Burzliwa kampania w Gruzji. Bidzina Iwaniszwili prawdopodobnie pokonał Saakaszwilego

REKLAMA

Chociaż nie ma jeszcze oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych w Gruzji, prezydent Micheil Saakaszwili przyznał w telewizji, że jego partia przegrała wybory i przechodzi do opozycji. W związku z tym faktem przypominamy wybrane teksty z NCZ! dotyczące Gruzji pod rządami Zjednoczonego Ruchu Narodowego oraz przebiegu kampanii. Poniżej krótka analiza przebiegu kampanii autorstwa Marka A. Koprowskiego. Tekst został napisany kilka dni temu.

Kampania przed wyborami parlamentarnymi w Gruzji jest wyjątkowo zacięta. Prezydent Michał Saakaszwili mówi wprost, że główne ugrupowanie opozycyjne wobec jego partii jest sponsorowane przez Moskwę. W ostatnich dniach Tbilisi stało się niemal stolicą unijnej dyplomacji. Miasto to odwiedzili m.in. szefowie dyplomacji: Bułgarii, Litwy, Łotwy, Rumunii i Czech. Nieoficjalnie mówi się, ze główną troską unijnych polityków była uczciwość zbliżających się wyborów parlamentarnych, które odbędą się 1 października bieżącego roku. Unijni politycy mieli ostrzegać prezydenta Michała Saakaszwilego, że jeżeli wybory nie będą uczciwe i dojdzie podczas nich do cudów nad urną, to Gruzja sama utrudni sobie drogę do integracji z NATO i Unią Europejską. Wcześniej obawy o uczciwość wyborów wyraziła amerykańska administracja. To niewątpliwie naciski z jej strony sprawiły, że Saakaszwili zgodził się, by w wyborach wziął udział jego główny przeciwnik – Bidzina Iwaniszwili (zdaniem obecnego prezydenta jego partia ma zwycięstwo w kieszeni – dop. nczas.com). Wcześniej podległa prezydentowi administracja usiłowała wyeliminować Iwaniszwilego z walki politycznej, pozbawiając go obywatelstwa w październiku 2011 roku.

REKLAMA

Zmiana sytuacji

Stany Zjednoczone nie chcą, by opozycja oskarżyła Saakaszwilego o fałszerstwa wyborcze – jak miało to miejsce podczas ostatnich wyborów parlamentarnych i lokalnych. Obecnie w gruzińskim parlamencie w wyniku tych wyborów nie ma faktycznej opozycji. Zasiadający w parlamencie Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny uznawany jest powszechnie za „opozycję systemową”, która w pełni akceptuje monopol władzy obozu prezydenckiego. Poza parlamentem pozostawało kilkanaście rozdrobnionych partii opozycyjnych, które Saakaszwili zupełnie zmarginalizował. Nie miały one finansów na działanie, kadr, struktur terenowych oraz dostępu do głównych mediów. Ich działacze byli też ze sobą skłóceni. Stronnictwa te nie miały żadnych szans na nawiązanie równorzędnej walki z ekipą Saakaszwilego, bezceremonialnie wykorzystującą do walki politycznej aparat państwa, a zwłaszcza struktury siłowe i całkowicie uzależnione od siebie media. (O tym jak pełnia władzy przełożyła się na sytuację Gruzinów można przeczytać w tekście „Gruzja. Kraj bez podatków socjalnych”)

Wejście Iwaniszwilego na arenę polityczną zmieniło tę sytuację. Polityk ten to jeden z najbogatszych Gruzinów, którego majątek stanowi połowę PKB Gruzji. Pod jego patronatem powstał najpierw ruch społeczny Gruzińskie Marzenie, stanowiący szeroką platformę jednoczącą siły opozycyjne, następnie zaś, w kwietniu 2012 roku, partia Gruzińskie Marzenie – Demokratyczna Gruzja. Stanowi ona poważną alternatywę dla obozu rządzącego. Iwaniszwili, mimo że do tej pory nie gościł w mediach, jest postacią znaną i cieszącą się w Gruzji dużym szacunkiem. Od lat prowadzi w swym kraju zakrojoną na szeroką skalę działalność charytatywną. Fundował m.in. stypendia dla studentów i artystów. Wspierał też Gruzińską Cerkiew Prawosławną, finansując budowę świątyń. To on ufundował górujący nad Tbilisi katedralny Sobór Świętej Trójcy – największą prawosławną świątynię na Kaukazie Południowym. Patriarcha Eliasz II jest jego zwolennikiem. Duchowny apelował do Michała Saakaszwilego o przywrócenie Iwaniszwilemu obywatelstwa i umożliwienie mu udziału w wyborach. Głos Cerkwi znaczy zaś w Gruzji bardzo wiele. Jest ona najważniejszą instytucją zaufania publicznego. Patriarcha Eliasz II cieszy się w kraju najwyższym autorytetem.

Odrzuca oskarżenia

Dla Saakaszwilego Iwaniszwili to trudny przeciwnik – głównie dlatego, że przez kilka lat był jednym ze sponsorów obecnego prezydenta. Wspierał finansowo proces reform w Gruzji, w zamian za co Saakaszwili miał mu udzielić swoistej amnestii i nie pytać, skąd wziął on olbrzymi majątek, wychodząc z założenia, że pieniądze nie śmierdzą.

Obecnie Saakaszwili publicznie oskarża dawnego sponsora, że jest agentem Moskwy. Utrzymuje również, że Kreml wyasygnował 2 mld $ na kampanię wyborczą opozycji, by po jej zwycięstwie odzyskać utracone w Gruzji wpływy. Iwaniszwili zdecydowanie odrzuca te oskarżenia, twierdząc, że obecne władze posługują się widmem zagrożenia w sposób instrumentalny, dla mobilizacji poparcia społecznego oraz dyskredytacji Opozycji. Jego zwolennicy twierdzą zaś, że Saakaszwili usiłuje zdyskredytować ich lidera dlatego, że wie on za dużo o powiązaniu obecnego obozu władzy z dużym biznesem – szczególnie zaś z najważniejszymi przedsiębiorstwami w Gruzji, które swoje adresy mają na Cyprze lub na Bahamach, gdzie są formalnie zarejestrowane.

Kampania poprzedzająca zbliżające się wybory parlamentarne jest szczególnie zacięta, gdyż głosowanie odbędzie się według nowego kodeksu wyborczego, z perspektywą wejścia w życie w 2013 roku nowelizacji konstytucji, zmieniającej relacje między poszczególnymi ośrodkami władzy. Na ich mocy prezydent pozostanie głową państwa, ale większość prerogatyw przekaże rządowi. Ustrój Gruzji z prezydenckiego przekształci się w parlamentarno-gabinetowy. W nowych wyborach prezydenckich w 2013 roku nie weźmie też udziału obecny prezydent Michał Saakaszwili.

Od zbliżających się wyborów parlamentarnych zależy bardzo wiele. Bidzina Iwaniszwili może sporo zamieszać. Jeżeli uda mu się zagospodarować niezadowolenie społeczne, to jego ugrupowanie może zdobyć mocną pozycję w parlamencie. Deklaruje ono, że przygotowało już 100 tysięcy ludzi do pracy w komisjach wyborczych, którzy mają zadbać, by nie doszło do żadnych fałszerstw. Twierdzi, że według sondaży Gruzińskie Marzenie popiera dwie trzecie mieszkańców republiki i odniesie ono miażdżące zwycięstwo. 30-procentowe bezrobocie na prowincji i niezadowolenie mieszkającej w dużych miastach inteligencji z rządów Saakaszwilego może przysporzyć mu zwolenników.

REKLAMA