Skandynawii protestantyzm, który od zawsze postulował posłuszeństwo wobec władzy (Norwedzy nadal utrzymują państwowy kościół z królem jako jego głową i biskupami mianowanymi przez parlament). Rzecz jasna, społeczeństwo znacznie się zeświecczyło, ale kilkusetletnią tradycję niełatwo jest wyplenić. W naszych rozegalitaryzowanych czasach na ironię zakrawa fakt, iż cały świat równa do Norwegów, których główną ambicją jest równanie do innych…

REKLAMA