Sommer przed meczem: Euro 2012 czy sto miliardów w błocie

REKLAMA

Co jest najbardziej zabawne w całym medialnym hałasie związanym z Euro 2012? Oczywiście to całe ciągnące się przez lata opowiadanie o przygotowaniach, budowaniu infrastruktury, terminach, wysiłku i bohatersko pokonywanych przez rozmaitych polityków trudnościach itp. A dokładnie to, że ktokolwiek w potrzebę tych wszystkich działań uwierzył. Bo przecież jak się racjonalnie nad nimi zastanowić – to przecież prawie żadna infrastruktura i prawie żadne przygotowania po prostu nie były potrzebne.

Przypomnijmy sobie zdarzenie sprzed 10 już lat. W 2002 przyjechał do Polski Jan Paweł II. Na krakowskich Błoniach odbyła się msza św. Nie było ani autostrad, ani modernizacji kolei, ani nowych dworców. A przyjechało 2,5 miliona ludzi!

REKLAMA

Proszę to dobrze ocenić. Jeśli założyć, że na mszę poszedł cały Kraków to i tak na cały dzień do starej stolicy przyjechały dwa miliony ludzi z zewnątrz, spędziły w niej dzień a może i dwa (tak było w moim przypadku), po czym wyjechały. Nie potrzeba było dokładnie żadnych przygotowań by ta msza się odbyła. Tymczasem na polskich stadionach podczas 15 spotkań naszej mniejszej połówki Euro 2012, zasiądzie trochę ponad 750 tys. osób, a jednorazowo średnio nieco ponad 50 tys. Spośród tych 750 tys. tylko ok. jednak trzecia przyjedzie z zewnątrz. Jeśli to przeliczyć na poszczególne spotkania to okaże się, że na jeden mecz ma z zewnątrz przyjechać ok. 15-20 tys. osób. Taki ruch jest oczywiście zauważalny, ale z punktu widzenia kilkusettysięcznych czy ponad milionowych miast nie ma żadnego znaczenia. A proszę sobie zderzyć te 15-20 tys. z „bezinfrastrukturalnymi” 2 milionami i zrozumieć skalę prania mózgu jakiej Polaków poddano!

Średnio każdy Polak wywalił na Euro 2012 jakieś 22,5 tys. złotych. Tak więc nie przegapmy dzisiejszego meczu bo w pesymistycznym wariancie (Polacy zagrają minimum trzy spotkania) zapłacimy za niego ponad 7 tys. złotych! Jeśli nasi piłkarze nie dadzą ciała i spotkań będzie więcej, to cena polskiego meczu spadnie. We własnym, dobrze pojętym interesie trzymajmy więc za nich kciuki!

REKLAMA