Chodakiewicz: Czerwona pedagogika w USA

REKLAMA

Przeglądałem właśnie jedno ze swoich pudeł i wpadł mi w rękę dokument z zamkniętych ponownie archiwów post-sowieckich, a dokładniej z archiwum Kominternu, ze zbioru Dymitrowa (Fond 495, opis 73, delo 164). „Kratkie svedennia o 15-ti obszczestvennikh deiatelei CSZA, proisoediniavszikhsia w vozzvaniiu 60-ti,” z 21 lutego 1942 r. to raport z operacji przeprowadzonej w USA przez wywiad sowiecki za pomocą miejscowej kompartii. Chodziło o to aby apel poparcia dla Stalina i sowieckiego wysiłku zbrojnego opracowany w Moskwie przez niemieckich komunistów publicznie poparli prominentni Amerykanie niemieckiego pochodzenia.
Nie wiele z tego wyszło, ale autor raportu wymienia osoby, które inicjatywę poparły i na które Kreml może zawsze liczyć. Wśród tych przyjaciół Sowietów wyróżnia się profesor Franz Boas, antropolog z Columbia University. „Popierał Związek Sowiecki, KP USA, oraz ruch robotniczy… podczas trudnego okresu 1939-1940.” Boasowi nie przeszkadzał więc pakt Ribbentrop-Mołotow, gdy wielu liberałów i postępowców odsunęło się od komunistów, a szeregi kompartii poważnie skurczyły się.
Franz Boas był ojcem teorii multikulturalizmu. Przybył do USA pod koniec XIX w. z Breslau, gdzie doskwierała mu atmosfera antyżydowskości. W nowym kraju zamieszkania wnet doszedł ze smutkiem do wniosku, że elita amerykańska (tzw. White Anglo-Saxon Protestants — WASPs) jest zbyt chrześcijańska i zbyt patriotyczna, a przy tym zbyt pewna swoich wierzeń, postawy i kultury. Powodowało to dyskomfort u Boasa. Twierdził, że miało to też negatywny wpływ również na psychikę wielu nowych emigrantów do USA, którzy doświadczali dyskryminacji ze strony protestancko i narodowo nastawionych warstw przywódczych i ludowych Ameryki, którzy podkreślali swoje zachodnio i północnoeuropejskie korzenie. Większość nowych emigrantów wtedy wywodziła się natomiast z południowej, środkowej i wschodniej Europy (Włosi, Polacy, Słowacy, Węgrzy, Rusini, Żydzi i inni) i była wyznania katolickiego, prawosławnego, bądź mojżeszowego.
Boas w związku z tym uznał, że w USA należy stworzyć system bez dominującego paradygmatu kulturowego. Wszystkie kultury powinn być traktowane jednakowo („równo”). Naturalnie na straży tolerancji systemu multikulturowego miał stanąć on i jemu podobni ateiści i moralni relatywiści. Jednym słowem chodziło o wprowadzenie nihilizmu pod płaszczykiem „równości” i zastąpienie tradycyjnej elity nową warstwą panującą.
Boas nie miał recepty na krwawą rewolucję, nie wstąpił też najpewniej do kompartii, ale był bezpartyjnym bolszewikiem. Jak wielu postępowców i liberałów, było mu po drodze z komunistami. Widział w nich siłę destrukcyjną skierowaną przeciwko tradycyjnemu ładowi. Komuna w rozumieniu postępowców działa jako buldożer urawniłowki. Na takiej pustyni, pozbywszy się konkurencji Boas i inni postępowcy mogliby dopiero zabrylować. Budować nowy, wspaniał świat powszechnej równości pod swoją batutą.
To jest właśnie główne źródło poparcia różowych intelektualistów dla czerwonych. Wystarczy poszukać analogii w propozycjach intelektualnych komunistów a postępowców. Kontrast i porównywanie. I zestawienie ich z sowieckimi propozycjami. Z amerykańskimi intelektualistami, a szczególnie organizacjami profesjonalnymi pedagogów, wyszło tak jak z Wandą Wasilewską i Związkiem Nauczycielstwa Polskiego przed wojną: czerwona wierchuszka z kremlowskimi agentami wpływu oraz użytecznymi różowymi idiotami. Podkreślmy, że zysk na kolaboracji miał być wspólny, mimo, że naturalnie w takich warunkach największa korzyść przypada najsilniejszemu, czyli Moskwie.
Zacznijmy od Sowietów. Najpierw wykładnia teoretyczna. Tow. Lenin napisał: „nasza sprawa jest sprawą międzynarodową i tak długo jak we wszystkich krajach – włączając to nawet największe i najbardziej cywilizowane – rewolucja nie wygrała, tak długo nasze zwycięstwo pozostaje połowicznym, a może nawet mniej niż to.” Ale nie każdy kraj był gotowy na rewolucję i nie w każdym kraju komuna mogła taką rewolucję sama zacząć. Szczególnie dotyczyło to USA. Dlatego odwoływano się do służb specjalnych i tak zwanych „przedsięwzięć aktywnych” (aktivnyie miropriatia; active measures).
KGBista Yuri Bezmenov wyjaśnił, że przedsięwzięcia aktywne to „powolny proces… aby zmienić percepcje rzeczywistości u każdego Amerykanina do tego stopnia, że mimo bogactwa informacji, nikt nie będzie zdolny wywieść z tego sensownej konkluzji aby bronić siebie, swoje rodziny, swoje społeczności, a także swój kraj. Jest to potężny proces prania mózgów, który posuwa się bardzo powoli.” Jego zadaniem jest podminować kulturę społeczeństwa w taki sposób aby spowodować, że obywatele zaczynają kwestionować swoją własną historię oraz system wartości, na których oparta jest ich cywilizacja. W żargonie KGB to „demoralizacja.”
Jeśli chodzi o generalną metodę to — uzupełnia oficer CIA Kent Clizbe – ze względu na amerykańską naiwność, „odwoływanie się do serca raczej niż do rozumu miało większy sukces” (Kent Clizbe, Willing Accomplices: How KGB Influence Agents Created Political Correctness, Obama’s Hate-America-First Political Platform, and Destroyed America (Ashburn, VA: Andemca Publishing, 2011). Następnie tworzono sieć organizacji-przykrywek zajmujących się a już to pomocą biednym, a już to oświeceniem niewykształconym, a już to przysposobieniem bezrobotnych. I odpowiednio wszystko tłumaczono.
Żona jednego z najzdolniejszych sowieckich propagandzistów Williego Münzenberga, wyjaśniła w jaki sposób otumania się publikę docelową: „Nie popierasz Stalina. Nie nazywasz się komunistą… Nie wzywasz ludzi aby popierali Sowiety. Nigdy. Pod żadnym pretekstem. Udajesz niezależnego idealistę. Tak naprawdę to nie rozumiesz o co chodzi w polityce, ale uważasz, że biednych i słabych ludzi traktuje się łajdacko. Wyznajesz otwartość… Przeraża cię rasizm, prześladowanie robotników… Wierzysz w pokój. Łakniesz porozumienia między narodami. Nienawidzisz faszyzmu. Uważasz, że kapitalizm jest skorumpowany. I powtarzasz to raz po raz i jeszcze raz, stale. I nic więcej nie mówisz. Nic więcej.” (Stephen Koch, Double Lives: Stalin, Willi Münzenberg and the Seduction of Intellectuals (New York, NY: Enigma Books, 1994).
Oprócz agentów świadomych rekrutowano nieświadomych, tzw. użytecznych idiotów. Najbardziej prominentnych zapraszano do Sowietów. Paul Hollander nazwał ich „politycznymi pielgrzymami.” Część z nich to naiwniaki, ale inni doskonale wiedzieli o co chodzi. Guru postępowej pedagogiki profesor John Dewey z Columbia University (Teacher’s College) odwiedził „Kraj Rad” w 1928 r. Doświadczył potiomkinowskiej przygody i wszystko mu się podobało, szczególnie „wspaniały rozwój progresywnych ideii edukacyjnych i praktyk pod troskliwymi rządami bolszewickimi” (“the marvelous development of progressive educational ideaes and the practices under the fostering care of the Bolshevist government” w John Dewey, Impressions of Soviet Russia and the Revolutionary World (New York: New Republic, Inc., 1929).
Inny guru edukacyjny to professor George S. Counts również z Columbia University (Teacher’s College). Counts nie znał rosyjskiego, ale przyjęto go na uczelnię jako sowieckiego „eksperta.” I wybrał się w podróż do Sowietów, wrócił zachwycony, publikował mnóstwo o bolszewickim postępie, między innymi dzieło „Czy szkoła ośmieli się zbudować nowy porządek społeczny?” (Dare the School Build a New Social Order? (New York, The John Day Company, 1932), gdzie propagował “przymus i indoktrynację” (imposition and indoctrination) w stosunku do uczniów aby osiągnąć postępowe cele. A naturalnie były one antywolnorynkowe, oparte na walce klas i ras oraz – dla niepoznaki – na radykalnym indywidualiźmie (ale tylko w sensie wyzwania dla tradycyjnego ładu). Podkreślmy: do dziś w pedagogice amerykańskiej nie ma większych autorytetów niż Dewey i Counts.
Jeden z sowieckich szpiegów i członek amerykańskiej kompartii Louis Budenz stwierdził, że „aby podminować państwo takie jak USA, jednym z najważniejszych jest infiltracja systemu edukacyjnego” (Louis F. Budenz, The Techniques of Communism (Chicago, IL: Henry Regnery Company, 1954). Oficer FBI W. Cleon Skousen wymienił kilkadziesiąt celów komunistycznej dywersji w USA. Wśród nich, jednym z najważniejszych było, po pierwsze, „przejąć kontrolę nad szkołami. Użyć je jako pasy transmisyjne dla socjalizmu i bieżącej propagandy komunistycznej. Osłabić program nauczania. Przejąć związki nauczycielskie. Umieścić linię partii w podręcznikach.” Następnie „wyeliminować modlitwę oraz jakąkolwiek formę religijną w szkołach na podstawie tego, że narusza to doktrynę ‘rozdziału między kościołem a państwem.’” I w końcu „podkreślić potrzebę wychowania dzieci poza negatywnymi wpływami rodziców. Winić tłamszący wpływ rodziców za uprzedzenia, kłopoty mentalne, oraz spowolnienie umysłowe dzieci” (W. Cleon Skousen, The Naked Communist (Salt Lake City, UT: Ensign Publishing Company, 1958).
Dzisiaj cele są podobnie, a ponieważ po rewolucji kontrkulturowej lat sześćdziesiątych lewaccy radykałowie opanowali większość instytucji, szczególnie uniwersytety, chodzi przede wszystkim o „utrwalenie władzy ludowej”. Oto filozofia Curry School of Education przy prestiżowej University of Virginia, nazwanej Ivy League Południa: “historia naszego programu podyplomowego w Podstawach Społecznych datuje się do 1970 r., ale jesteśmy podłączeni pod szersze pole badań, które zostało pioniersko zaorane w Teacher’s College przy Columbia University w latach trzydziestych. Dzisiaj obejmuje ono większość prominentnych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych. Tak jak John Dewey, George S. Counts, oraz Harold Rugg, upieramy sią przy tym aby nasza działalność edukacyjna była oceniana pod kątem wyników społecznych jak i pedagogicznych. (http://curry.virginia.edu/academics/areas-of-study/social-foundations).
Wystarczy prześledzić obrady i rezolucje jednego z największych związków nauczycielstwa amerykańskiego: Narodowego Zrzeszenia Edukacyjnego (National Education Association – NEA), aby zobaczyć niesamowitą synchronizację dzisiejszych amerykańskich pedagogów ze starymi sowieckimi celami dywersyjnymi w stosunku do USA. NEA popierała usunięcie religii ze szkoły – udało się; W 2011 r. NEA udało się nawet zbić próbę wprowadzenia tzw. „chwili ciszy” aby te dzieci, które chcą mogły się w sercu pomodlić. No i naturalnie idą próby aby wprowadzić przymusową edukację dzieci od chwili narodzin. Chodzi tutaj o jak najwcześniejsze odcięcie wpływu rodziców na dziecko. Dla tych samych powodów zrzeszenie występuje za edukacją seksualną oraz możliwością podawania środków antykoncepcyjnych dzieciom w szkole bez wiedzy rodziców. Oprócz tego NEA daje odpór amerykańskiemu patriotyzmowi i kulturze sprzeciwiając się oficjalnemu ustanowieniu angielskiego jako języka państwowego oraz popierając darmową i multikulturalną edukację dla nielegalnych emigrantów (www.nea.org). To tylko taki mały przegląd. Jak skomentował konserwatywny obserwator, NEA oparta jest na „wściekłej nienawiści do kapitalizmu oraz na stałym, bezkrytycznym podziwie dla socjalizmu” (Samuel L. Blumenfeld, NEA: Trojan Horse in American Education (Boise, ID: The Paradigm Company, 1984).
Od trzech pokoleń za publiczne pieniądze sączy się w głowy młodych Amerykanów lewacką truciznę. Powoli, bardzo powoli. Ale ze skutkiem. Może jeszcze nie śmiertelnym. Takie pogrobowe zwycięstwo Sowietów. A może nie pogrobowe? Lenin wiecznie żywy.

Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC

REKLAMA
REKLAMA