Zabicie Ibn Ladena jako wstęp do wycofania wojsk z Afganistanu?

REKLAMA

Afganistan przyjął spokojnie wiadomość o śmierci Osamy bin Ladena. Nie doszło tam do żadnych rozruchów czy protestów. Pojawiły się zaś informacje, że likwidacja bin Ladena była operacją mająca poprzedzić szybkie wycofanie się Amerykanów z Afganistanu.

Kiedy wieść o śmierci Osamy bin Ladena dotarła do afgańskiej stolicy, wybuchu euforii na jej ulicach nie zaobserwowano. Nawet zwolennicy prezydenta Hamida Karzaja nie urządzili żadnej manifestacji czy pochodu. Reakcja samego Karzaja na zabicie bin Ladena też była umiarkowana. Wezwał on talibów, by niezwłocznie przystąpili do rozmów z jego rządem i zakończyli wszelkie działania zbrojne. Karzaj wyraził też nadzieję, że Taliban wyciągnie lekcję z likwidacji Osamy bin Ladena. Sugerował on po prostu, że jeżeli ruch ten nie złoży broni, to czeka go los przywódcy Al-Qaidy, któremu nieopatrznie kiedyś udzielił gościny.

REKLAMA

Przy tej okazji Karzaj po raz kolejny powtórzył to, co mówi od wielu lat: terroryzm przejawiający się w różnej formie w jego kraju ma zagraniczne korzenie, bazy i źródła finansowania. Według niego, wojnę z terroryzmem należy prowadzić nie w afgańskich wioskach i miastach, zabijając niewinne kobiety, dzieci i starców, ale w zagranicznych gniazdach i obozach szkoleniowych. Zdaniem Karzaja, trzeba też zatamować finansujące terroryzm strumienie dolarów.

W afgańskich mediach zaczęły się też pojawiać bazujące na wypowiedzi Karzaja opinie sugerujące, że po śmierci bin Ladena USA zaczną ewakuować swe wojska z Afganistanu, ponieważ to jego osoba była głównym celem amerykańskiej operacji. Niektórzy zaczęli też sugerować, że po likwidacji bin Ladena u bram Islamabadu do kierownictwa Ameryki dotrze wreszcie fakt, że zdecydowana większość kierownictwa Al-Qaidy rezyduje sobie wygodnie w Pakistanie, a nie w Afganistanie. Taka opinię wyraził m.in. Szachmachmud Miachel – dyrektor kabulskiego oddziału Instytutu Pokoju.

Podobny pogląd wyraził też politolog Amir Foladi. Oświadczył, że zabicie bin Ladena może oznaczać, iż USA rozpoczynają operację wycofywania się z Afganistanu, demonstrując światu, że osiągnęły swój cel. Afgańscy eksperci nie różnią się raczej w ocenie, jak śmierć bin Ladena wpłynie na aktywność Al-Qaidy i Talibanu na terenie ich kraju. Aktywista ruchu obywatelskiego Mechbuba Seradż uważa, że w najbliższym czasie należy spodziewać się aktywizacji Talibanu na terenie Afganistanu. Dla Al-Qaidy śmierć duchowego przywódcy będzie, według niego, bolesnym ciosem, ale nie ostatecznym. Afganistan jest dla niej najwygodniejszym miejscem działania, swoistym poligonem.

Badacz i pisarz Borhan Jums uważa, że śmierć bin Ladena nie wpłynie znacząco na zmianę strategii Al-Qaidy w Afganistanie. Organizacja ta może natomiast, jako ugrupowanie globalne, zmienić swoją strategię światową. Taliban jest zaś niezależnym ruchem narodowym działającym w granicach Afganistanu i może swoją strategię dostosować do konkretnej sytuacji. Wielu obserwatorów w Kabulu zwraca też uwagę, że moment likwidacji Osamy bin Ladena został przez władze amerykańskie odpowiednio wybrany, a decyzja o przeprowadzeniu tej operacji zapadła wiele tygodni temu i została zgrana z decyzją wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu, która wkrótce zostanie ogłoszona. Takiego zdania jest m.in. komentator Mechbuba Seradż. Sugeruje on, że zabicie bin Ladena jest częścią od dawna opracowanej przez Biały Dom nowej afgańskiej strategii, w ramach której do Kabulu przybył m.in. nowy amerykański ambasador i nowy amerykański dowódca natowskich wojsk.

Czy Waszyngton istotnie przygotowuje się do zmiany strategii w Afganistanie, nie wiadomo. Pierwotny plan przewidywał, że wojska amerykańskie zaczną się wycofywać z tego kraju dopiero w 2014 roku. Sytuacja nie rozwija się tam jednak po myśli Amerykanów. Wręcz przeciwnie – Talibowie rosną w siłę, a ich działania są intensywniejsze niż na początku natowsko-amerykańskiej interwencji. Armia i policja rządowa też są coraz mocniejsze i w 2013 roku zwiększą swe siły odpowiednio do 240 i 210 tys. ludzi, ale nikt nie da gwarancji, że kierownictwo zarówno armii, jak i policji nie będzie znajdować się w rękach mułły Omara, stojącego na czele Talibanu. Spektakularna ucieczka 500 talibów, w tym kilkudziesięciu komendantów, ze ściśle strzeżonego więzienia w Kandaharze unaoczniła wszystkim stopień infiltracji karzajowskich organów bezpieczeństwa przez Taliban.

Szczegóły ucieczki ujawnione w trakcie dochodzenia musiały u amerykańskich generałów wywołać wściekłość. Szybko okazało się bowiem, że talibowie wcale nie uciekali podziemnym tunelem, choć był on wykopany, lecz wyszli główną bramą więzienia. Najzwyczajniej w świecie zostali wypuszczeni przez jego personel, który po prostu był na podwójnym żołdzie – prezydenta Karzaja i mułły Omara. Niektórzy obserwatorzy sugerują, iż Kabul, wyczuwając, że Amerykanie dążą do zmiany swojej strategii w Afganistanie, zgodził się na ucieczkę talibów, by mieć jakieś argumenty w potencjalnych rozmowach z Talibanem. Nie jest wykluczone, ze wysłannicy Karzaja prowadzili z osadzonymi w więzieniu lokalnymi komendantami wstępne rozmowy, chcąc uczynić z nich armię pośredników w rozmowach z kierownictwem Talibanu.

Hamid Karzaj jako realista zdaje sobie sprawę, że bez rozmów z nimi raczej się nie obejdzie. Znany dziennikarz i politolog uważany za jednego z czołowych ekspertów ds. Talibanu, Ahmed Raszid, uważa, że im dłużej rozmowy z talibami będą odkładane, tym sytuacja w Afganistanie będzie się bardziej zaostrzać.

REKLAMA