Legislacyjny podbój małżeństwa. Taktyka „małych kroków” na przykładzie francuskich homosiów

REKLAMA

Nie tylko nad Wisłą temat związków homoseksualnych staje się coraz mniej strawnym rodzajem kiełbasy wyborczej. Podobnie dzieje się we Francji. Chociaż projekt ustawy o dopuszczalności „małżeństw” jednopłciowych nie ma w obecnym parlamencie żadnych szans, socjaliści starają się go przeforsować. Zresztą nie chodzi tu o realizację, ale o odpowiednie przygotowywanie gruntu na przyszłość i o wybory prezydenckie. Tym bardziej że wg instytutu badawczego Sofres już 58% wytresowanych odpowiednio Francuzów mówi homo-„małżeństwom” „tak”. Projekty podobnych ustaw pojawiają się dość dziwnie przy kolejnych wyborach – ostatnio w 2008 roku przy okazji wyborów samorządowych.

Teraz temat powrócił przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Potencjalny kandydat Partii Socjalistycznej na prezydenta, Franciszek Holland, wywodzi prawa do homo-„małżeństw” z haseł rewolucji francuskiej: „wolność zostawia możliwość kochającym się osobom zjednoczyć się niezależnie od płci”; (…) „równość daje każdemu związkowi dwóch osób (swoją drogą dlaczego nie np. trzech?), niezależnie od płci, te same prawa bez żadnej dyskryminacji”. O braterstwie nie było, ale to też dość łatwo da się do promocji homosiów wykorzystać (np. jako najwyższa forma fraternité?).

REKLAMA

Ostatecznie we francuskim Zgromadzeniu Narodowym debata nad projektem ustawy zgłoszonym przez Partię Socjalistyczną się odbyła. Wcześniej projekt odrzuciła komisja parlamentarna, więc i tak szans na jego przeforsowanie nie było. Jednak tego typu „taktyka salami” robi swoje. Chociaż większość parlamentarzystów rządzącej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) była przeciwna tego typu związkom, to w jej szeregach można dostrzec coraz więcej niekonsekwencji i pęknięć. Poparcie dla projektu socjalistów wyraził m.in. deputowany UMP Franek Riester. Sprawę nagłośniły także akcje homoseksualnego lobby.

Przed budynkiem Zgromadzenia Narodowego doszło do manifestacji zorganizowanej przez międzystowarzyszeniową „Inter-associative lesbienne, gaie, bi et trans” (LGBT). Szef tej organizacji, Laurenty Blanc, twierdził przed kamerami TV, że „Mikołaj Sarkozy w czasie kampanii wyborczej w roku 2007 zobowiązał się do legalizacji małżeństw homoseksualnych i jak dotychczas nie wywiązał się z tych obietnic”. Nikt nie ma wątpliwości, że środowiska homoseksualnych lobbystów starają się tego typu akcjami (nawet skazanymi z góry na niepowodzenie) przygotować odpowiedni grunt do zmian prawa i w odpowiednim momencie to wykorzystać. Wystarczy tylko sprzyjający układ polityczny, który „małżeństwa homosiów” już tylko przyklepie…
(Bogdan Dobosz, Francja)

Warto dodać, że nad Sekwaną tradycja prawnej asymilacji homoseksualistów ma długie korzenie. Francja już w 1791 zdepenalizowała akty homoseksualne więc wyłożone przez naszego korespondenta tłumaczenie homo-małżeństw Rewolucją Francuską ma głębszy sens. Co więcej francuscy deputowani już za rządów Lionela Jospina (1999) zalegalizowali tzw. związki cywilne (fr. Pacte civil de solidarité, w skrócie PACS). Formalizują one „nieformalne relacje między dwojgiem ludzi bez względu na płeć”. Osobom, które podpisały PACS łatwiej dziedziczyć majątek, rozliczać się z fiskusem itp. Choć PACS-y ułatwiły życie francuskim homoseksualistom to ich celem było głównie przygotowanie gruntu do kolejnej prawnej asymilacji. Jak pokazał Bogdan Dobosz wpisały się one w politykę małych kroków („taktyka salami”), której celem jest pełne zrównanie praw par homoseksualnych z małżeństwami. Kolejny – po PACS-ach – krok w kierunku uznania „rodzin” jednopłciowych uczynił francuski sąd, który w 2004 roku uznał dwie lesbijki za prawnych rodziców trójki dzieci urodzonych przez jedną z nich (sztuczne zapłodnienie). Tempo podboju sfer zarezerwowanych dla par heteroseksualnych pozwala przypuszczać, że geje i lesbijski nie będą musieli przesadnie długo domagać się statusu pełnoprawnych „małżonków”.
(Wojciech Nowak, Czechy)

REKLAMA