Miszalski: O czym ćwierkają etatowi mędrcy?

REKLAMA

Jan Brzechwa, polski Żyd i świetny pisarz (nie tylko „dla dzieci”; jego autobiografi czna książka „Gdy owoc dojrzewa” to znakomita lektura dla dorosłych – kto ją wznowi?!…), w swej bajce o lisie Witalisie pisze: „Znano różne w świecie lisy. Był więc lis Ancymon Łysy, pospolity lisek Rudy (pełen sprytu i obłudy), lis Bazyli – wielki sknera, zezowaty lis Przechera”… Podobnie są na świecie różni „mędrcy”. Są więc „mędrcy merdialni”, powycinani z „Gazety Wyborczej” albo kreowani przez niezlustrowanych żurnalistów spodstolnych, dyrygowanych przez oficerów prowadzących; są mędrcy „jednego etapu” (Balcerowicz, Greenspan); są i „mędrcy etatowi”, uznawani za takich przez „światową opinię publiczną”, za którym to sformułowaniem kryje się najczęściej prasa żydowska i lewicowa.

Tedy spiesząc na ratunek Europie, przedstawili ostatnio swe recepty „euromędrcy” w osobach Flamanda Guy Verhofstadta, Niemca Helmuta Schmidta i Francuza Jacquesa Delorsa. Wszyscy ci mędrcy zgodnie zalecają Europie ratunek w postaci unii bankowej i fiskalnego federalizmu. Gdy jednak opukać życiorysy owych mędrców, okazuje się, że jeden w drugiego to postępowi socjaliści (Belg zgrywał się na „liberała” – całkiem jak Tusk), klasyczni biurokraci, fanatycy europejskiego ujednolicania. Tacy to więc mędrcy zalecili ów „ratunek” dla UE w postaci jeszcze większej niż obecnie centralizacji i urawniłowki, co się przekłada w normalnym języku na jeszcze większy fiskalizm i wyzysk podatkowy obywateli przez ich własne resztówki państw i nomenklaturę Unii Europejskiej.

REKLAMA

Krótko mówiąc: mędrcy ci (jak ów „lisek Rudy, pełen sprytu i obłudy”) zalecają leczyć kryzys unijny dalszym postępem socjalizmu. Tymczasem kryzys unijny to nie tyle kryzys (kryzys to nagłe załamanie się koniunktury), co nieuchronny skutek postępów socjalizmu dotychczasowego, praktykowanego w UE – podobnie jak kryzys w Ameryce jest skutkiem wspólnej polityki państwa i Rezerwy Federalnej, samej w sobie instytucji o charakterze socjalistycznym. Jeśli recepty tych „mędrców” zostaną przyjęte, to UE wkroczy wprawdzie w etap agonalny, lecz niestety potrwa on pewien czas i euronomenklatura zdąży w tym czasie wyzuć z własności jeszcze miliony rodzin.

„Mędrcy świata, monarchowie, gdzie spiesznie dążycie?”… – śpiewamy w pięknej kolędzie. Niestety, euromędrcy nie są monarchami i bynajmniej nie spieszą do kołyski naszej cywilizacji – to tępi, pazerni biurokraci, kryptototalniacy pełni sprytu i obłudy. Do czego doprowadzą Europę?

Tymczasem w naszym kraju powracają jakieś upiory stalinowskie. Dyrektorka liceum z Tarnowa skarży się, że ambasador Izraela w Polsce, Zwi Rav-Ner, molestował ją politycznie, domagając się odwołania spotkania młodzieży szkolnej z Omarem Farisem, przewodniczącym Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Palestyńczyków Polskich z siedzibą w Krakowie. Dyrektorka powiada nawet, że ambasador Izraela zarzucił jej w rozmowie antysemityzm… Sam ambasador wyparł się tego aktu molestowania, zasłaniając się „podwładnym”, jednak dyrektorka tarnowskiego liceum twierdzi, że tłumacz tej telefonicznej rozmowy zwracał się do jej uczestnika w ambasadzie izraelskiej per „panie ambasadorze”. Jak tam było, tak tam było – zaskakują dwie rzeczy: że dyrektorka – w końcu urzędnik państwowy – uległa temu molestowaniu i odłożyła spotkanie młodzieży z p. Omarem Farisem, zamiast zakończyć rozmowę z ambasadorem Izraela krótkim, acz stanowczym paszoł won; po wtóre – dziwi, że dotąd minister Sikorski nie poprosił ambasadora Izraela do siebie i nie ostrzegł go przed podobnymi praktykami na przyszłość. Czegoś jednak należy wymagać od ministra, nawet jeśli ożeniony jest tak, jak jest, a w jego ministerstwie dominuje ciągle „zaciąg geremkowski”. Płaci mu przecież polski podatnik. Owszem, po ministrze rządu odbywającego „posiedzenia wyjazdowe” aż w Izraelu nie można zbyt wiele wymagać, ale przynajmniej tego wymagać można, żeby powściągał ambasadora Izraela w Polsce, by nie zachowywał się ostentacyjnie jak Jakub Berman albo Luna Brystygierowa. Jak widać, wypłukiwanie polskiej suwerenności następuje nie tylko „na odcinku unijnym”.

Nawiasem mówiąc: w polskim MSZ jest od kilku lat „reprezentant” niemieckiego MSZ; czy w niemieckim MSZ jest także „reprezentant” polskiego MSZ? Czy wkrótce przybędą w naszym MSZ inni „reprezentanci”?…

Niebezpieczny ów incydent, podobnie jak okoliczności śmierci gen. Petelickiego, nie wywołał, o dziwo, większego zainteresowania w „mainstreamowych” merdiach – zwłaszcza w stacjach telewizyjnych, gdzie niepomiernie więcej czasu antenowego poświęcono tak ważnym problemom jak kto, którą nogą i komu strzelił gola. A przecież ważniejsze niż kto komu strzelił gola jest, dlaczego strzelił sobie w łeb tak dobrze poinformowany generał, świadek i znawca słynnych transformacji ustrojowych i innych… Ten brak zainteresowania nie dziwi w przypadku spodstolnych, niezlustrowanych merdiów, wyrastających z pniaka PRL-owskich tajnych służb u diabła, słynna (osławiona?) „misja” mediów publicznych? Tych, na które przymuszani jesteśmy płacić „abonament” pod pretekstem, że „edukują, oświecają, wyjaśniają” itp., itd., etc.? Ginie kolejny generał, ulica mówi o „liście osób do odstrzału”, a publiczne radio i telewizja nawet nie wyjaśniają spragnionym wiedzy obywatelom, czy to rosyjskie służby przystąpiły do likwidacji tych, co wcześniej przewerbowali się do innych służb, czy to byli bezpieczniacy z WSI likwidują byłych bezpieczniaków z SB w ramach konkurencyjnej walki o rozkradziony szmal, czy może obydwie te „okoliczności przyrody”, we wzajemnym powiązaniu, splocie i żelaznym uścisku, skutkują wszystkimi tymi tajemniczymi „samobójstwami bez udziału osób trzecich”?

Ta nowa formuła przypomina skądinąd inną znaną formułę, stosowaną wobec szpicli i konfidentów, co to zarejestrowani zostali „bez swej wiedzy i zgody”… (Z tej syntezy mogą się urodzić nowe formuły: „Zarejestrowany jako TW bez swej wiedzy, zgody i bez udziału osób trzecich” albo: „Popełnił samobójstwo bez swej woli i zgody”. Czyż nie sam cymes sprytu i obłudy?) Ale chociaż wokół tylu wszelkiego rodzaju mędrców – z najprzeróżniejszych nadań i nominacji, kalibru lokalnego, europejskiego a nawet światowego – ani się dowiesz czegoś mądrego i prawdziwego o kryzysowej rzeczywistości.

Tubylczy mędrzec mniejszy, Jacek Saryusz-Wolski, powiada, że UE „zagrażają narodowe egoizmy”. Rozumiemy, że dalsza integracja proponowana przez mędrców większych umożliwi wreszcie postawienie tych narodowych egoizmów pod stienku. W tym celu „proeuropejska” PO już przygotowała projekt ustawy sankcjonującej „mowę nienawiści”. Kto przemówi odtąd „mową nienawiści”, jako „narodowy egoista” będzie przykładnie karany? Ano: „Są na świecie różne lisy”… – ale to i bez mędrców wiemy od Brzechwy.

REKLAMA